David Morrell, ojciec Rambo

To, co zdaniem czytelników jest najlepsze w Pana twórczości, to precyzyjnie skonstruowana akcja i szczegóły działań jednostek specjalnych. Jak przygotowuje pan materiały do książek?

Gdy zaczynam pisać książkę, punktem wyjściowym jest esej tworzony wyłącznie na moje potrzeby. Zadaje sobie wtedy pytanie, czemu ten czy inny pomysł jest dla mnie interesujący, czemu mam spędzić rok mego życia na zgłębianiu danego tematu, czy jest tego warty?

Odpowiedzią jest możliwość poznania nowych interesujących faktów, pogłębienia wiedzy na dany temat i uczynienia mojego życia pełniejszym i lepszym. Ja nie tworzę książek dla pieniędzy, a na pewno nie są one dla mnie najistotniejsze, to co robię musi mi przede wszystkim sprawiać radość. Te historie, które mnie w pewien sposób fascynują, zmuszają mnie wręcz, by o nich pisać. Gdy już przekonam samego siebie, że historia, o której mam pisać, jest dla mnie, co oznacza, że jestem gotowy by się za nią zabrać.

Pana książki sprawiają wrażenie niezwykle autentycznych. To dobrze opracowana fikcja, czy raczej projekcje Pańskich doświadczeń?

Nigdy nie byłem żołnierzem, ni szpiegiem czy kimś tego rodzaju. Jestem zainteresowany tymi sprawami do tego stopnia, że poszukuję ludzi, którzy mogą mi o nich sporo opowiedzieć, można powiedzieć – nauczyć. Bardzo starannie przygotowuje się do pisania, mam za sobą kursy przetrwania, w związku z czym wiem jak utrzymać się przy życiu w dziczy. Mam za sobą kurs jazdy dla jednostek antyterrorystycznych, wiec wiem jak w przypadku porwania użyć samochodu jako broni, umiem wykonywać obroty o 180 stopni w przód i w tył przy dużej prędkości.

Poza tym nauczyłem się kierować pojazdem z miejsca pasażera w przypadku, gdy kierowca został zabity, wtedy prowadzę samochód lewa ręką i stopą. Nauczyłem się także pracy ochroniarza, budowy bomb. Przygotowując się do pisania książki nie zawsze spotykam się z tego typu działaniami, na przykład w przypadku książki Podwójny wizerunek uczyłem się fotografii, o której nic nie wiedziałem, a w trakcie przygotowań stała się dla mnie fascynująca. W takim stopniu, że postanowiłem napisać książkę o fotografie. Wiec to niekoniecznie muszą być sprawy związane z życiem i śmiercią, po prostu muszą to być tematy, które są dla mnie pasjonujące.

Dużą rolę w Pańskich książkach odgrywają międzynarodowe spiski. Czy wierzy Pan, że to właśnie one rządzą światem?

Do pewnego stopnia. Myślę, że firmy tytoniowe są związane pewnego rodzaju spiskiem, ponadto firmy nafciarskie, a także każdy, kto jest w danym momencie naszym ulubionym złoczyńcą. Jednakże uważam, że pieniądz i kwestie z nim związane wyrastają ponad wszelkie inne uwarunkowania, nawet polityczne. Osobiście napisałem około czterech książek, w których jest wątek spiskowy, ale uważam, że ważniejszym tematem moich książek jest strach, gdyż w dzisiejszych czasach mamy dużo powodów do obaw. Wybieram swoich bohaterów, ponieważ jestem zainteresowany ich reakcjami na strach i jego kontrolowanie oraz zachowaniami ludzi w ekstremalnych warunkach.

Internet traktowany jest przez wielu jako rewolucja, która może doprowadzić do utraty monopolu na informację dużych firm.

