Krótko o tym, jak wielu pisarzy procesy biologiczne wkurzającego ptaka przedstawić chce jako walkę o idee.
Żyjemy w czasach ironistów. Nawet takie sztywniaki jak Jarosław Kuźniar chcą, by ktoś zobaczył w nich czasem szyderców i kpiarzy. Jeśli już natkniemy się na jakiś poważny tekst, to skłania on do zastanowienia, czy nie jest to aby powaga udawana i czy autor nie chciał powiedzieć czegoś dokładnie odwrotnego? W efekcie nawet szkoła udaje, że jest cool i luźna, męcząc uczniów „wywrotowym” Gombrowiczem, dzielnie obalającym wartości, których nikt już nie wyznaje.
Trudno jest dziś używać wielkich słów. Ojczyzna? Honor? Dobro? Pfffrr…
Jednym z ostatnich bastionów powagi są pomniki. Co prawda również tutaj coraz więcej mamy „instalacji” i „performansów”, ale nadal dominują tutaj martwi, biali mężczyźni. Postawieni na cokołach górują nad tłumem błyskotliwych (we własnym mniemaniu) kpiarzy. Są świadectwem poprzedniej, poważnej epoki.
Nie dziwne więc, że żołnierze drwiny próbują z nimi walczyć. Swojego sojusznika znalazły w latających szczurach, czyli gołębiach.
Sporo ostatnio czytam reportaży, literatury podróżniczej i eseistyki na temat różnych krajów. Co chwila trafiam tam na w zamierzeniu pewnie odkrywcze fragmenty, w których najgłupsze z ptaków srają na pomniki. Zazwyczaj w intencji autora miał być to ostateczny cios zadany postaci czy też idei przedstawionej za pomocą takiego monumentu. Antykomuniści z lubością opisują więc, jak ekskrementami okrywano leninowskie kaszkiety, a szydzący z narodowej dumy cieszą się, gdy dachowce upiększają pamiątki militarnych zwycięstw. Krzysztof Varga był przynajmniej na tyle błyskotliwy, by swoje skatologiczne przemyślenia opisać jako walkę dwóch ptaków – gołębia i ojca Węgrów – turula. Autorzy zdają się pomijać przy tym fakt, że ptaki po równo robią na pomniki idei tak im bliskich, jak i obmierzłych.
Co właściwie mają na celu twórcy takich tekstów? Powtarzają to, co robiły już setki pisarzy przed nimi. Żadnej w tym świeżości, a gdyby papier, na którym opisano ptasią działalność, zostawić pustym, to nikt by intelektualnie nie zubożał.
Problem najpewniej w tym, że obecnie jeśli ktoś czyta, to nie ma już czasu na pisanie, a jeśli pisze, to nie starcza mu już doby na lekturę innych autorów. Ja jestem wyjątkiem i dlatego ten blog jest taki super, jednak pozostali mogą żyć w przeświadczeniu, że skrobiąc zdania o tych cholerrrnych gołębiach1 tworzą coś, czego jeszcze nie było.
Siedzi sobie taki pisarz przed klawiaturą i myśli „trzeba by wymyślić coś mocnego, żeby tym komuchom/naziolom poszło w pięty… Eureka! Srające gołębie! Cóż za nowatorstwo, co za odwaga intelektualna! Wyobrażam sobie ich minę!”. Jest usprawiedliwiony – nie ma czasu na czytanie. Co jednak z wydawnictwami? Przecież takich skryptów, w których na nowo odkrywa się gołębią gównianą Amerykę, dostają pewnie tysiące. Może po prostu nie mają serca zwrócić Panom Pisarzom uwagi, że nie są pierwszymi, którzy wpadli na ten pomysł? Ale za co w takim razie biorą pieniądze?
1Tak, Gaby Kulki też nie lubię.Wróć.