Sądząc po wynikach wyszukiwań, które prowadzą na mojego bloga, sporo osób trafia tutaj, by znaleźć praktyczne porady na temat opisywanych przeze mnie państw. Wychodząc ich pragnieniom na przeciw chciałbym rozpocząć nowy cykl tekstów – „Zanim pojedziesz…”. Dzisiaj przedstawię w nim kraj, który takiego opisu potrzebuje wyjątkowo, czyli Białoruś. Liczę na opinie, czy warto opisywać w ten sposób kolejne państwa. Oczywiście, przejmować się nimi będę tylko wtedy, gdy będą się zgodne z moją decyzją.
Teksty z tego cyklu będą krótkie i skondensowane. Chodzi o przekazanie wiedzy, a nie kwieciste opisy. Jeśli uważacie, że informacji na jakiś temat jest za mało – dopytujcie w komentarzach. Tekst może być uzupełniany w przyszłości.
1. Gdzie jechać? Co robić?
– Pałac w Nieświeżu i zamek w Mirze. Położone od siebie w odległości mniej, niż 30 kilometrów, są chyba najciekawszymi zabytkami architektury na Białorusi.
– Mińsk to najbardziej interesujące z dużych miast. Prawie w całości zniszczone w czasie wojny, zostało odbudowane jako najlepszy na świecie przykład socrealizmu.
– Grodno to najlepiej zachowana ze stolic oblasti. Nie jest to cud urbanistyki, jednak w porównaniu z Homlem, Witebskiem, Mohylewem czy Brześciem, jest to całkiem przyjemne miejsce na jednodniowy spacer.
– Białoruś to raj dla wędkarzy czy miłośników takich sportów, jak kajakarstwo. Pełno tutaj rzek i jezior. Do łowienia nie potrzeba żadnych zezwoleń, choć korzystanie z niektórych akwenów jest płatne. Wielu Białorusinów jest również myśliwymi, chociaż tutaj nie wiem, jak wygląda to od strony formalnej.
– Niezliczone są ślady polskości – co chwila natkniemy się na pamiątki po sławnych Polakach (jak Mickiewicz czy Orzeszkowa), albo miejsca ważne dla naszej historii.
2. Transport
– Autostop działa świetnie – kierowcy zatrzymują się często (przeciętny czas czekania był u mnie krótszy, niż 15 minut) i są bardzo gościnni. Zwykle da się dojechać komunikacją miejską do granic miasta, gdzie stanąć można przy całkiem niezłych drogach.
– Koleje przypominają te na Ukrainie. Dzielą się z grubsza na elektriczki i pociągi dalekobieżne. Te pierwsze są wręcz uwłaczająco tanie, za to zatrzymują się na wszystkich przystankach i są wolne. Te drugie również nie są drogie (podróż z Mińska do Homla kosztowała ok. 28 złotych), za to w tych jadących nocą wszystkie miejsca są sypialne. Można w ten sposób zaoszczędzić na noclegu. Wystarczy wsiąść wieczorem w jednym, a wysiąść rano w drugim mieście. Bilety warto kupować wcześniej, bo w pociągach dalekobieżnych liczba miejsc jest ograniczona.
3. Ceny
– Ceny rosną nieustannie, ze względu na wysoką inflację.
– Rzeczy w sklepach są w większości droższe, niż u nas. Co może zaskakiwać – tak jest również w przypadku alkoholu, a zwłaszcza piwa.
– Tańsze są papierosy (najtańsze można dostać już za mniej, niż dwa złote) i benzyna (ok. trzech złotych za litr).
– Śmiesznie tanie są, jak wspomniałem, przejazdy pociągami. Również inne rzeczy związane z koleją mają niskie ceny. Tak jest z dworcowymi przechowalniami bagaży (w Połocku doba kosztowała mnie około 55 groszy!), a nawet z cenami napojów w peronowych kioskach, gdzie są one tańsze, niż na mieście.
