Wojwodina – (nie)bałkański kocioł

79
6453

Niedawno tłumaczyłem, dlaczego mieszkańcy Wojwodiny nie uważają siebie za przedstawicieli Bałkanów. Teraz przyszła pora na to, by powiedzieć, czym właściwie ta Wojwodina jest. Mówiąc w skrócie, to północna część Serbii, w której co prawda obecnie Serbowie stanowią większość, jednak:
Po pierwsze, nie zawsze tak było.
Po drugie, nadal mieszkają tutaj przedstawiciele wielu innych narodowości (słyszałem już różne wersje, ale wszyscy zgadzają się, że „u siebie” jest tu około 25 narodów, trutni z Erasmusa nie licząc).
Po trzecie, za oficjalne uznaje się sześć języków (serbski, węgierski, chorwacki, rumuński, słowacki i rusiński).

Po wprowadzeniu w 1974 roku nowej jugosłowiańskiej konstytucji, Wojwodina miała prawa zbliżone do republik federacyjnych. Straciła je podczas rządów Miloševicia w 1990 roku, ale odzyskała 12 lat później. Prowincja posiada własny parlament oraz rząd, które działały również w czasach ograniczonej autonomii. Jest to również najbogatszy region Serbii, z wydajnym rolnictwem i przemysłem. W przeciwieństwie do górzystej Serbii, Wojwodina jest, nie licząc małego pasma Fruškiej Gory, płaska jak coś bardzo płaskiego. Jadąc z Suboticy do Belgradu można umrzeć z nudów, patrząc przez 5 godzin na wojwodińskie pola kukurydzy.

W powodu wymienionych różnic mieszkańcy tego okręgu administracyjnego czują się kimś innym (by nie powiedzieć „lepszym”), niż mieszkańcy Serbii Centralnej. Co jakiś czas pojawiają się postulaty zwiększenia autonomii, a nawet uzyskania niepodległości, ale na razie nic nie zapowiada tak drastycznych rozwiązań.

Wojwodina przez wiele lat leżała w długim pasie ziem leżących na pograniczu dwóch ówczesnych mocarstw – Austrii Habsburgów oraz Imperium Osmańskiego. Jako że stosunki austriacko-tureckie dalekie były od dobrosąsiedzkich, to tereny od Klużu do Rijeki należały do najmniej spokojnych w całej Europie . Władcy obu imperiów, chcąc zapewnić sobie militarną przewagę, ulgami podatkowymi oraz innymi swobodami zachęcali do zasiedlania terenów po obu stronach granicy. W zamian oczekiwali walki w obronie swojej władzy przed wojskami przeciwnika. Po austriackiej stronie powstała jednostka terytorialna zwana Wojskowym Pograniczem, gdzie żołnierze stanowili podstawę społeczności. Turcy stosowali podobne rozwiązania. Dużą grupę wśród tych, którzy podejmowali służbę w takich warunkach, stanowili Serbowie. Dzięki temu mogli między innymi bez problemu wyznawać prawosławie w zwykle nieprzyjaznych temu krajach, kultywować swoje tradycje, no i przy okazji trochę mniej męczyć się z poborcami podatkowymi1.

Zobacz także  Święta na bis

Między innymi dzięki Janowi III Sobieskiemu teren obecnej Wojwodiny włączono do Imperium Habsburgów na przełomie XVII i XVIII wieku. Było to efektem dwóch traktatów – w Karłowicach2 (1699) i Pożarewacu (1718). W wyniku tego ostatniego Austria osiągnęła powierzchnię, jakiej nie miała ani wcześniej, ani później.

Nazwę „Wojwodina” świat usłyszał po raz pierwszy w 1848 roku. Polakom, uczonym w szkołach o dzielnych powstańcach węgierskich wspieranych m.in. przez generała Bema, może wydać się to dziwnym, ale Węgrzy nie są generalnie narodem przyjemniaczków3. Madziarska szlachta, samemu walcząc o niezależność od Wiednia, zdecydowanie odrzucała wszelkie pretensje rumuńskich czy słowiańskich parobasów do decydowania o sobie. W odpowiedzi na to Serbowie powołali do życia Serbską Wojwodinę, która, po pewnym zamieszaniu na początku, wspierała Austriaków w tłumieniu węgierskiego powstania.

