Niektórzy już pewnie widziali filmik z derbów Belgradu, na którym fani urządzają sobie ognisko na trybunach.
http://www.youtube.com/watch?v=MC0ePxSp6yQ
Dla wielu kibiców mecze między Crveną Zvezdą a Partizanem to, jeśli chodzi o wydarzenia na trybunach, jedne z najciekawszych wydarzeń sezonu. Obie drużyny w ostatnich latach mocno straciły na poziomie sportowym i trudno sobie wyobrazić w najbliższej przyszłości, by, jak Czerwona Gwiazda w 1991 roku, któryś z tych klubów został najlepszą ekipą Europy i świata. Jednak „odwieczna”1 walka Delije („Bohaterowie”, kibice Zvezdy) z Grobari („Grabarze”, fani ich przeciwnika) nie pozwala nudzić się tym, którzy w dniu meczu znajdą się na trybunach stadionu w Belgradzie.
Kiedy więc okazało się, że w trakcie mojego pobytu w Serbii na belgradzkiej Marakanie odbędzie się mecz obu drużyn, wiedziałem, że muszę się tam wybrać.
Na stadion wchodziłem lekko poddenerwowany. Bilet kupiłem u konika i do końca nie byłem pewien, czy nie zostałem przez niego zrobiony w, nomen omen, konia. Bilety jeszcze były i nie ryzykowałbym, gdyby nie specyficznie bałkańskie podejście pracowników stadionowych kas do punktualności. Chociaż sprzedaż miała zacząć się o 10, o 10.40 nie widać było żadnego kasjera. Jako że chciałem jeszcze pozwiedzać Belgrad, a bilet u konika był, „po cenie”, zaryzykowałem. Jak widać, opłaciło się.
Pierwsza połowa na trybunach była dość nudna, można się było zastanawiać – czy to na pewno te sławne Večiti Derbi? Owszem, śpiewy (zwłaszcza Grobari) były wręcz ogłuszające, a na pirotechnikę składały się nawet fajerwerki, jednak spodziewałem się czegoś mocniej zapadającego w pamięć.
Najbardziej zagorzali kibice Partizana znajdowali się na trybunie południowej, fani przeciwnika – na północnej. Niewiele mogę powiedzieć o najdroższej trybunie zachodniej, za to na wschodzie sytuacja wyglądała, dla polskiego kibica, dość dziwnie. Sympatycy obu drużyn stali obok siebie, często w barwach klubowych. Jeśli ktoś spodziewał się rozróby – mógł się zdziwić. Jeden chłopak kibicujący Partizanowi cały czas pokazywał obraźliwe gesty w stronę przeciwnika. Zadanie miał o tyle ułatwione, że środkowy palec lewej dłoni miał w gipsie. Żaden ze znajdujących się obok sympatyków Crvenej nie reagował i nie złamał mu dla symetrii palca drugiej dłoni.
O tym, że jesteśmy na Bałkanach, przypominała tylko sytuacja na trybunie Grabarzy. Byli oni podzieleni na dwie, oddzielone sektorem buforowym i kordonem ochrony, grupy. Wszystko to jest wynikiem konfliktu między różnymi ekipami fanów Partizana. Trwa on od kilku lat i ostatnio skutkował m.in. wzajemnym obrzucaniem się racami podczas meczu z Czerwoną Gwiazdą, a także zabójstwem 20-letniego kibica.
Jednak wydarzenia w drugiej połowie całkowicie zmieniły obraz widowiska. Około 50-tej minuty fani Partizana rozniecili ognisko, a kiedy straż pożarna ruszyła, by je gasić, na trybunach pojawiło się jeszcze kilka mniejszych.
Uwaga zarówno Grobari, jak i strażaków, skupiła się na pierwszym i największym z nich. Straciłem rachubę, ile razy zostało ono ugaszone i rozpalone na nowo, ale miało to miejsce przynajmniej pięciokrotnie. W pewnym momencie fani użyli flagi, by osłonić ogień przed strumieniem wody.
Ostatecznie ognisko paliło się do końca spotkania, które przedłużono o 10 minut. Chyba po to, by obie strony zachowały twarz, kibice nie podniecali szczególnie ognia, a służby porządkowe udawały, że go nie widzą. Tymczasem przed meczem przedstawiciel służb ochrony uznał, że niebezpiecznym narzędziem może być długopis, który trzymałem w kieszeni i którego nie pozwolono mi wnieść na stadion.
A sam mecz? Cóż – nie przyciągał wzroku. Crvena Zvezda wygrała 1:0 po kuriozalnej bramce samobójczej. Zresztą, gdybyśmy interesowali się piłką…
1Oba kluby powstały dopiero w 1945, a zorganizowane grupy kibicowskie i ich rywalizacja to czasy jeszcze późniejsze, stąd cudzysłów.Wróć.