W drugiej odsłonie cyklu „Zanim pojedziesz…” przedstawię garść informacji i praktycznych porad dotyczących podróżowania po Turcji.
1. Gdzie jechać? Co robić?
– Stambułu polecać nie trzeba. Jeśli już, to warto studzić oczekiwania – nie jest to miasta aż tak wyjątkowe, jak może się wydawać tym, którzy jeszcze tam nie byli. Zwłaszcza, jeśli sugerują się ogromną liczbą mieszkańców. Większość mieszka bowiem w nieciekawych blokowiskach ciągnących się dziesiątkami kilometrów. Ilość starej zabudowy jest, owszem, ogromna, ale nie nastawiajmy się na coś pokroju Londynu.
– Z mniejszych miast całkiem przyjemne jest Edirne. Pewnie i tak będziecie musieli przez nie przejeżdżać, dlatego warto się zatrzymać, by pospacerować po przytulnym starym mieście (rzadkość w szybko budującej się Turcji). No i by zobaczyć meczet Selimiye.
– Kapadocję trzeba zobaczyć koniecznie. Ja wiem, że zadeptana przez turystów, ale widoki zdecydowanie są tego warte. Najwygodniej chyba przyjąć Göreme za bazę wypadową i odwiedzać kolejne miejsca. Jest tego za dużo, by wymieniać.
– Z mniej znanych miejsc: sam nie byłem, ale wielu Turków polecało wizytę w Mardinie – zabytkowym, arabskim mieście przy granicy z Syrią.
– Duże miasta lepiej omijać z daleka. Ankara, Trabzon czy Samsun nie mają zbyt wiele do zaoferowania. Pisałem już zresztą o tym tutaj.
2. Transport
– Głównym sposobem na przemieszczanie się są dla Turków autokary. Dworce autobusowe znajdują się zwykle na obrzeżach miast, dlatego jeśli jedziemy stopem, to nie bójmy się, gdy kierowca powie, że zawiezie nas na „otogar”. Często tuż obok znajduje się wylotówka w pożądanym przez nas kierunku. Choć może być w przeciwnym, dlatego musicie uważać.
– Właśnie, autostop… Po prostu bajka. Turcy nie zatrzymują się może tak często, jak Ormianie czy Białorusini, ale i tak zwykle nie potrzeba wielu aut, by ktoś nas zabrał. Do tego drogi są tu dużo lepsze, niż w wymienionych krajach, a na dokładkę kierowcy mogą robić naprawdę zaskakujące rzeczy – zatrzymywać się na autostradzie, oferować podwózkę w środku nocy, załapać się możecie na darmowy przejazd w rejsowym autobusie i temu podobne. Do tego często możecie liczyć na prezenty – ja dostałem między innymi paczkę papierosów z Iranu, breloczek z miniaturą wieży Eiffel’a i napisem „Paris” (świetna pamiątka z Turcji) czy też perfumy.
– Koleje są słabo rozwinięte. Do wielu miejsc pociągi nie dojeżdżają wcale, albo tylko raz czy dwa w ciągu dnia. Bilety są jednak dużo tańsze, niż na autobus. Trzysta kilometrów z Kayseri do Ankary można pokonać za około 15 złotych. Ci, którzy nie skończyli jeszcze 27 lat, mogą skorzystać z małej zniżki.
– Komunikacja miejska w Stambule jest niezwykle chaotyczna. Metro, metrobus (autobus jadący dwoma pasami oddzielonymi od reszty wysoką na parę metrów siatką), tramwaj, funikular, prom… W dodatku linie nie łączą się w żadną sensowną całość i czasem trzeba jechać wyjątkowo okrężnymi trasami. Ciężko się gdziekolwiek dostać, do tego przy każdej przesiadce trzeba płacić za kolejny bilet. Trwająca rozbudowa metra powinna rozwiązać przynajmniej część z tych problemów.
– Najfajniejszą rzeczą w stambulskiej komunikacji publicznej jest prom po Morzu Marmara. Poza podziwianiem widoków i kołysaniem się na falach, możemy też napić się herbaty lub coś zjeść.
– W wielkomiejskich autobusach nie ma zwykłych biletów – potrzebna jest nam karta. Możemy zapłacić komuś, kto taką kartę ma, a ten nas wprowadzi. W ostateczności bezradna mina, rozłożone ręce i gadanie po polsku zwykle wystarczy, by kierowca wpuścił nas bez płacenia.
