Zanim pojedziesz… do Serbii

Cerkiew św. Sawy z zewnątrz
Cerkiew św. Sawy w Belgradzie

W kolejnym odcinku cyklu „Zanim pojedziesz…” opowiem o tym, co w Serbii warto zobaczyć, co zjeść i wypić.

1. Gdzie jechać? Co robić?

– Serbia jest krajem, gdzie niewiele jest typowych turystycznych atrakcji. Nie ma morza, a i góry są niższe, niż w sąsiednich państwach. Mimo to można tutaj znaleźć kilka interesujących miejsc.
– O Belgradzie i Nowym Sadzie pisałem już we wcześniejszych tekstach. Wizytę polecam szczególnie miłośnikom architektury początków XIX i XX wieku.
– Niedaleko Belgradu znajduje się dawna stolica Serbii, Smederevo. Można tutaj zobaczyć położoną nad Dunajem twierdzę.
– Warto też wspomnieć o mniejszych miejscowościach w północnej części kraju, czyli Wojwodinie. O Suboticy, najładniejszym mieście Serbii, wspominałem w tekście o Nowym Sadzie, ale również Sombor i Zrenjanin są warte zobaczenia.
– Największym miastem południowej Serbii jest Nisz. Urodził się tutaj rzymski cesarz Konstantyn, a na obrzeżach miasta znajduje się Mediana, czyli stanowisko archeologiczne z jego czasów.
Również kawałek od centrum stoi Ćele Kula, czyli Wieża Czaszek. Została ona wybudowana na rozkaz osmańskiego dowódcy, który stłumił serbskie powstanie. Zabitym Serbom obcięto głowy i wmurowano je w ścianę wieży, która miała służyć jako przestroga dla tych, którzy chcieliby pójść w ślady buntowników.
Niestety, czas zrobił swoje i z tysiąca czaszek serbskich żołnierzy zostało już tylko kilkadziesiąt. Nadal jest to jednak miejsce, które pomoże nam w zrozumieniu serbskiej historii. Podobnie jak Bubanj – wspomnienie zbrodni dokonywanych tutaj w czasie II wojny światowej przez Niemców.
W centrum z kolei znajduje się potężna turecka twierdza, przerobiona, podobnie jak belgradzki Kalemegdan, na park. Podczas mojej wizyty w Niszu to właśnie tutaj rozbiłem swój namiot. Tuż obok, po drugiej stronie rzeki Niszawy, jest plac króla Milana, centralny punkt miasta.
– Na szczycie mojej listy miejsc, w których jeszcze nie byłem, ale które chcę zobaczyć, znajduje się Golubac. Nad Dunajem, który w tym miejscu stanowi granicę między Serbią i Rumunią, stoi wspaniale położony zamek. To tutaj, broniąc twierdzy przed Turkami, w osmańską niewolę wpadł Zawisza Czarny. Tutaj też ten najsłynniejszy polski rycerz został przez tureckich żołnierzy zamordowany.

2. Transport

– Autostop działa tutaj bez zarzutu. Problemy możemy mieć jednak przy wyjeździe z Belgradu. Lepiej przejechać kilka przystanków pociągiem i zacząć łapać samochody gdzieś na trasie.
– Pociągi są tanie i przytulne. Niestety, nie ma co spodziewać się przyjazdu o czasie, a nawet kilkugodzinne spóźnienia nie są niczym dziwnym. Nie najgorzej wygląda sprawa na krótkiej trasie Nowy Sad-Belgrad. Tutaj, ze względu na znikomy dystans, spóźnienia zdarzają się rzadko. Co nie znaczy, że nigdy.
– Główną drogą jest ta prowadząca od granicy węgierskiej, przez Suboticę, Nowy Sad, Belgrad, Jagodinę, Nisz aż do Leskovaca. Tam kończy się autostrada i do granicy z Macedonią jedzie się już głównie zwykłą jednopasmówką. Do tego mamy jeszcze dwupasmówkę w kierunku Zagrzebia, a pozostałe trasy mają raczej lokalny charakter. Nie ma co się jednak bać, gdyż nawierzchnia jest zwykle dobra. Nie dotyczy to zaniedbanej drogi do Kosowa.

3. Ceny

– Walutą jest dinar. Jedno euro to trochę więcej, niż 100 dinarów.
– W sklepach ceny są podobne, jeśli nie trochę wyższe, niż w Polsce. Zaoszczędzić możemy na usługach czy jedzeniu na mieście.
– Trochę tańszy jest alkohol i papierosy.
– Nie korzystałem z noclegów w hotelach czy hostelach, więc nie mogę nic powiedzieć na ten temat.

