Czy bezpłciowe flagi Bośni i Hercegowiny oraz Kosowa są zapowiedzią świata, w którym wszystko zostanie zglajchszaltowane?
Uwielbiam flagi. Mógłbym na nie patrzeć godzinami. Kiedyś założyłem nawet profil na Geoblogu po to tylko, by móc zobaczyć barwy wszystkich odwiedzonych przeze mnie państw, ustawione obok siebie. Najlepsza we flagach jest ich różnorodność. Wygląda na to, że ludzie mogą wsadzić na swoje sztandary dosłownie wszystko.
Mamy więc na przykład zwierzęta. Najczęściej ptaki (a wśród nich najpopularniejsze są orły – jedno- (Egipt, Zambia) i dwugłowe (Albania, Serbia)), ale też lwy (Sri Lanka), a nawet mityczne smoki (Bhutan). Znaleźć możemy również rośliny, takie jak libański cedr czy klonowy liść na fladze Kanady.
Czasem umieszcza się jakiś budynek czy dzieło sztuki, z którego mieszkańcy danego państwa są szczególnie dumni. Na fladze Kambodży widnieje sławna świątynia Angkor. Zimbabwe chwali się figurką ptaka, którą znaleziono w ruinach Wielkiego Zimbabwe. Z kolei Lesotho umieściło tradycyjny kapelusz zamieszkującego ten kraj plemienia Basotho.
Niektóre flagi są bardziej bojowe, niż inne. Kenia i Suazi wymalowały na swoich tarcze, Saudyjczycy szablę, Angola – maczetę, a wszystkich pobił Mozambik, który na swój symbol wybrał, obok książki i motyki, kałasznikowa. Znaleźć możemy również symbole, które kojarzą się z danym narodem, takie jak gwiazda Dawida czy chorwacka szachownica. Nie możemy również pominąć elementów religijnych, takich jak krzyże wśród państw chrześcijańskich czy półksiężyc i gwiazdę u muzułmanów.
Również kształtem można się wyróżnić. Szwajcaria i Watykan mają kwadratowe sztandary, natomiast najciekawszy jest przypadek najbardziej matematycznej flagi świata, którą posiada Nepal.
W niektórych regionach pewne kształty czy kolory są bardziej popularne, niż inne. W północnej Europie monopol ma krzyż nordycki pomalowany w różnych barwach. W Estonii, która dąży do tego, by traktowano ją nie jako państwo bałtyckie, lecz nordyckie, pojawiły się nawet projekty wykorzystujące właśnie ten wzór. W Afryce wiele flag przyjęło barwy panafrykańskie, czyli jeden z zestawów: zielony-żółty-czerwony lub czerwony-czarny-zielony. Słowianie, również bałkańscy, często używają trzech kolorów: białego, niebieskiego i czerwonego.
Czasem to, jakiej flagi się używa, jest polityczną deklaracją. Niemcy w niespełna trzydzieści lat trzy razy zmieniali barwy – z cesarskich czarno-biało-czerwonych, przez weimarskie czarno-czerwono-złote, potem te ze swastyką na środku, by wrócić do schwarz-rot-gold. Białoruska opozycja używa starej, biało-czerwono-białej flagi, którą Łukaszenko zamienił na barwy bliższe używanym w czasach ZSRR. Podczas antykomunistycznych rewolt na Węgrzech czy w Rumunii ze sztandarów wycinano środek, na którym znajdowała się komunistyczna symbolika.
Flagi są więc najróżniejsze. Jedne ładniejsze, drugie brzydsze. Mam jednak dwie, których po prostu nie znoszę. Chodzi o symbole Kosowa oraz Bośni i Hercegowiny.
Cóż w nich takiego złego?
Przede wszystkim, nie mają żadnego umocowania w historii tych ziem. Równie dobrze mogłyby być barwami każdego innego kraju na świecie. Ba, bez problemu pasowałyby też na opakowanie napoju gazowanego czy gładzi szpachlowej.

Weźmy flagę BiH. Jest ona doskonałym przykładem na prawdziwość powiedzenia „wielbłąd to koń zaprojektowany przez komisję”. Tutaj również komisje tęgich głów trudziły się, by znaleźć takie rozwiązanie, które nie krzywdzi żadnej ze stron. Nie można więc było używać symboli serbskich, chorwackich czy boszniackich. Dlatego zresztą musiano zmienić poprzednią flagę, na której znajdowały się lilie – symbol Królestwa Bośni. Chociaż monarchia ta istniała przed osmańskimi podbojami, czyli również przed przejściem miejscowej ludności na islam, to symbol ten kojarzył się z muzułmanami. W efekcie przyjęto rozwiązanie obojętne wszystkim.