3. Jedzenie i picie
– Turcja to raj dla miłośników jedzenia. Najeść można się tu tanio i smacznie. Pełno jest budek z moim ulubionym jedzeniem ulicznym.
– Kebaba znają wszyscy. W Turcji podaje się go na wiele różnych sposobów, każdy ma swoją nazwę, zwykle pochodzącą od nazwy miasta, z którego pochodzi przepis. Mamy więc Adana kebab, czyli podłużne kawałki mielonego mięsa czy też pochodzący z okolic Erzurum Cağ kebab, pieczony na ułożonym poziomo ruszcie. W przeciwieństwie do Polski, tutaj podgrzewa się tylko mięso, a pieczywo, w którym się je podaje, pozostaje zimne.
– Bardzo popularnym daniem, szczególnie w porze śniadania, jest burek, czyli ciasto francuskie, zwykle faszerowane białym serem. Sarma to potrawa przypominająca nasze gołąbki, tyle, że farsz zawija się nie w kapustę, a w liście winogron. Odpowiednikiem naszych kotletów mielonych są aromatycznie przyprawiane köfte.
– Większość Turków jest religijna, alkohol nie jest tutaj tak popularny, jak w Europie. Można kupić miejscowe wina i piwa (w Stambule działa nawet mały brewpub warzący piwo w różnych ciekawych stylach). Miejscowym trunkiem jest raki, czyli wódka z dodatkiem anyżu, podobna do greckiego ouzo czy bułgarskiej mastiki. Ma ona, podobnie jak sam anyż, więcej przeciwników, niż zwolenników, ja jednak całkiem ją lubię. Zwłaszcza dobrze schłodzoną i podaną w dużych kieliszkach pół na pół z wodą. Jest wtedy wyjątkowo odświeżająca.
– Wielki jest wybór napojów bezalkoholowych. Króluje bezapelacyjnie herbata, podawana w malutkich szklankach (można nawet powiedzieć, że w kieliszkach). W herbaciarniach zwykle cały czas podgrzewa się czajnik z esencją, którą przy podaniu miesza się z wrzątkiem, przy czym proporcje decydują o tym, jak mocny będzie nasz wywar. Czaj spełnia w Turcji rolę piwa – spotykają się przy nim młodzi ludzie, by pokazać gest możemy postawić kolejkę, itp.
– Popularny jest też ayran, czyli jogurt naturalny wymieszany z wodą i solą. Świetnie gasi pragnienie i był dla mnie stałym akompaniamentem do kebabów czy burków. Najdziwniejszym wynalazkiem jest salgam – pikantny napój z buraków. Nie przypasował mi, ale mimo to warto spróbować, bo nigdzie indziej czegoś takiego nie widziałem.
4. Ceny
– Większość rzeczy jest tutaj tańsza, niż w Polsce. Szczególnie widać to po usługach, ubraniach czy też w kartach dań restauracji.
– Droższa niż w Polsce jest benzyna. Domyślam się, że w ten sposób władze w Ankarze chcą zarobić na kierowcach ciężarówek, którzy muszą przejechać przez ten kraj w drodze do Azji.
– Drogi jest alkohol. Piwo w sklepie kosztuje około pięciu-sześciu złotych. Również wina i mocniejsze napitki są droższe, niż u nas.
5. Inne
– Do niedawna wizę można było kupić na granicy (była to zwykła naklejka). Niedawno wprowadzono e-wizę. Więcej o tym tutaj.
– Kiedyś przejście graniczne z Bułgarią Kapitan Andreewo/Kapikule można było przekraczać tylko w samochodzie. Obecnie zniesiono już ten wymóg. A przynajmniej ja przeszedłem je na piechotę.
– Ciężko porozumieć się tutaj w języku innym, niż turecki. Wygląda to tak, jakby wszyscy mówiący po angielsku zatrudnieni zostali w rejonach turystycznych – Kapadocji i na Riwierze, a z tego powodu niewielu takich zostało w reszcie kraju. Przygotujcie się na to, że często będziecie musieli używać rąk, by wyciągnąć jakiekolwiek informacje z rozmówcy.