Krzysztof Bosak – Zdarza mi się zjeść kebab

Rozmowa z Krzysztofem Bosakiem, jednym z liderów Ruchu Narodowego.

Co się stało, że narodowcy, środowisko rozmemłane i rozbite na różne parafie, nagle się zjednoczyło i utworzyło w zeszłym roku Ruch Narodowy?

Być może rozbite, ale na pewno nie „rozmemłane”! Ruchy integracyjne trwały od kilku lat i były efektem przemyślenia wcześniejszych negatywnych doświadczeń i klęski LPR. Zewnętrznym wyrazem tej współpracy było wspólne organizowanie Marszów Niepodległości od roku 2010.

Brały w nich udział bardzo różne środowiska. Nie tylko narodowe. To byli ludzie zaniepokojeni kierunkiem, w którym idzie nasz kraj, i nagle te 100 tysięcy ludzi poinformowano, że uczestniczą w marszu Ruchu Narodowego.

Wszyscy wiedzieli od początku, co to za marsz, bo był organizowany przez Młodzież Wszechpolską i Obóz Narodowo-Radykalny. Każdy, kto w latach 2010, 2011 i 2012 dołączał do Komitetu Honorowego, wiedział, z kim rozmawia. Każdy, kto uczestniczył we współpracy, każdy, kto wspierał nas darowiznami, wiedział, komu pomaga. Dlatego nie może być mowy o żadnej niespodziance.

Ale PiS się nagle wycofał i parę osób wyszło z komitetu honorowego, prawda?

To były pojedyncze przypadki.

PiS to nie taki znów pojedynczy przypadek. Całkiem duża organizacja.

PiS jako partia nie był nigdy uczestnikiem Marszu Niepodległości. Uczestniczyły w nim za to kluby „Gazety Polskiej”, niektórzy posłowie PiS i wielu sympatyków. Wszyscy oni będą mile widziani i w tym roku. Kluby „GP”, przynajmniej te, o których mi wiadomo, planują być obecne. Co więcej, PiS, który zapowiadał jakieś własne wydarzenie, do tego momentu nie ogłosił żadnych szczegółów. Z tego wnioskuję, że będą to obchody o charakterze raczej symbolicznym, a nie coś konkurencyjnego dla wydarzenia, które my organizujemy.

Przy okazji powstania Ruchu Narodowego pojawiły się sugestie, że to, kontrolowane czy sprowokowane, powstanie organizacji radykalnej. Na tyle, by stworzyć zagrożenie, które władza rozegra sobie dla własnych celów. Nie czujecie się wmanewrowani?

To błędne postawienie sprawy. Tusk szukał przeciwników do swoich wojen od samego początku. Głównie wizerunkowych, które lubi toczyć z różnymi grupami. Były już wojny z dopalaczami, z hazardem, obecnie z kibicami. Od Marszu Niepodległości w 2011 r. rozpoczęła się też stopniowo nabierająca znaczenia wojna z narodowcami. Na razie znalazła swój wyraz w jednej reformie, tzn. w zmianie ustawy – Prawo o zgromadzeniach, wprowadzonej po Marszu Niepodległości w 2011 r. na wniosek prezydenta Komorowskiego.

Prezydent Komorowski jest człowiekiem PO.

Nie bronię tego, byliśmy przeciwni tej zmianie. Napisaliśmy własną opinię prawną, zabieraliśmy głos podczas wysłuchania publicznego w Sejmie. Oczywiście jest w pewnym stopniu tak, że gdy zaczęliśmy coś robić, powstało napięcie. Ale to napięcie jest twórcze, czego wyrazem jest fakt, że prezydent z Platformy się uaktywnił i 11 listopada postanowił zrobić swój marsz. Skromny, bo zgoniono tam dużo urzędników, ale fajnie, że nasze istnienie zaczęło wywoływać stopniową zmianę sposobu funkcjonowania polityków. Nagle się okazało, że państwowe obchody nie są wystarczające i trzeba inicjować coś więcej. Bardzo się cieszę, że udało nam się to uruchomić.

Tusk szuka pretekstów do zaostrzenia linii, szuka nowego wroga. Tymczasem w internecie pojawił się klip, w którym kibice symulują bicie policjantów, wykrzykują dość brutalne hasła, a na koniec zapraszają na Marsz Niepodległości.

Jest mnóstwo klipów, które ludzie tworzą spontanicznie. Ten, o którym wspominałeś, jest stworzony regionalnie, na Śląsku, zupełnie oddolnie, amatorsko i ma charakter szyderczy.

Czyli co? Oni tłuką tych policjantów ironicznie?

Skoro do ironii mają prawo różne inne grupy polityczne, to także narodowcy.

Znasz jakąś inną grupę, która ironicznie pokazuje przemoc w klipach zapraszających na wydarzenia?

Nie wiem. Nie śledzę tego, co robią inne grupy, więc nie chcę tego komentować. Są lewicowe grupy, które afirmują przemoc bez żadnej ironii, i to mnie bardziej niepokoi.


Opublikowano

w

przez