Zazwyczaj, kiedy słyszę, że jakieś miasto jest „Małym Paryżem”, „Wenecją Północy” czy „Bukaresztem strefy podzwrotnikowej”, to jedynym słowem, jakie przychodzi mi wtedy do głowy, jest „prowincjonalizm”. Ta „gorsza” Europa od razu stawia się na przegranej pozycji. Zamiast pokazywać swoją wyjątkowość, cały czas próbuje naśladownictwa, które z góry skazane jest na klęskę.
Dlatego wkurza mnie, że jedno z najciekawszych (o ile nie najciekawsze) z miast Bałkanów też doczekało się takiego niby pochlebiającego, ale tak naprawdę poniżającego tytułu. Mowa o „Jerozolimie Europy”, czyli Sarajewie. Wkurza mnie to tym bardziej, że stolica Bośni jest tak ciekawa, że poradziłaby sobie bez takich wątpliwych pochlebstw. Ale najwidoczniej niektórych nie można wyleczyć z kompleksów.
Od razu się przyznam – wiem, że poniosę porażkę. Wiele razy czytałem o wielokulturowości Sarajewa i musiałem tam pojechać, żeby naprawdę zrozumieć, o co chodzi. Po prostu nie da się tego opisać słowami. Dopiero ktoś, kto zobaczył to miasto, może mieć pojęcie, o czym mówimy.
Sarajewo to dwa światy. Świat Orientu – z islamem, z otomańską architekturą, z pięknymi brunetkami zakrywającymi wszystko prócz twarzy. Oraz świat Okcydentu1 – z katolicką katedrą, habsburską architekturą, pięknymi brunetkami w miniówach i browarem. Browarem z najlepszą firmową knajpą, jaką widziałem. Niektórym przypomina klimat Austro-Węgier, ale mnie kojarzy się z „ryczącymi dwudziestkami” w Stanach Zjednoczonych. Jeśli ktoś lubi klimat „Wielkiego Gatsby’ego” albo „Boardwalk Empire” i jest w Sarajewie, po prostu musi się tam wybrać. Musi.
Samo położenie miasta jest ciekawe. Kotlina, w której znajduje się Sarajewo, jest zdecydowanie dłuższa, niż szersza. Dlatego tramwaje (symbol nowoczesności – Sarajewo to pierwsze europejskie miasto z tym środkiem komunikacji) jeżdżą prawie wyłącznie z wschodu na zachód, a z północy na południe tylko na tyle, na ile trzeba, by zawrócić. Do tego wzgórza zaczynają się prawie w samym centrum. W efekcie większość sarajewian mieszka w prawie samowystarczalnych osiedlach (mahalach), w których żyje się, jak na wsi – wszyscy znają wszystkich, a do miasta schodzi się tylko po większe zakupy czy po to, by odwiedzić lekarza.
W Sarajewie można zauważyć kilka warstw – osmańską, austro-węgierską, jugosłowiańską (w dwóch wersjach – przedwojennej i komunistycznej) i współczesną. Burzliwa historia i fakt, że stolica BiH często leżała w gruzach dawały pole do popisu kolejnym pokoleniom architektów. W efekcie mamy do czynienia z wybuchową mieszanką.
Sarajewo powstało w czasie rządów osmańskich, wcześniej były tutaj tylko małe wioski. Dlatego też nie ma tutaj średniowiecznej chrześcijańskiej architektury, jaką znaleźć można np. w starych miastach Serbii czy Macedonii. Do tego sporo ludności Bośni przeszło na islam2. Z tych powodów najstarsza część Sarajewa wygląda tak, jakby mogła być częścią Damaszku czy Bejrutu. Przynajmniej ja tak sobie wyobrażam bliskowschodnie miasta.
W pewnym momencie Sarajewo było największym, po Stambule, miastem na Bałkanach. Jednak jego splądrowanie przez wojska Eugeniusza Sabaudzkiego w 1697 roku oraz spowodowane tym przeniesienie stolicy Bośni do Travnika3 zakłóciły jego rozwój. Ciekawe, jak wyglądałaby Bakczarszija (stare miasto), gdyby nie te nieszczęścia?