– Również z koleją związana jest najtańsza z płatnych opcji noclegowych – „komnaty otdycha” (po białorusku – „pokoje widpoczynku”). Znajdują się na dworcach w dużych miastach, a także na stacjach węzłowych. Cena oscyluje zwykle wokół dwudziestu złotych za noc. Standard podobny, jak w hostelu, choć pokoje są zwykle góra dwuosobowe.
4. Jedzenie i picie
– Białorusini rzadko jadają poza domem i widać to po ofercie gastronomicznej. Lokale dzielą się na drogie restauracje z wyższej półki i tanie garkuchnie, gdzie jedzenie ma raczej zapychać żołądki, niż zachwycać smakoszy. Jako że większość noclegów spędziłem albo w gościnie couchsurferów, albo zaproszony do domu przez ludzi poznanych w trasie, zwykle jadłem z nimi. Kuchnia białoruska opiera się na ziemniakach, mięsie, warzywach i produktach mlecznych (jeden z głównych towarów eksportowych). Zwolennicy kulinarnych szaleństw mogą być rozczarowani, ale dania są zwykle smaczne i pożywne.
– Alkohol jest bardzo popularny. Chociaż kraj kojarzy się z wódką, to ja częściej częstowany byłem koniakiem. Piwo jest przeciętne, chociaż widać, że sytuacja zaczyna się poprawiać – w Mińsku pojawiło się kilka browarów restauracyjnych i lokali z ciekawymi piwami.
5. Inne
– By wjechać na Białoruś potrzebna jest wiza. Jako że skorzystałem z okazji i byłem tam podczas mistrzostw świata w hokeju, kiedy tego obowiązku nie było, to nie mogę powiedzieć o procedurze wizowej nic więcej, niż to, co znajdziecie w innych miejscach w sieci.
– Warto zastanowić się nad przejazdem pociągiem z Terespola do Brześcia. Unika się wtedy ogromnych kolejek na przejściu samochodowym. Pamiętać trzeba, że kontrola paszportowa na dworcu zamykana jest na 10 minut przed odjazdem, dlatego trzeba być tam wcześniej.
– Z dostępem do internetu może być różnie. Punktów dostępu jest mało (zwykle na dużych dworcach, a także w budynkach poczty), trzeba wykupić kartę (tanią, np. 180 minut kosztowało mnie równowartość 1,5 złotego, a 600 było dwa razy droższe). Przy zakupie tej ostatniej, podobnie jak przy korzystaniu z kafejek internetowych, trzeba okazać swój paszport. W domach moich gospodarzy z CouchSurfingu dostęp do wi-fi nie sprawiał problemu. Mimo to warto się zastanowić, czy brać te dodatkowe kilogramy w postaci laptopa.
– Podstawowym językiem jest rosyjski. W dużych miastach da się pewnie dogadać po angielsku (nie próbowałem), za to na zachodzie (zwłaszcza w wioskach), można większość spraw załatwić, mówiąc po polsku. Używanie białoruskiego może być traktowane jako deklaracja polityczna, ale nie ma co popadać w paranoję – białoruski widać na prawie wszystkich oficjalnych tablicach (można go poznać, bo głoskę „i” zapisuje się w nim tak, jak w polskim, a nie za pomocą znanej z rosyjskiego litery „и”, a do tego zawiera literę „ў”, którą wymawia się podobnie, jak polskie „ł”).
– Białoruś to jeden z najbezpieczniejszych krajów Europy. Zagrożenie kradzieżą czy pobiciem jest tu niższe, niż gdzie indziej. Ja w żadnej sytuacji nie czułem się niepewnie, a zdarzało mi się spacerować po nocach.
– Mówi się, że to kraj policyjny, jednak funkcjonariuszy widywałem nie częściej, niż w innych państwach. Nie jest na pewno tak, jak w opowieściach ludzi o milicjancie na każdym rogu.