… tylko trochę się wstydzi.
Tazosy były pozbawioną dna studnią mądrości. Oprócz tego, że wiedziałem, jak wygląda flaga Mołdawii, to dzięki nim po raz pierwszy usłyszałem o takim państwie, jak Czarnogóra. Było to o tyle istotne, że na ówczesnych mapach nie znalazłbym takiego kraju. Wtedy jeszcze tworzył on, razem z Serbią, federacyjną Jugosławię. Dzięki chrupkom nie zdziwiłem się, kiedy w 2003 roku państwo to zmieniło nazwę na Serbia i Czarnogóra, tylko po to, by trzy lata później w referendum opowiedzieć się za niepodległością.
Serbowie pogodzili się z decyzją Czarnogórców. Nikt nie spamuje tekstów o Montenegro komentarzami typu „Crna Gora je Srbija!”, tak jak to dzieje się z artykułami o Kosowie. Nie ma antyczarnogórskich napisów na murach (tzn. pewnie są, ale giną w morzu innych), serbskie partie nacjonalistyczne nie prześcigają się w tworzeniu planów, jak odbić Podgoricę czy Bijelo Polje.
Jest to o tyle dziwne, że akurat w takiej walce mieliby sporo racjonalnych, a nie tylko mistycznych argumentów. Granica między Serbami a Czarnogórcami jest bowiem cokolwiek niewyraźna. Albańczyka nie da się pomylić z nikim innym, wygląda jak przybysz z zupełnie innej galaktyki, ze swoim niepodobnym do żadnego innego językiem, wyróżniającymi rysami twarzy, do tego często – religią. Słoweńców i Macedończyków od Serbów odróżnia mowa (tych pierwszych również wyznanie), o Chorwatach i Boszniakach już pisałem. A Czarnogórcy?
Mówią tym samym językiem, wyznają tę samą religię. Wielu z nich, również tych głosujących za niepodległością, uważa się zresztą za Serbów. Spójrzcie tylko na tę mapę (w tym miejscu po raz kolejny polecam serwis GeoCurrents):
Po lewej na czerwono zaznaczono tereny zamieszkałe przez ludzi nazywających się „Czarnogórcami”, na niebiesko – „Serbami” (intensywność koloru oznacza, czy stanowią oni tam większość względną, czy bezwzględną). Po prawej na żółto zaznaczono tereny, na których większość uważa, że mówi po serbsku. Na różowo – po czarnogórsku. Jak widać, jest to tylko jeden okręg1. Skąd więc decyzja o niepodległości?
Tym razem nie napiszę, że musimy się wrócić w czasie o kilkaset lat. I tak to wiecie.
Historię Czarnogóry trudno na początku (potem zresztą też) oddzielić od dziejów Serbii. Ciężko powiedzieć, czy położone nad Adriatykiem Dukla i Zeta były, czy też nie, państwami serbskimi. W zależności od tego, z kim rozmawiamy i do czego chce nas akurat przekonać, opinie mogą być skrajnie różne. To, co najważniejsze, dzieje się po przybyciu na Bałkany Turków. Po bitnie na Kosowym Polu wojska sułtana zajmują całą Serbię. Całą? Nie! Maleńka wioska w masywie armorykańskim wciąż jeszcze stawiała opór najeźdźcy. Opór stawiają bowiem dzielni górale zamieszkujący tereny wokół miasta Cetynia. To właśnie te ziemie, gdzie mówi się po „czarnogórsku”.
Był to obszar dużo mniejszy, niż współczesne (też niewielkie) terytorium Czarnogóry. Adriatyckie wybrzeże podlegało władzy Wenecji, zaś tereny w głębi lądu, obecnie znajdujące się przy serbskiej granicy, opanowali Osmanowie. Mimo to Turkom nigdy nie udało się przejąć całkowitej kontroli nad czarnogórskimi ziemiami.
Nie była to sytuacja wyjątkowa. Przy ówczesnych ograniczonych możliwościach technicznych i organizacyjnych, władza Turków nad niektórymi górzystymi terenami była czysto iluzoryczna. Na przykład w Albanii wielu z tych, którzy nie chcieli się pogodzić z nowymi porządkami, zaszyło się w niedostępnych górach na północy kraju, gdzie pozostawali w praktyce niezależni. Różnica jest jednak taka, że o ile ci górscy watażkowie interesowali się głównie praktycznymi aspektami władzy, w Czarnogórze zadbano również o „nadbudowę”.
Terenami rządzili więc nie hersztowie, a książęta. Na początku XVI wieku Wawil I, biskup Cetyni, nakłonił księcia Đuradja Crnojevicia do abdykacji i połączył władzę świecką z kościelną. Od tego momentu Czarnogóra stała się państwem teokratycznym, w którym pełną władzę sprawował władyka: biskup-książę. Oczywiście, Turcy potrafiliby pewnie podporządkować sobie niepokornych władców. Tereny te były jednak trudno dostępne, a przede wszystkim – biedne. Koszty przewyższały więc ewentualne zyski. W późniejszym zaś okresie państwo Osmanów osłabło, a Czarnogóra zdobyła poparcie potężnej Rosji, która gwarantowała jej niepodległość. Polityczne deklaracje to jedno, drugie to pomoc gospodarcza, jaką Petersburg przekazywał władykom. Wsparcie nie ograniczało się tylko do pieniędzy, Rosjanie wysyłali też między innymi zboże czy książki, rzadkie dobro wśród zacofanych ekonomicznie i prymitywnych górali.
