Właśnie skończyłem czytać książkę Franklina Foera „Jak futbol wyjaśnia świat, czyli nieprawdopodobna teoria globalizacji”. Będzie mi się ona kojarzyła z Bałkanami głównie ze względu na miejsca, w których ją czytałem – wypatrując nadejścia świtu w Osijeku, czekając na prom w Fierzë czy podczas kilku kursów pociągiem między Nowym Sadem i Belgradem. W samej książce Bałkanom poświęcony jest bowiem tylko jeden z dziesięciu rozdziałów. Za to jaki!
Bohaterem opowieści Foera jest jedna z najbardziej niesamowitych osób, jakie zrodziły Bałkany w drugiej połowie XX wieku. Željko Ražnatović, znany lepiej pod pseudonimem Arkan, jest postacią wręcz wyjętą z komiksu. Nawet wychowanie odebrał takie, jakie mógłby odebrać superłotr ze świata Marvela. Jego ojciec, wysoko postawiony oficer jugosłowiańskiej armii, zaplanował karierę wojskową również dla swojego syna. Dlatego też zmuszał go do ciągłych treningów fizycznych oraz karał surowo za każde, najmniejsze nawet przewinienie. Nastolatek buntował się przeciw temu, a kiedy w wieku 14 lat został po raz pierwszy aresztowany, ojciec wysłał go do Kotoru, gdzie ten miał zostać członkiem marynarki wojennej. Młody Ražnatović uciekł jednak i w wieku 15 lat znalazł się w Paryżu, skąd, przyłapanego na kradzieży, odesłano go do kraju.
Po raz kolejny na zachód wyjechał w 1972 roku, utrzymując się z napadów z bronią w ręku między innymi na sklepy jubilerskie. Kolejne lata to seria aresztowań, procesów i ucieczek z więzień. Nie udało się go zatrzymać za kratami w Verviers (Belgia), Amsterdamie, Frankfurcie i Torbergu (Szwajcaria). Jego zuchwałość nie znała granic – z bronią w obu rękach wszedł na salę rozpraw szwedzkiego sądu podczas przesłuchania swojego przyjaciela. Jeden z pistoletów rzucił koledze i razem wyszli wolni, terroryzując resztę obecnych w budynku. Nic dziwnego, że trafił na listę dziesięciu przestępców najbardziej poszukiwanych przez Interpol.
Kiedy na zachodzie Europy grunt zaczął palić mu się pod nogami, Arkan pogodził się z ojcem i wrócił do Jugosławii w maju 1983 roku. Sześć miesięcy później zranił dwóch policjantów1 , po czym został zatrzymany. Jednak po dwóch dniach wyszedł z aresztu dzięki interwencji ministra spraw wewnętrznych, Stane Dolanca – przyjaciela Ražnatovicia-seniora oraz opiekuna jego syna. To najprawdopodobniej jego wpływy pomogły Arkanowi w organizacji wcześniejszych ucieczek. W ramach wdzięczności bandyta wykonywał brudną robotę dla jugosłowiańskich służb. Wykorzystywały one kryminalistów do mordowania swoich politycznych przeciwników, jak np. Stjepana Đurekovicia, przebywającego na emigracji w Niemczech chorwackiego biznesmena.
Arkan jednocześnie zdobywał coraz silniejszą pozycję wśród kibiców Crvenej Zvezdy Belgrad. To on doprowadził do zmiany przezwiska fanów belgradzkiego klubu – z „Cyganów” stali się „Bohaterami” (Delije). Wprowadził również dyscyplinę, wymusił zdrowszy tryb życia i treningi sztuk walki. Sam został osobą odpowiedzialną w klubie za bezpieczeństwo. Chronił przed przemocą trenera Crvenej Zvezdy podczas sławnego, zakończonego bijatyką meczu z Dinamem Zagrzeb w maju 1990 roku. W listopadzie tego samego roku został aresztowany przez chorwackich policjantów na granicy tego kraju z Bośnią. W tajemniczych okolicznościach (bez wiedzy chorwackiego ministra SW) Chorwaci oddali go Serbom, ponoć po zapłaceniu przez tych drugich miliona marek niemieckich.
Wkrótce potem, kiedy wybuchły wojny w Chorwacji oraz Bośni, Delije z futbolowych chuliganów zmienili się w Tygrysy: żołnierzy-ochotników, Arkan zaś został ich dowódcą. Fanatycznie nienawidzący Chorwatów i Boszniaków, w przeciwieństwie do pełnych oporów oficerów wojsk federalnych (wychowanych w wielonarodowej, mającej spajać cały kraj armii), nie cofali się przed niczym. Torturowali i mordowali cywili szerząc wśród nich strach. Taki był zresztą cel – katolicy i muzułmanie mieli opuścić tereny, które włączone miały być do Wielkiej Serbii. W tej sytuacji braki w wyszkoleniu bojowym Tygrysów nie były wielkim problemem. Nie oczekiwano od nich walki z regularnymi siłami wroga.
