Granica abchasko-gruzińska nie wygląda na normalną. Trudno się dziwić, w końcu w ostatnich latach oba narody walczyły ze sobą w trzech wojnach. Wzajemna nienawiść powoduje, że samotni podróżnicy mogą być wzięci za szpiegów drugiej strony.
– Nie przepuszczą was – powiedział mi milicjant stojący na posterunku tuż za rogatkami Suchumi. Chciałem się dostać na granicę gruzińsko-abchaską, a mój kierowca uznał, że najszybciej będzie, gdy następne auto zatrzyma mi mundurowy. Dzień wcześniej dwa razy korzystałem z mentostopu i działał świetnie. Niestety, tym razem trafiłem na wyjątkowo nadgorliwego funkcjonariusza.
Na nic się zdały moje tłumaczenia, że ja innostraniec i że Abchazów to może i cofają na granicy, ale Polak nie ma tam problemu. Nic nie dało pokazywanie, że mam pozwolenie na wjazd i wizę, wymaganą przy wyjeździe. Na niezbyt bystrej twarzy mojego rozmówcy nie znalazłem choć śladu zrozumienia. Widać, że był nowy, miał około dwudziestu lat. Być może pierwszy raz trafił na taki przypadek, a wcześniej spotykał tylko miejscowych i Rosjan.
– Musicie rozmawiać z moim przełożonym – powiedział i zadzwonił do kogoś. Po chwili przyjechał samochód, z którego wysiadł starszy i grubszy milicjant. Chwilę pogadał z młodym i kazał mi pakować się do środka.
– Skąd jesteście?
– Z Polski.
– Byłem w Polsce. W tej, no… Warnie!
– To chyba w Bułgarii.
– W Bułgarii? Na pewno? A może… Już wiem! W Polsce to byłem w… Szczecinie? Tak się mówi?
– No, to prędzej. A wy na statkach pływaliście?
– Za Sojuza byłem marynarzem. To było życie. Ech, morze to ja kocham!
Tymczasem wjechaliśmy między kilka bloków. Weszliśmy w jakieś podwórze, po czym kierowca pokazał mi drzwi. Po wejściu kazał mi usiąść i czekać. Zdążyłem zjeść ledwie jedną z mandarynek, jakimi obdarował mnie kierowca, który dowiózł mnie na ten nieszczęsny posterunek, gdy trzeci facet zaprosił mnie do pokoju.
No i się zaczęło. „Skąd jesteście? Co robicie w Abchazji? Skąd w ogóle wiedzieliście, że taki kraj istnieje? Z gazet? Polskie gazety piszą o Abchazji? A co? A gdzie byliście wcześniej? W Gruzji? A co tam widzieliście? Macie zdjęcia? Co to, Batumi?”
I tak przez półtorej godziny. W międzyczasie do odpytującego dołączył ten, który był kiedyś w Warnie i Szczecinie. Przeglądając zdjęcia, zwrócił uwagę zwłaszcza na fotki stacji kolejowych i pociągów. „Po co fotografujecie eszelony?” Jakoś udało mi się wytłumaczyć mamą pracującą w PKP i miłością do kolei, więc nawet nie kazał mi niczego usuwać.
Kiedy były marynarz wyszedł, główny przesłuchujący w trochę przepraszającym tonie powiedział:
– Wybaczcie, że tak to wygląda. Wypytujemy, bo przyjechaliście z Gruzji. Możecie tu wracać, ile chcecie, ale lepiej przez Rosję, a nie od strony tych bandytów-Gruzinów! Bo eta nasze wragi. – I choć cała rozmowa prowadzona była po rosyjsku, to spuentował ją po angielsku – They’re our enemies.
Wrogość między Abchazami i Gruzinami jest wręcz namacalna. Nigdy nie byłem na granicy takiej, jak ta na rzece Inguri. Po obu stronach żołnierze, wieżyczki strzelnicze, drut kolczasty. Gruzini na jezdni wyłożyli wielkie kamienie, z powodu których auta muszą jeździć slalomem i żadne z nich nie osiągnie większej prędkości. Samochodów nie ma tu zresztą dużo – z dwie-trzy furgonetki, z których sprzedaje się owoce i warzywa – lokalna wersja sklepu wolnocłowego. Komunikację zapewniają wozy ciągnięte przez konie, które kursują tam i z powrotem po nieremontowanym od lat moście.
Gruzini nie uznają granicy, dlatego postawili tu tylko posterunek policji. Zgaduję, że policji, bo siedzący tam trzej mężczyźni nawet nie mieli mundurów. Ostrzegali, żebym nie jechał do tych bandytów-Abchazów, ale szybko z tego zrezygnowali, kiedy zobaczyli, że podjąłem już decyzję.
Po drugiej stronie było trochę więcej formalności. Pierwszy ze strażników, schowany za przyciemnianą szybą, zadzwonił do Suchumi, by potwierdzić, że Jarosław Karolewicz Kowalczyk, grażdanin Polszy rzeczywiście może wjechać do Abchazji. Jako że wcześniej zapowiedziałem swój wjazd mailowo i dostałem nań pozwolenie, nie było żadnych problemów. Oddałem jedną kopię owego pozwolenia (druga potrzebna była w Suchumi do wyrobienia wizy) i poszedłem dalej.
Kontrola paszportowa przebiegła sprawnie. Na sam koniec jeden z pograniczników wziął mnie na bok. Myślałem, że chodzi mu o sprawdzenie bagażu, ten miał jednak wiele innych pytań. „Ilu ludzi siedziało na posterunku po drugiej stronie? Mieli mundury? Byli młodzi? Wysocy, niscy? Gdzie byliście w Gruzji? W Batumi? A mogę zobaczyć zdjęcia? To Batumi? (Nie, to jeszcze Turcja). A to już z granicy? Nie robiliście zdjęcia tego rewolweru z zawiązaną lufą? Dziwne, wszyscy robią.” Potem rozmowa zeszła na Polskę, poopowiadałem chwilę o swoim kraju i po chwili w zgodzie żegnaliśmy się, a ja ruszyłem w dalszą drogę.
Choć może Was to zdziwić, to dwukrotne przekroczenie mostu na Inguri jest najmniej problemowym sposobem na zobaczenie Abchazji. W pozostałych przypadkach możemy mieć przeboje z gruzińskimi pogranicznikami:
1. Jeśli wjedziemy od strony Gruzji, ale wyjedziemy do Rosji (przez przejście Psou), to z powodu braku gruzińskiego stempla wyjazdowego będziemy musieli wymienić paszport, jeśli chcemy jeszcze kiedyś odwiedzić Gruzję.
2. Jeśli dwukrotnie przekroczymy rosyjską granicę, to potrzebować będziemy rosyjskiej wizy dwukrotnego wjazdu. Do tego pieczątka z Psou może być powodem do tego, że gruzińscy strażnicy nie wpuszczą nas do swojego kraju, jeśli kiedyś będziemy go odwiedzić
3. Jeszcze gorzej, gdy będziecie chcieli przejechać przez Abchazję w drodze z Rosji do Gruzji. Wtedy nie mamy żadnych szans, by nas wpuszczono. To jest zresztą najmniejszym problemem, bo przekraczanie rosyjsko-abchaskiej granicy traktowane jest jako nielegalny wjazd na teren Gruzji i może się skończyć nawet karą więzienia.
Warto o tym pamiętać, jeśli chcecie kiedyś poznać „Krainę Duszy”.