Punktem zwrotnym w rozwoju miasta był rok 1878. Z powodu postanowień kongresu berlińskiego Bośnia i Hercegowina, chociaż pozostawała formalnie częścią Turcji, w praktyce była rządzona przez okupujące ją Austro-Węgry. Jak widać, dziwne rozwiązania administracyjne nie są dla Bośniaków czymś nowym. Habsburgowie chcieli przekształcić Bośnię w „modelową kolonię”, do tego duża część Sarajewa spłonęła w czasie pożaru. Dlatego też nowi administratorzy rozpoczęli upodabnianie miasta oraz całego państwa do krajów europejskich. Z tego okresu pochodzi imponująca architektura większości obecnego centrum. Różnicę najlepiej widać idąc ulicą Saraczi na zachód. W pewnym momencie zmienia się ona w Ferhadiję i w magiczny sposób przenosimy się ze świata islamu do świata Europy przełomu XIX i XX wieku.
W 1908 roku Wiedeń przestał bawić się w półśrodki i oficjalnie zajął Bośnię i Hercegowinę. Resztę wszyscy znamy z lekcji historii – Gawriło Princip zabija arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, cała Europa rzuca się sobie do gardeł, a cztery lata później mapa wygląda zupełnie inaczej. Sarajewo przyłączone zostaje do Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców, które później przemianowane zostaje na Jugosławię.
Stosunek mieszkańców BiH do Principa jest skomplikowany. Serbowie traktują go jako bohatera walk o jedność ich narodu. W Republice Serbskiej nie jest niczym dziwnym zobaczyć ulice nazwane jego imieniem, inaczej jest na terenach zamieszkanych przez Serbów i Chorwatów. W Sarajewie na pamiątkę zamachu postawiono kiedyś nietypowy pomnik – odcisk stóp w miejscu, z którego członek „Młodej Bośni” miał oddać strzał. Obecnie już go nie ma, za to planuje się postawić monument przedstawiający arcyksięcia.
Czas rządów Belgradu był okresem rozwoju demograficznego miasta. By za nim nadążyć, Sarajewo rozbudowało się znacznie ze wschodu na zachód. Jadąc tramwajem z centrum do Ilidży na zachodnim krańcu miasta, można podziwiać kilometry blokowisk. Z czasów komunistycznych pochodzi również wiele obiektów sportowych, które wybudowano przed zimowymi igrzyskami w 1984 roku. Część z nich, jak na przykład tor bobslejowy, stoi dziś opuszczona.
Wzgórza, o których pisałem wcześniej, odegrały tragiczną rolę w najnowszej historii Sarajewa. Podczas wojny w Bośni miasto kontrolowane było przez wojska boszniackie, jednak na wzgórzach rozmieścili się serbscy snajperzy i artylerzyści. Ze względu na ukształtowanie terenu, mieli oni mieszkańców Sarajewa jak na talerzu. Ludzie z całego świata usłyszeli o Alei Snajperów. Trwające prawie cztery lata oblężenie spowodowało wiele zniszczeń. Na miejscu zrównanych z ziemią budynków powstają nowoczesne biurowce. O oblężeniu przypominają również wszechobecne cmentarze, głównie islamskie – pełne białych, kamiennych słupów. Wygląda to tak, jakby w mieście więcej miejsca zajmowali zmarli, niż żywi. Kolejna warstwa historii. Ciekawe, jaka będzie następna?
1Przekroczyłem właśnie wszelkie granice pretensjonalności. Wstyd mi za siebie.Wróć.
2W przeciwieństwie do katolickich Chorwatów i prawosławnych Serbów, Bośniacy byli mocno podzieleni religijnie. Wielu z nich było członkami uznawanego za heretycki zarówno przez katolików, jak i prawosławnych, kościoła bośniackiego, który akurat tuż przed podbojem tureckim przeżywał duży kryzys. To również wpłynęło na łatwość, z jaką mieszkańcy Bośni przyjęli nową religię.Wróć.
3Jeśli uważacie, że ta nazwa jest śmieszna, to co powiecie o Jajce?Wróć.