Rok później, po zwycięstwie nad powstańcami, rozrosła się terytorialnie i przekształcona została w Wojwodinę Serbów i Banat Temeszwaru4. W ten sposób wypełnił się nadany jeszcze w 1691 roku przywilej cesarski, który nadawał Serbom prawo do autonomii terytorialnej. Chociaż w tej istniejącej tylko przez 11 lat prowincji największą grupą narodowościową byli Rumuni, za języki urzędowe uznano jednak tylko niemiecki i ilyryjski (późniejszy serbsko-chorwacki).

W 1860 roku Wojwodinę i Banat wcielono w większości do Węgier5. Zyskało to na znaczeniu siedem lat później, kiedy Monarchię Habsburgów podzielono na Przed- i Zalitawię, czyli Austrię i Węgry. O ile w tej pierwszej mniejszości narodowe cieszyły się całkiem sporymi wolnościami, o tyle Węgrzy rozpoczęli politykę zdecydowane wynaradawiania mniejszości – Serbów, Słowaków czy Rumunów. W odpowiedzi na akcję madziaryzacyjną działalność rozpoczął Svetozar Miletić. Pomniki tego budziciela południowosłowiańskiej tożsamości narodowej na terenie Królestwa Węgier można zobaczyć w całej Wojwodinie, w tym i w Nowym Sadzie.

Svetozar Miletić grający w rzutki z katedrą na Placu Wolności w Nowym Sadzie
Svetozar Miletić grający w rzutki z katedrą na Placu Wolności w Nowym Sadzie

W czasie rządów Habsburgów na teren Wojwodiny trafiają przedstawiciele chyba wszystkich narodów dualnej monarchii. Sprzyja temu również fakt, że Imperium Osmańskie nie jest takim zagrożeniem, jak w przeszłości. Dlatego też na wcześniej dość luźno zaludnione tereny napływają rzesze Niemców, Węgrów, Słowaków czy Rusinów. W 1748 roku osiedle leżące po drugiej stronie Dunaju, niż austriacka twierdza Petrovaradin, dostaje od cesarzowej Marii Teresy tytuł Wolnego Miasta Królewskiego, a przy tym nazwę – „Nowe Miejsce”, czyli po serbsku „Nowy Sad”.

Zobacz także  Co wiesz o Grecji i dlaczego tak mało?

Różnorodność etniczna wpływa również na religijną. Mamy tutaj katolików rzymskich (np. Węgrzy czy Chorwaci) i greckich (Rusini), prawosławnych (Serbowie, Rumuni), żydów, a także ewangelików (Słowacy6). Wszyscy oni w miarę zgodnie pracują na to, by w drugiej połowie XIX wieku Wojwodina stała się najbardziej produktywną rolniczo częścią Austro-Węgier. Jest to również okres rozbudowy wielu pięknych miast. Z powodu rozwoju głównie na przełomie XIX i XX wieku rzuca się tutaj w oczy przede wszystkim historyzm, secesja (w moim ulubionym, węgierskim wydaniu) i modernizm.

CK Monarchia upada w wyniku I wojny światowej i 1 grudnia 1918 roku Wojwodinę włączona zostje do Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców. Mimo wypędzenia w 1945 roku Niemców, zachowuje swój wielonarodowy charakter. W czasie wojen w latach 90-tych akurat tutaj panuje względny spokój – kiedy gdzieś mieszkają dwa narody, to mogą ze sobą walczyć, kiedy gdzieś jest narodów trzydzieści, to walka nikomu się nie opłaca.

Ludzie z całej byłej Jugosławii mają bardzo pozytywny obraz mieszkańców Wojwodiny. Zawsze, kiedy mówię, że mieszkam w Nowym Sadzie, kierowcy przedstawiają całą litanię pochwał – że ludzie najmilsi, że miasto najczystsze i najbardziej europejskie. Stereotypowy mieszkaniec tej prowincji jest prostoduszny, ugodowy, mówi dość wolno i całymi dniami uprawia kukurydzę. Cały ja!