David Morrell: Jeszcze rok temu uważano powszechnie, że Internet ma właśnie taką przyszłość, jednakże teraz słyszy się o wielu firmach, które już nie są w stanie zarobić na swoje przetrwanie. Niektóre z nich wypadają z rynku, a w Stanach Zjednoczonych tak popularna firma jak Amazon.com nie przynosi zysków i ma ogromne kłopoty w związku ze spadkiem wartości jej akcji. Uważam, że znajdujemy się teraz w fazie rewolucji, ma to również związek z publikowaniem książek w Internecie i, być może, jest to interesujące. Jednakże nie uważam, żeby ściąganie książki z netu, a następnie czytanie jej w formie wydruku było czymś więcej niż zabawą. Książka jest czymś, co możemy trzymać w ręku, a idea ściągnięcia książki w formie umożliwiającej wymazanie jej następnie z pamięci komputera wydaje mi się niesmaczna i jest od strony estetycznej nie do przyjęcia. Książki są namacalnymi, pięknymi przedmiotami, które posiadają wartość wynikającą z tekstu, więc uważam, że jeśli elektroniczne książki mają kiedykolwiek stać się standardem, to w tej chwili znajdujemy się dopiero w początkowym stadium tego procesu.

Jak ocenia Pan filmowe adaptacje swoich książek?

Najlepszym z filmów na podstawie moich książek nie była wcale seria z Rambo, tylko ekranizacja książki Brotherhood of the roses. Nie wiem, czy był wyświetlany w Polce, ale w Stanach była to czterogodzinna mini-seria. Miałem okazję pracować przy ekranizacji tej książki i uważam, że film okazał się doskonałą adaptacją. W przypadku filmu Rambo pierwsza krew, Stephen King powiedział mi, że uważa, że adaptacja była bardzo dobra, gdyż można w niej było rozpoznać wątek książki, co w przypadku większości adaptacji Kinga jest niespotykane. W książce główny bohater ginie, bo nie chciałem, by ktokolwiek przegrał lub wygrał.

Chciałem, by książka była antywojennym manifestem, który uzmysławia czytelnikom, że gdyby ludzie więcej ze sobą dyskutowali, sytuacje, w których zaczynają niszczyć się wzajemnie nigdy nie miałyby miejsca. W pierwszym filmie zostało zmienione właśnie antywojenne przesłanie. Może to czytelnicy uznają za ciekawe, że w oryginalnej wersji filmu Rambo Pierwsza krew bohater ginął w finałowej scenie. Po próbnych pokazach takie zakończenie nie uzyskało jednak aprobaty publiczności, która stwierdziła, że czuje się oszukana. Dopingowała bowiem głównego bohatera, a on tu nagle ginie. Fakt ten był dla widzów nie do przyjęcia. W związku z czym producenci zdecydowali się nakręcić inne zakończenie, w którym Rambo przeżywa, co z kolei pozwoliło na kręcenie kolejnych części filmu. Jeżeli jednak chodzi o pierwszy film, to wydaje się on w dalszym ciągu aktualny, mimo upływu lat od jego premiery.

Natomiast druga i trzecia cześć wydają się być niemalże kreskówkami. Druga część jest dla mnie dość interesującą kreskówką, można w niej zobaczyć wiele zabawnych sytuacji. Wyszły one co prawda twórcom filmu niezamierzenie, a moim ulubionym przykładem jest scena, kiedy Rambo ląduje helikopterem, umieszcza ludzi na tyle maszyny, a następnie nadlatuje nieprzyjacielska maszyna. Rambo odpala pocisk z bazooki i niszczy wrogi helikopter strzelając przez szybę, a przecież każdy wojskowy wie, że tylni płomień z bazooki zabiłby ludzi, których właśnie uratował.

W pewnym sensie jest to dosyć śmieszne, film sprawia wrażenie utrzymanego w konwencji westernu. Sprawa wygląda jeszcze inaczej w trzecim filmie. Uważam, że nie jest zabawny czy zajmujący. Fabuła jest banalna i pozbawiona elementów zaskoczenia i interesującej intrygi. Dodatkowo, premiera filmu zbiegła się z wyjściem wojsk sowieckich z Afganistanu. Nie ten film i nie w tym czasie – totalna porażka (śmiech). Tę trylogię oceniłbym następująco: pierwszy jest doskonały, drugi dość dobry, a trzeci??? Pozostawiam to bez komentarza.


Opublikowano

w

przez