Po powrocie z wojny Arkan stał się dla wielu ludzi bohaterem. Jego ślub z młodszą o 21 lat, szalenie popularną do dziś piosenkarką, Cecą, transmitowała przez cały dzień ogólnokrajowa telewizja. Po ślubie zamieszkali w kiczowatym pałacu położonym w najlepszej dzielnicy Belgradu, wśród willi najważniejszych polityków i budynków ambasad.
Wzbogacony dzięki łupom wojennym oraz cieszący się poparciem służb specjalnych, Arkan żył teraz w luksusie. Z powodu jego pozycji niektórzy mówili o Belgradzie jako o „Arkansas”. Ten, którego kariera tak wiele zawdzięczała futbolowi i belgradzkiej Czerwonej Gwieździe, postanowił kupić swój ulubiony klub. Kiedy mu się to nie udało najpierw kupił drużynę z Kosowa (wyrzucając przy okazji z jego kadry wszystkich Albańczyków), a następnie zamienił ją na stołecznego Obilicia. Nazwa tego klubu pochodziła od legendarnego bohatera narodowego Serbów, który miał podczas bitwy na Kosowym Polu zasztyletować sułtana Murada I, a następnie zginąć od ciosów sułtańskiej straży.
Zastraszając sędziów oraz graczy przeciwnych drużyn, Arkan zapewnił swojej drużynie mistrzostwo okrojonej już Jugosławii. Jednak drużyna okazała się za słaba, by osiągnąć sukces w Europie. Podczas gier pucharowych właścicielem była już Ceca, jej mąż zaś pełnił rolę „konsultanta”. UEFA nie chciała bowiem zaakceptować zbrodniarza wojennego na tak ważnym stanowisku. Wkrótce potem klub zaczął grać coraz słabiej i obecnie poniewiera się w niższych ligach.
Kariera Ražnatovicia zakończyła się w styczniu 2000 roku, kiedy został zastrzelony przez 23-letniego policjanta w hotelu InterContinental. Do dziś nie wiadomo, dlaczego zginął. Być może były to porachunki gangsterskie, być może politycy, którym wcześniej służył, bali się, że postawiony przed trybunałem w Hadze może zacząć składać obciążające ich zeznania. Arkan pozostawił po sobie spory majątek oraz dziewiątkę dzieci (z pięcioma różnymi kobietami). Na jego pogrzeb przyszło około 10 tysięcy ludzi.
Tyle na temat Arkana. Wróćmy do książki Foera.
Przede wszystkim – niech nie zwiedzie Was podtytuł. Nie ma tutaj żadnej wielkiej teorii globalizacji. Książka to tak naprawdę zbiór dziesięciu bardziej (jak ten o Arkanie) i mniej (jak ten o rywalizacji Realu z Barceloną) ciekawych esejów-reportaży na temat przeplatania się światów polityki i piłki nożnej. Choć czasem autor próbuje nadać swojemu pisaniu pozory bardziej ogólnej refleksji, to kończą się one na wymienieniu paru nazwisk współczesnych myślicieli oraz kilku banalnych refleksjach. Na tym polu książka poległa całkowicie.
Jednak jeśli potraktujemy ją jako pozbawioną ambicji naukowych pracę o ciekawych aspektach futbolu, wtedy możemy liczyć na niezwykle inspirującą lekturę. Poza rozdziałem o Serbii szczególnie spodobał mi się ten o amerykańskim podejściu do piłki nożnej. Jest ono całkowicie inne i wychowani po tej stronie Atlantyku często nie zdajemy sobie uwagi, jak diametralnie różne są nasze światy. Tam soccer to gra, którą dla swoich dzieci wybierają nadopiekuńczy i ultra-postępowi yuppies, jakże inni od typowego kibica w Europie. Wyobrażacie sobie, by ktoś w Polsce kazał dzieciom grającym w mini-lidze zakładać bokserskie kaski albo w ogóle zabraniał grać głową? Rozdział ten pokazuje również, że globalizacja niekoniecznie oznacza tylko eksport tego, co amerykańskie, w inne części globu. Także amerykańskie zwyczaje zmieniają się pod jej wpływem.
Książkę mogę polecić również dlatego, że napisana została dla czytelnika amerykańskiego, niekoniecznie obeznanego z piłką nożną. Dlatego również nie-kibice mogą ją przeczytać bez żadnego problemu, za to z dużą przyjemnością. Zwłaszcza, że styl autora jest potoczysty, a do tego widać, że Foer rzeczywiście pasjonuje się tym, o czym pisze. Kawał dobrej lektury. Polecam zarówno kibicom, jak i tym, którzy jeszcze nimi nie są.
1Foer pisze o zabójstwie jednego z nich, ale nigdzie indziej nie znalazłem informacji na ten temat.Wróć.