1To właśnie w czasach osmańskich swoje źródło ma przewaga Serbów w północnej Bośni, tuż przy granicy z Chorwacją. To między innymi dlatego mapa Republiki Serbskiej wygląda tak dziwnie.Wróć..
2Wrocławskich studentów politologii może to rozczarować, ale nie chodzi o okolice Koszarowej, a leżące tuż koło Nowego Sadu miasteczko, które po serbsku nazywa się Sremski Karlovci. Całkiem urokliwe, swoją drogą. Wróć.
3Naprawdę, mamy z czego być dumni. Poza nami Bratankowie nie lubią chyba nikogo innego na świecie.Wróć.
4Temeszwar to węgierska nazwa rumuńskiej Timiszoary. Warto zauważyć, że obie nazwy („Wojwodina” i „Banat”) pochodzą od tytułów dowódców wojskowych. Ci, którym „Wojwodina” kojarzyła się z „województwem”, mieli rację.Wróć.
5Reszta przyłączona została do innej części składowej monarchii Habsburgów – Królestwa Slawonii, które wkrótce włączono do Królestwa Chorwacji. To ostatnie podpisało zaś pakt z Królestwem Węgier i stało się autonomiczną częścią tego ostatniego. Habsburgowie mieli talent do komplikowania spraw.Wróć.
6Tak, większość mieszkańców Słowacji to katolicy. Ci wojwodińscy pochodzą jednak głównie z protestanckich części tego kraju. Chociaż zdarzają się różne ciekawe sytuacje. W Selenczy po jednej stronie drogi mieszkają katolicy, po drugiej ewangelicy. Ulica ma zaś, kompromisowo, nazwę świecką – marszałka Tity.Wróć.

Zobacz także  Czy Serbia jest cudzoziemcem?

79 KOMENTARZE

  1. To była szalenie ciekawa lektura i szczególnie utrafiony tytuł. Nawet jako mieszkaniec białostocczyzny, gdzie na wsi jeszcze dwadzieścia-trzydzieści lat temu obok języka polskiego powszechnie używanym, choć nie oficjalnym, był język białoruski, nie jestem w stanie wyobrazić sobie regionu, gdzie w powszechnym użyciu jest sześć języków i gdzie mieszkają przedstawiciele dwudziestu pięciu narodowości. Jeśli opisana tu kraina nie jest tytułowym kotłem (nie)bałkańskim, to już nie wiem, co mogłoby nim być. I między innymi dlatego cieszę się, że ominęła Wojwodinę katastrofa wojenna, jaka dotknęła inne regiony po upadku Jugosławii. Choć, jak rozumiem, stało się to nie dlatego, że „nikomu się nie opłaca”, ale z tej przyczyny, że każda z narodowości z osobna – poza Serbami – stanowi niski procent populacji i z tej racji region nie zgłaszał chęci wybicia się na niepodległość czy przyłączenia do obszarów innego państwa niż Serbia, przez co nie doszło do wojny domowej.

    • Nie widzę sprzeczności w tym, co napisałeś, a tym, że wojna „nikomu się nie opłaca”. Można nawet napisać, że „nikomu się nie opłaca, BO każda z narodowości…”.

      Jeśli chodzi o to, dlaczego w Wojwodinie nie było wojny, to warto też wspomnieć o jednej rzeczy, czyli o strukturze armii jugosłowiańskiej. Poza armią federalną składała się ona z jednostek Obrony Terytorialnej, które były organizowane przez poszczególne republiki. W momencie rozpadu federacji chorwacka Obrona Terytorialna dała początek chorwackiej armii, podobnie było w innych republikach.
      Wojny w Słowenii (krótka, ale jednak była), Chorwacji i Bośni to nie była walka armii serbskiej z jakąś lokalną partyzantką, tylko rywalizacja regularnych mimo wszystko armii. Czystki etniczne i zbrodnie na cywilach były niejako „przy okazji”, miały wystraszyć resztę i przekonać ją do opuszczenia terenów, o które toczyła się walka, ale nie mogą zasłaniać właściwego charakteru wojny. Gdyby nie taka struktura jugosłowiańskiej armii, to z niepodległością Chorwacji mogłoby być krucho.
      Wojwodina nie miała własnej proto-armii. Do tego dzięki tzw. Antybiurokratycznej rewolucji (http://en.wikipedia.org/wiki/Anti-bureaucratic_revolution) Miloszewić ustanowił w Nowym Sadzie przyjazny sobie rząd. To też wpłynęło na to, że Wojwodina pozostała w Serbii.