4. Jedzenie i picie

– Będąc w Serbii, warto jeść przede wszystkim dania z młodego mięsa – jagnięciny i cielęciny. Są one tutaj tanie, ogólnodostępne, no i przede wszystkim pyszne. Podobnie jest z owczymi i kozimi serami białymi. Warto kupować je na bazarach, gdzie sprzedawcy pomagają w wyborze, dając różne rodzaje do spróbowania.
– Serbowie są mistrzami grillowania. Jeśli chcemy zjeść coś na mieście, warto szukać szyldu roštilj. To właśnie w tak oznaczonych lokalach dostaniemy mięso, kiełbaski czy warzywa z rusztu. Lokalnym odpowiednikiem hamburgera jest pleskavica, czyli smażony kotlet z mielonego mięsa, zwykle wsadzony w bułkę, czasem z dodatkiem sera czy warzyw.
– Warto zjeść też pasulj, czyli gęstą, gotowaną na wędzonych żeberkach zupę fasolową. Jej przygotowanie trwa koszmarnie długo (kiedyś zamiast na obiad, zrobiłem sobie pasulj na kolację). Dlatego nie warto samemu męczyć się w kuchni, a lepiej wybrać się do knajpy, gdzie cały czas na gości czeka gorący kocioł z tym przepysznym daniem.
– Inną typową potrawą jest punjena paprika, czyli papryka wypełniana farszem z mięsa mielonego, warzyw i ryżu. Nie zapomnijmy też o kajmaku, czyli lokalnym smarowidle do wszystkiego i ajwarze – przepysznej paście warzywnej.
– Serbskie piwo jest kiepskie, rynek zdominowały wielkie międzynarodowe korporacje, które produkują nudne eurolagery. Dlatego warto przestawić się na wino. To serbskie w sklepach zajmuje zwykle półki najniższe (za 200-300 dinarów) oraz średnio-wyższe (od 1000 dinarów). Pomiędzy nimi (400-700 dinarów) znajdują się najczęściej wina z Czarnogóry, Chorwacji oraz Macedonii. Warto spróbować trunków produkowanych z lokalnych szczepów, takich jak Prokupac, Vranac (czerwone) i Krstač (białe wino).
– Nie można zapomnieć o rakiji. Dla tych, którzy nie wiedzą – to lokalny odpowiednik bimbru, który, zamiast z ziemniaków czy zboża, robi się z owoców. Mamy więc śliwowicę (ze śliwek), lozę (z winogron), dunjevačę (z pigwy), viljamovkę (z gruszek) czy kajsijevačę (z moreli). Można je kupić na każdym szanującym się bazarze. Niestety, jakość może być różna, dlatego przed kupnem warto poprosić o możliwość degustacji.

5. Inne

– Do Serbii możemy wjechać na dowód osobisty. Nie jest potrzebna wiza, chyba, że chcemy zostać dłużej (90 dni pod rząd lub w sumie 180 dni w ciągu sześciu miesięcy).
– Wielokrotnie słyszałem o tym, że potrzebna jest nam „biała karteczka”, czyli potwierdzenie meldunku. Dostaniemy ją w hotelu podczas rejestracji, albo od policji, gdzie musimy się udać z naszym gospodarzem, jeśli nocujemy u osoby prywatnej. Ponoć mogą o nią pytać policjanci albo celnicy. Podczas półrocznego pobytu, kiedy przekraczałem granice wielokrotnie, nigdy się z czymś takim nie spotkałem. Ale ostrzegam tak czy siak, bo kto wie, co wpadnie do głowy jakiemuś nadgorliwemu funkcjonariuszowi?
– UZUPEŁNIENIE za Argymirem Iwickim: „Co do meldunku – zalecam po własnych doświadczeniach, chyba że chce się stracić 400zł i spędzić cały dzień w sądzie. O ile dobrze pamiętam, meldować trzeba się po 3 dobach. Nie dotyczy to noclegów w hotelach i kempingach, gdzie obowiązek meldunkowy spada na właściciela lokalu.”
– Nie polecam samemu zaczynać rozmów na drażliwe tematy, takie jak wojny w latach 90-tych, ale też nie ma co się ich bać. Serbowie to normalni ludzie. Mają co najwyżej pretensje do świata, że traktuje ich jako jedynych złych.
– Serbowie mówią po serbsku, który nazywać można też wieloma innymi nazwami. Choć łatwo jest się go nauczyć, jednak początkowo nie da się zbyt wiele zrozumieć. Nie obawiajcie się jednak – jeśli bardzo chcecie się dogadać, to jakoś się uda. To w końcu język słowiański.
Wśród młodych ludzi nieźle jest ze znajomością angielskiego. Natomiast jeśli chodzi o starszych, to sprawa jest bardziej skomplikowana. W czasach socjalistycznej Jugosławii panował duży rozstrzał, jeśli chodzi o naukę języków obcych, stąd trafić możemy na mówiących po rosyjsku, angielsku, niemiecku, francusku czy włosku.


Opublikowano

w

,

przez