Kodym – Ksiądz Jankowski to był kozak

Rozmowa z Jędrzejem „Kodymem” Kodymowskim, liderem zespołu Apteka, autorem audycji w Radiu Wnet.

Dałeś w tym roku Owsiakowi? Słyszałem, że mieliście okazję się poznać.

Moja znajomość z tym człowiekiem opiera się na wymianie trzech zdań. Byłem w Antyradiu przy okazji wydania którejś tam z kolei płyty i podczas audycji pozwoliłem sobie na użycie sformułowania „żydokomuna”. Wyobraź sobie, że wyszedłem ze studia i dzwoni do mnie Jurek Owsiak. „To jest żydokomuna, masz rację” – stwierdził i zaprosił Aptekę na Woodstock. Wyobrażasz sobie taką sytuację?

Nie.

Powiem ci tak: z jednej strony działalność charytatywna to doskonała sprawa, ale z drugiej strony uważam, że sprzęt medyczny powinno kupować Ministerstwo Zdrowia, a nie pospolite ruszenie.

Mnie mierzi, że kiedy padają pytania o pieniądze, on właściwie nie odpowiada albo wyciąga zdjęcie dziecka i pyta: chcecie je zabić?

Tak do końca bym go nie potępiał. Po prostu niepotrzebnie się wpakował w politykę. Za dużo tych srok naraz.

On idzie dalej. Odkrył właśnie, że jest ofiarą faszyzmu.

Z tym faszyzmem to są niezłe jaja. Dziś każdy, komu nie podoba się obecny system, może zostać określony mianem faszysty z najbardziej nawet absurdalnych powodów.

Słynne pięć piw?

Nikt nie bierze pod uwagę faktu, że ktoś to może robić dla jaj. Niektórzy ludzie mają poczucie humoru, które od tak zwanej prowokacji oddziela jedynie cienka granica. I nie ma w tym nic złego. Mam znajomego dziennikarza w „Gazecie Wyborczej”, który twierdzi, że i na Czerskiej zdarza się, że ktoś podniesie rękę i zawoła „Heil Hitler!”. Nie jest to propagowanie symboli i ustroju faszystowskiego. To jest po prostu jajcarska prowokacja.

Z drugiej strony mam takiego znajomego, który w latach 90. był ortodoksyjnym skinheadem. Głosił teorię, że wszystkich Żydów trzeba spalić w piecu. Po latach odkrył, że sam ma pochodzenie żydowskie. Niezły zamęt się zrobił w życiu tego człowieka. Zniknął na kilka lat, a kiedy go spotkałem, okazało się, że jest ortodoksyjnym, lewicującym fanem Antify. To wszystko jest tak powierzchowne i płynne, że nie przywiązuję do tego najmniejszej wagi.

Mówisz tak, bo gadają, że Apteka to faszyści i chcesz się wybielić.

(śmiech) Pochodzę z rodziny, w której jeden dziadek został zabity w Katyniu, a drugi rozstrzelany na Woli. Moja matka była sanitariuszką w powstaniu warszawskim. Kartę martyrologiczną mam więc w rodzinie konkretną. Nie mogę być komunistą, bo wyrosłem w domu, w którym nikt nie był w partii i zawsze było konkretnie jechane na czerwonych. Z drugiej strony do fascynacji nazizmem też mi daleko. Musiałbym być idiotą. Co do skinów, to kiedyś wylądowałem nad Motławą. Na wyspie przed rewitalizacją były smażalnie ryb i tam całodobowo można się było uchlać. Pamiętam, że tam poznałem kolesi z Lechii Gdańsk, którzy mieli wydziargane runy SS, swasty i inne Got mit k… a.

Pewnie do tego uważali się za patriotów.

To czasy komuny tak ludzi zdeprawowały, że szukali czegoś takiego, co ich połączy w antybolszewizmie. Ci goście od swastyk nie mieli pojęcia, skąd one pochodziły i co reprezentowały. Jak spytałem, czy wiedzą, że te runy certyfikował Heinrich Himmler, to w ogóle nie znali nazwiska.

Dobra, dobra. Rudolf Hess w Trójmieście jest bohaterem jednego ze stadionów.

(śmiech) Ej, kiedy to było? Ja znam tych skinheadów, co tam kiedyś hajlowali. Dziś to ortodoksyjni patrioci, którzy za hajlowanie dają w ryja. Przynajmniej ci, którzy zaczęli się interesować własną historią. Mam paru takich znajomych. To są bardzo fajni ludzie. Myślę, że to, że się kiedyś tak zachowywali, trzeba zrzucić na karb młodzieżowych zabaw.

Patriotyzm zdaniem wielu to faszyzm, więc się nie wybronisz.

Wydaje mi się, że mało ludzi uświadamia sobie tę grę polityczną, która w tej chwili ma miejsce. Wałęsa na spotkaniu noblistów mówił o światowym rządzie, który zastąpi rządy narodowe. Do tego dochodzi Palikot czy Ryszard Kalisz chrzaniący, że najpierw powinniśmy stawiać na to, że jesteśmy Europejczykami. Nie zwracałem na to uwagi aż do jakiegoś koncertu w Bristolu w Anglii. Wiadomo, była na nim Polonia. Gadam z kolesiem po koncercie i pytam: kim ty jesteś? Kim ty się czujesz? A on na to, że się czuje Europejczykiem. Dla mnie to był szok!

Europejczykiem, czyli kim?

