Jeśli ktoś nie czyta prasy prawnej, to mógł nie usłyszeć o niezwykle ciekawym procesie. Miesiąc temu Sąd Najwyższy zdecydował między innymi o tym, czy Serbia jest cudzoziemcem. A wszystko z powodu pewnej willi w Alejach Ujazdowskich.
Z tymi ambasadami ciągle są kłopoty. Jak się robi im zdjęcia, to można zostać uznanym za terrorystę. Jak chce się zrobić coś nowego na miejsce modernistycznego szkaradztwa, to zaraz pojawiają się obrońcy „unikalnej architektury”. Czasem problemy są jeszcze większe i prowadzą przed oblicze sądu. Tak było w przypadku serbskiej ambasady w Warszawie. A wszystko, jak zawsze, jest winą komunistów i powojennej nacjonalizacji.
Obecnie poselstwo Republiki Serbii znajduje się w stołecznej alei Róż, jednak po wojnie przez 60 lat ambasador najpierw Jugosławii, a potem Serbii mieszkał w pałacyku Gawrońskich przy Alejach Ujazdowskich. Zniszczoną w czasie wojny willę (to przed nią członkowie AK zabili Franza Kutscherę), rządzący Polską komuniści znacjonalizowali, a w 1947 roku użyczyli Jugosławii. Ta wyremontowała budynek i zorganizowała w nim swoją ambasadę.
Po przemianach 1989 roku zgłosili się dawni właściciele pałacyku, rodzina Gawrońskich. Sąd przyznał im prawo do budynku, jednak przez następnych kilka lat Serbowie nie chcieli go opuścić. Gawrońscy postanowili więc odwołać się do sądu, który w 2008 roku uznał ich racje. Wtedy też rodzina zażądała od Serbii 25 milionów odszkodowania za nielegalne przedłużanie pobytu. Ambasada zmieniła siedzibę, jednak odwołała się od wyroku. Wnioskowała przy tym o to, by budynek przy Alejach Ujazdowskich przyznano im z racji zasiedzenia.
Cztery lata później sąd okręgowy potwierdził wyrok niższej instancji, wtedy też Serbowie wnieśli kasację do Sądu Najwyższego. Ten ostatni wydał 14 marca tego roku wyrok, w którym podtrzymał wcześniejsze stanowisko.
Problem rozbijał się o to, czy Serbia jako państwo jest cudzoziemcem w rozumieniu ustawy z 1920 r. o nabywaniu nieruchomości przez cudzoziemców. Przyznajcie, że brzmi to dość absurdalnie.
Przedstawiciel Serbów w swojej mowie stwierdził, że oczywiście państwo nie może być cudzoziemcem w rozumieniu ustawy. Reprezentant Gawrońskich odpowiedział, że oczywiście, że jest. Nigdy nie byłem na sali rozpraw, ale wygląda na to, że procesy trochę przypominają dyskusje w Internecie: trzeba udawać, że jest się całkowicie pewnym swoich racji. Pewniej wyglądać musiał przedstawiciel Polaków, gdyż to do jego opinii oczywiście przychylił się sąd.
A niedouczeni studenci politologii od Suwałk do Wrocławia dalej będą bajdurzyć, że ambasada to terytorium obcego państwa…