Przyznać jednak trzeba, że można było wybrać gorzej. Wśród odrzuconych projektów było wiele jeszcze straszniejszych pomysłów. Spójrzcie tylko.
Na sztandarze Kosowa, po wykluczeniu dwugłowego orła Skanderbega, poza gwiazdkami znajdziemy jeszcze kontury tego państwa. Umieszczenie ich na fladze pokazuje, że poza narzuconymi z góry granicami, nic nie łączy mieszkańców tego kraju. Jedynym państwem, które też zdecydowało się na takie rozwiązanie, jest Cypr. Również ta wyspiarska republika jest podzielona (na część turecką i grecką) i również tam obie strony nie znajdują żadnej nici porozumienia. Problem z granicami jako symbolem jest zaś taki, że te z czasem się zmieniają1.
Przedstawiciele państw trzecich, szukający optymalnej i nieurażającej nikogo flagi wyglądają trochę jak przedszkolanka, która zamiast pozwolić kłócącym się dzieciom dać sobie po razie, każe im się całować na zgodę. Oczywiście, w żaden sposób nie rozwiązuje to konfliktu, ale pani może mieć poczucie dobrze spełnionego obowiązku.
Najbardziej jednak wkurzają mnie te wszystkie gwiazdki. Wychodzi na to, że Bruksela chce je wcisnąć dosłownie wszystkim. Miejmy nadzieję, że z Ruchem Autonomii Śląska nie pójdzie na noże. Już bowiem widzę, jak w przeciwnym wypadku Solana z Barroso dla naszego dobra upychają na biało-czerwony sztandar parę złotych pentagramów.
1Co prawda zarys Cypru wolniej, ale za to cały czas.Wróć.
Można by twierdzić, że te flagi oddają charakter tych krajów: są sztuczne.
Jako mieszkaniec Kosowa twierdziłbym, że to nie unijne gwiazdki, tylko amerykańskie. 🙂
W przypadku Kosowa dążenie do odrębności jest zrozumiałe. Etnicznie Kosowo = Albańczycy. Historycznie Kosowo = Albańczycy (Ilirowie przybyli na Bałkany przed Słowianami). Tymczasowy twór terytorialny może być sztuczny, w dalszej perspektywie chodzi jednak o zjednoczenie ziem zamieszkanych przez jeden naród.
„Historycznie Kosowo = Albańczycy (Ilirowie przybyli na Bałkany przed Słowianami)”
Historycznie Kosowo = Serbia (to oni dopatrują się tam swoich korzeni i oni zostaiwli tam po sobie piękne monastyry, które Albańczycy niszczyli)
Zawsze podziwiam tych, którzy potrafią z tak niewzruszoną pewnością pisać jednozdaniowe komentarze na tak skomplikowany temat.
Niewzruszenie prosta teza opatrzona została niewzruszeni prostą antytezą. Ustalenie czyj powinien być kawałek ziemi będzie zależeć li tylko od doboru kryteriów.
Pisałem o obydwu komentarzach.
Oczywiście, że Serbowie dopatrują się tam swoich korzeni. Tak samo jak ze względów politycznych swoich korzeni, czy tak zwanej Wielkiej Rosji dopatrują się nasi słowiańscy kuzyni z Kremla na Ukrainie. Nie jest przypadkiem, że Serbia utrzymywała z Rosją od zawsze przynajmniej poprawne stosunki, nie mówiąc już o zażyłości i wspólnym lubowaniu się w mocarstwowych planach. Jedni chcieli (i chcą) dominować na wschodzie Europy, drudzy z wytęsknieniem wspominają okres(y), gdy mogli zwać się Panami Ziem Bałkańskich.
Co do monastyrów – nikt nie kwestionuje tego, że zostały wybudowane przez zamieszkujących od pewnego momentu Kosowo Serbów. Wypada odpowiedzieć na pytanie, czy powstały one od razu przy okazji domniemanego wkroczenia na te ziemie Słowian jako pierwszych osadników. I czy dziwnym zrządzeniem losu „dzicy” Słowianie już wówczas byli prawosławni? Hm.