Nikim. Ostatnio modny jest temat tak zwanej płciowości wynikającej z kulturowości. I przy okazji promowane są jakieś pseudoautorytety. Jak dla mnie ma być autorytetem Środa, skoro nie pamiętam, jak ma na imię?

Magdalena.

Madzia. Magdalena. W Jarocinie latała i rozdawał ulotki ZSMP, krytykując ludzi za antysystemowe postawy. Robienie z takich postaci autorytetów, tylko dlatego że mają tytuł profesora, to jakiś ponury żart. Jeśli cofniemy się 30 lat, to i sekretarz Edward Gierek, premier Piotr Jaroszewicz czy tam wszyscy ci inni Jabłońscy mieli tytuły profesorów, doktorów. No i co?

Zabawne, że zarówno wtedy, jak i dziś ci „profesorowie” walczą z antysystemowym myśleniem i Kościołem. W sumie są niezwykle konserwatywni.

Kompletnie już zatracili poczucie przyzwoitości. Weźmy przykład księdza Jankowskiego, który naprawdę dużo zrobił dla kurii i „Solidarności”. Dopóki dawał im wsparcie, był maszyną, która potrafiła organizować pieniądze, był OK. Kiedy przestał być potrzebny, wytworzyła się wokół niego niesmaczna sytuacja. W „Gazecie Wyborczej” pojawiły się sugestie, że to ksiądz pedofil pławiący się w luksusach. Przegięcie pały. Kiedy umarł, okazało się, że jest golas. Nie miał nic, czyli jednoznacznie wszystko oddał ludziom. A i tak dalej się go czepiali. On żeby zorganizować te pieniądze, potrzebował mieć gadżety w postaci na przykład złotego łańcucha, dobrego samochodu. Wiadomo, że tam, skąd czerpał te pieniądze, z golasami nikt nie chciał rozmawiać.

Ksiądz performer?

Poznałem go. To był naprawdę fajny facet. Udostępnił mi swoje zdjęcie z pistoletem, które mogłem zamieścić na okładce płyty. Jest na nim ksiądz Jankowski, który jedną ręką widelcem je cynaderki, a w drugiej trzyma pistolet wycelowany w stronę tego, kto robi zdjęcie. Była afera. On zresztą niedługo później umarł. Wiedziałem, że parę osób będzie chciało mnie przybić, ale na szczęście byłem na tyle zapobiegliwy, że kiedy dostałem to zdjęcie, to poprosiłem go o napisanie odręcznego oświadczenia, że będę mógł je wykorzystać. Zrobiłem fotokopię tego pisma i zamieściłem we wkładce. Ksiądz Jankowski zrobił to, dlatego że miał taki styl.

Kozak.

Wszyscy kozacy w Trójmieście właśnie tak go określali. On się faktycznie nie bał niczego. Parafia św. Brygidy to było jedyne miejsce, gdzie odbywały się msze katyńskie, białe plamy historyczne zapełniano tekstem. Była to taka nietuzinkowa postać. Dlaczego byli decydenci ze środowiska Adama Michnika próbowali go oczernić, nie wiem. Ale od tamtego czasu zaczęła się jazda, że wszyscy księża to pedofile.

O co chodziło w latach 80. tak zwanej muzycznej scenie alternatywnej?

Akurat dzisiaj się nad tym zastanawiałem…

Dlaczego pytam? Przy okazji rocznicy śmierci Ciechowskiego Tomek Lipiński udzielił wywiadu, w którym stwierdził, że tak naprawdę za komuny wszyscy marzyli o tym, żeby grać w telewizji, radiu, bo tam były pieniądze. Trochę się zdziwiłem, choć jeśli spojrzeć na jego dzisiejszą postawę, to by się zgadzało.

Może w jego przypadku tak właśnie było. Może ktoś, kto przyglądał się scenie muzycznej z boku, mógł odnieść wrażenie, że taki sposób myślenia jest powszechny. Ale to nieprawda, każdy kierował się własnym rozumem. Ja w ogóle nie brałem wtedy pod uwagę pieniędzy, które można było zarobić na muzyce. To były śmieszne sumy. Wystarczały na jedną flaszkę i lepsze fajki, bo ja wtedy miałem taki wieśniacki odjazd: paliłem marlboro. Wchodziłem do knajpy, wyciągałem szlugi i robiło się wielkie LOL. To mnie szczeniacko cieszyło. To była poza, która jednak czasami pomagała. Dzięki niej parokrotnie się zdarzyło, że mimo blokady na granie koncertów dostawaliśmy propozycje oficjalnych występów.

Blokady? Przecież Apteka to czysta zabawa bez grama ideolo.

Ale przegięcie jest, a jak jest przegięcie, to zaczyna się strach, bo nie było wiadomo, o co chodzi i o czym oni w sumie śpiewają. Ja zaś wtedy myślałem sobie, że w ten sposób osłabiam system totalitarny. Mieliśmy kiedyś taką akcję, że do warszawskiego Remontu zaprosił nas jakiś działacz ze związku studentów socjalistycznych, który chyba nie wiedział o zakazie na nas. Miast go uprzedzić, że może mieć dym, zgodziliśmy się, wychodząc z założenia, że wywalą go z posady i jednego komucha będzie mniej.

Wywalili?

Nie wiem, nie śledziłem tego później, ale tak jak wtedy, tak i dziś na nasze koncerty przychodzą wszyscy, niezależnie od poglądów politycznych czy religijnych.

Prawicowcy pląsają przy piosenkach o LSD i melanżach po marihuanie?

Dziś już nie palę. Napaliłem się w życiu tyle, że to przestało być atrakcyjne.

 


Opublikowano

w

przez