Polakom ciężko to zrozumieć, ale niektóre narody lubią Rosję. Jednym z takich narodów są Serbowie.
Choć Rosja to wielki kraj, to niektórzy nie potrafią znaleźć w nim swojego miejsca. Poza dwoma molochami – Moskwą i Sankt Petersburgiem, nie ma tutaj miast w europejskim rozumieniu. Są co najwyżej kilkusettysięczne czy nawet milionowe wsie, w których zamiast drewnianych chałup stoją wielkie, betonowe blokowiska. Jeśli więc kogoś nie stać na mieszkanie w stolicy lub w Piterze, albo po prostu nie lubi aż tak wielkich miast, a jednocześnie chciałby sobie czasem pospacerować patrząc na piękne budynki, to ma problem.
Niektórzy radzą sobie z nim poprzez emigrację. Najbogatsi mogą przebierać w ofertach – Lazurowe Wybrzeże, Londyn, Nowy Jork, co tylko dusza zapragnie. Ci trochę mniej zamożni muszę się ograniczać. Wielu z nich swój wzrok kieruje na Bałkany. Najczęściej – na Czarnogórę.
To państewko ma w oczach Rosjan wiele plusów – ciepłe morze, kilometry plaż, a do tego taniej tu, niż w okolicach Soczi. Na dokładkę język, który łatwo zrozumieć, ta sama religia, podobna kultura, no i tradycja przyjaznych relacji między oboma państwami. W końcu to Rosja była przez lata protektorem czarnogórskiej niepodległości. Również prawo są dla Rosjan życzliwe – turystycznie mogą tu przyjeżdżać bez wizy, a łatwo jest im również zakupić dom czy też otworzyć swoją firmę. W efekcie obywatele Federacji Rosyjskiej są właścicielami około 40% czarnogórskich nieruchomości. Szczególnym uwielbieniem darzą Rosjanie Budvę, która w czasie wakacji staje się jedną wielką, rosyjską dyskoteką.
Co bardziej ruchliwi szybko się jednak w Czarnogórze męczą. Zwykle następuje to wkrótce po zakończeniu pierwszego sezonu, kiedy turyści wyjeżdżają, a nadmorskie kurorty pustoszeją. W dodatku nie ma za bardzo gdzie się udać – poza miejscowościami plażowymi, w Czarnogórze znaleźć możemy jeszcze tylko obskurną Podgoricę i malutkie, górskie miejscowości, z których tylko Nikšić ma więcej, niż 25 tysięcy mieszkańców.
Rozwiązaniem jest kolejna przeprowadzka, tym razem do Serbii. Język, religia i kultura zostają te same. Podobnie jak ciepłe uczucia żywione do Rosjan przez miejscowych. Co prawda nie ma tutaj morza, ale jest za to kilka miast, w których da się interesująco żyć – Belgrad, Subotica, Nisz czy Nowy Sad. I właśnie w stolicy Wojwodiny poznałem całkiem sporą rosyjską kolonię. Już drugiego dnia, na koncercie organizowanym w piwnicy jednego z bloków, trafiłem na grającego tamtej nocy Kiryła. Do Serbii trafił właśnie przez Czarnogórę, wcześniej mieszkał w Petersburgu, a wychował się w Jakucji. Kiedy szedł do szkoły średniej, musiał przenieść się z rodzinnej wioski do stolicy republiki – Jakucka.
– Niedaleko, ledwie 900 kilometrów.
W Nowym Sadzie utrzymywał się z grania w klubach jako DJ. W tej samej piwnicy trafiłem jeszcze na dwójkę studentów medycyny z krajów byłego Sojuza – Alinę z ukraińskiego Zaporoża (do Serbii trafiła, oryginalnie, przez Chorwację, gdzie chodziła do liceum), a także Kazacha Wadima.
Przez Kiryła poznałem jeszcze kilku Rosjan, w tym dwóch informatyków – Dimę z Władywostoku (według Google Maps 11 223 kilometry drogi od Nowego Sadu) i Kostię z Saratowa. Obaj pracowali korespondencyjnie dla firm z siedzibą w Rosji. W ten sposób zarabiali moskiewską pensję bez stania w moskiewskich korkach, no i płacąc nowosadzkie rachunki.
Oczywiście, takie osoby to nadal ledwie garstka. O ile didżej czy informatyk może sobie na taki wyjazd pozwolić, to już przeciętny Rosjanin – raczej nie. Mogą być oni, podobnie jak rosyjscy studenci przyjeżdżający na naukę do Serbii, symbolem więzi łączących te dwa prawosławne i słowiańskie narody.
Politycznie większe znaczenie ma to, że Belgrad w Moskwie znajdował swojego największego sojusznika. Rosja wspierała Serbów (fakt, że całkowicie nieskutecznie) w konfliktach lat 90-tych. Rosyjscy (i greccy) ochotnicy walczyli podczas wojny w Bośni po stronie swoich prawosławnych braci. Dzisiaj jednym z ważniejszych odcinków współpracy rosyjsko-serbskiej jest budowa Gazociągu Południowego, którym przez Bułgarię i Serbię rosyjski gaz przesyłany ma być na Węgry i dalej na zachód, do Austrii i Słowenii. Dla Polski może być to kolejny, po Gazociągu Północny, cios niszczący naszą pozycję jako kraju tranzytowego. Dla Serbów to szansa na zyski ekonomiczne i polityczne.
Chociaż pod władzą Vučicia Serbia stawia na współpracę z UE, jednak jeśli Zachód nadal będzie upokarzał Serbów i ciągle patrzył na nich jak na bandytów i morderców, ci wkrótce mogą znowu zwrócić się do swojego większego brata. Tym łatwiej, że nigdy się od niego do końca nie odwrócili.