Nawet tam jednak potrafiły się rozwijać talenty. Jednym z nich był władyka Piotr II. Mimo sukcesów w reformowaniu swojego państwa, najbardziej znany jest ze swojej twórczości literackiej, w tym poetyckiej. Może być on przykładem na brak wyraźnych granic między Serbami a Czarnogórcami: gotów był oddać władzę w imię połączenia się z państwem serbskim, nazywany był „najmądrzejszym z Serbów”, a jego podobiznę możemy znaleźć na drukowanych przez belgradzki bank centralny dwudziestodinarówkach.
Następca Piotra, Daniel II, zrzekł się tronu biskupa i stał się pierwszym świeckim księciem Czarnogóry, Danielem I. Kolejny władca, Mikołaj I osiągnął kilka sukcesów. Podczas kongresu berlińskiego jego kraj został uznany za dwudzieste siódme niepodległe państwo na świecie. Zdobył też dostęp do Adriatyku, jednak nie mógł mieć własnej floty (obawiano się, że oznaczałoby to de facto wprowadzenie marynarki rosyjskiej na Morze Śródziemne). W 1910 księstwo stało się królestwem, a wkrótce, zwyciężając w obu wojnach bałkańskich, poszerzyło swoje granice. Ten ciąg sukcesów zakończył się w 1918 roku, kiedy Czarnogórę włączono do Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców. Jak widać, również tutaj nikt nie mówi nic o Czarnogórcach.
W ramach socjalistycznej i federacyjnej Jugosławii, Czarnogóra została jedną z sześciu republik. Stolicą była przemianowana na Titograd Podgorica. Miasto, jak już kiedyś wspominałem, paskudne. Wtedy też Milovan Đilas, początkowo jeden z najważniejszych współpracowników Tity, a potem sławny dysydent, miał, według serbskich nacjonalistów, „stworzyć naród czarnogórski”.
Podczas zawieruchy lat 90-tych, Podgorica stała wiernie przy Belgradzie. W beznadziejnej walce o zachowanie pozorów, aż do 2003 roku obie stolice współpracowały w ramach Jugosławii. W końcu jednak przyznano się do porażki i zmieniono nazwę na Serbia i Czarnogóra. Była to formuła niezwykle luźna. Niech świadczy o tym fakt, że osobne były służby celne, a nawet waluta. Kiedy w 1999 roku Serbia walczyła z hiperinflacją, Czarnogórcy przyjęli jako równoprawny środek płatniczy niemiecką markę. Rok później przestano używać dinara i marka stała się walutą jedyną, zastąpioną w 2002 roku przez euro, którym płaci się w państwie nad Adriatykiem do dziś.
Przy zmianie nazwy zdecydowano również, że po trzech latach każda z części federacji może zorganizować referendum, w którym mieszkańcy zadecydują o tym, czy pozostać w związku, czy też z niego wystąpić. Z tej możliwości skorzystali Czarnogórcy i zgodnie z wolą 55,5% głosujących, ogłosili niepodległość.
Pytanie – dlaczego to zrobili?
Zastanówcie się chwilę. Jakie są pierwsze skojarzenia, gdy mówi się o Serbii? Wojna, czystki etniczne, nienawiść, Srebrenica. Oczywiście, jest to obraz nieprawdziwy (a na pewno niepełny), jednak głęboko wbity w głowy wielu ludzi. Czy ktoś chciałby pojechać na wczasy do kraju, który tak się kojarzy? Czarnogóra, chcąc zarabiać na turystyce, musiała wykreować zupełnie inny wizerunek. Taki, by pierwszym skojarzeniem były piękne plaże, drugim ciepłe morze, a trzecim majestatyczne góry w tle. Z Serbią w nazwie byłoby to trudne.
To kreowanie wizerunku udało się Czarnogórcom fantastycznie. Teraz to pewnie ulubiony cel turystyczny Twoich rodziców czy wujków. Kraj, w którym jeśli już mówi się odwiedzającym o historii, to raczej o czasach rządów weneckich dożów, którzy wybudowali najpiękniejsze domy w Kotorze czy Herceg Novi.
Na dzieje najnowsze spuszczono zasłonę, która niesamowicie skutecznie skrywa wszystkie niechlubne wydarzenia. Jeśli ktoś miałby wymienić narody walczące w wojnach lat 90-tych, to oczywiście wspomniałby o Serbach, Chorwatach, Boszniakach, może o Słoweńcach i wojnie dziesięciodniowej. Czarnogórcy jakby wtedy nie istnieli. Tymczasem przez cały ten okres byli oni wiernymi sojusznikami Serbów. Ba, to z ich inicjatywy rozpoczęło się oblężenie Dubrownika, które ostatecznie nastawiło Zachód antyserbsko (bo zabijanie ludzi jest ok, dopóki nie niszczy się zabytków1).
Otwarte pozostaje jednak drugie pytanie. Wiadomo, czemu Czarnogórcy nie chcieli być z Serbami. Ale czemu nikt nie napina się na internetach w imię serbskiego Montenegro? Może działa tutaj instynkt stadny i po pierwszym tekście pojawią się kolejne? Czyżbym tym wpisem tworzył historię?
1Pozostałe kolory oznaczają Albańczyków z okolic Ulcinja i „jugosłowiańskojęzycznych” Muzułmanów.Wróć.
2Tak samo było w przypadku wojen w Mali (niszczenie Timbuktu i znajdujących się tam sufickich ksiąg) czy w Syrii (walki w Aleppo).Wróć.