      Oczywiście struktura etniczna miała przeważający wpływ. Trudno sobie wyobrazić, żeby o niepodległość walczyli Słowacy czy Rusini, znajdujący się setki kilometrów od krajów swoich przodków i mieszkający w wioskach rozsianych po całym terenie Wojwodiny.
      Chociaż np. Węgrzy stanowią sporą grupę (15%), w dodatku zamieszkują zwarte tereny tuż przy granicy „swojego” państwa. W Suboticy, drugim mieście prowincji, są największą grupą etniczną (chociaż nie są większością). Ciekawe, co by było, gdyby w Budapeszcie rządzili wtedy radykalni nacjonaliści.

      Swoją drogą, tutaj etniczna mapa Wojwodiny:
      http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/2/25/Vojvodina_ethnic2002.jpg
      Polecam przestudiować, ciekawe.

      Natomiast nie do końca ominęła Wojwodinę katastrofa wojenna. W 1999 roku Nowy Sad był bombardowany przez NATO – wszystkie mosty w tym mieście mają mniej, niż 14 lat.
      W dodatku bardzo dużo ludzi wyjechało wtedy z kraju za granicę. Chyba wszyscy Węgrzy, z którymi rozmawiałem, a którzy mieli więcej, niż 40 lat mówili, że przynajmniej jedno z ich dzieci gdzieś wyjechało a to do Budapesztu, a to do Niemiec, a to do USA. Plaga.
      Skutkiem wojen jest też napływ Serbów z terenów, które stracili, czyli z obecnej Chorwacji i z FBiH. Stosunki między tutejszymi, a przyjezdnymi nie należą, mówiąc delikatnie, do najlepszych.

      • A propos Obrony Terytorialnej, to przypominam sobie dyskusję sprzed kilku lat na forum militaryphotos.net, gdzie uczestniczy walk podkreślali, jak bardzo pomogło to, że w chwili rozpętania wojennej zawieruchy takie formacje istniały razem ze sprawnym systemem mobilizacji, logistyką i zaopatrzeniem, dzięki czemu wojna od początku nie przybrała jednostronnego charakteru z przygniatającą przewagą Serbii. Niestety, z tego samego powodu toczyła się długo, za długo jeśli wziąć pod uwagę liczbę ofiar, zarówno wśród wojskowych, jak i cywilów. Co mnie wtedy zadziwiło, to stosunkowo zgodna i pokojowa atmosfera wśród dyskutantów – niedawnych wrogów – oraz nostalgia za czasami sprzed wojny.

      • Acha, i mapka wygląda szalenie ciekawie: w samym środku regionu jest pojedyncza ciemnoniebieska plamka reprezentująca Czarnogórców. Jestem pewien, że za kryje się za tym jakieś ciekawe wydarzenie historyczne. Choćby dla takich maleńkich, ale skądinąd zaskakujących odkryć warto studiować historię regionów.

      • http://en.wikipedia.org/wiki/Lov%C4%87enac
        To jest ta czarnogórska wioska. Dla mnie Czarnogórcy to jednak biała plama – jeszcze nie miałem okazji poznać żadnego dobrze i nawet nie wiem, czym tak naprawdę różnią się od Serbów.

        Ciekawa jest też ta zielona plamka oznaczająca Czechów.
        W Chorwaci Czechów sporo jest np. w Daruvarze i tamtejszy browar mocno się do tego odwołuje.

    • Jest spore zamieszanie z tym białoruskim na białostocczyźnie. Otóż licząc od południa po Hajnówkę mamy tam północną granicę zasięgu występowania gwar ukraińskich ! Jest to na tyle daleko od Ukrainy i blisko Białorusi, że nawet ludność ukraińskojęzyczna tego nie kojarzy. Do tego doszło pewne zamieszanie polityczne za tzw. byłej komuny, kiedy to akurat zdecydowano wspierać białoruski, a ukraiński wg. aktualnej opcji politycznej był „be”. Niżej podpisany zna tamten dialekt i jest zaskakująco dużo zwrotów podobnych do serbskiego i tu jesteśmy w domu. Widać nasi przodkowie słowianie „zapędzili się”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.