Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że trudno o państwo bardziej się od Bałkanów różniące, niż Austria. A jednak ma ono z nimi wiele wspólnego.
Serbia, Bośnia czy Albania to zuchwałe wyzwanie rzucone koncepcjom „końca historii” – tutaj ciągle coś się dzieje. Do tego dzieje się szybko, krwawo i przełomowo. Tymczasem Austria wygląda, jakby istniała już tylko siłą przyzwyczajenia. Gdyby nie rozmiar, traktowano by ją tak, jak Liechtenstein, San Marino czy Andorę – anachronizm, pozostałość po jakiejś decyzji politycznej, która kiedyś miała sens, ale z czasem go straciła.
Kiedy pruskie wojska rozbiły armię Habsburgów pod Sadową, Bismarck mógł bez problemu pójść na Wiedeń i włączyć do swojego państwa wszystkie niemieckojęzyczne ziemie. Wtedy jednak bał się przejęcia bezpośredniej kontroli nad rozbrykaną gromadką Węgrów, Słowian czy Rumunów. Wolał więc zdobyć w Wiedniu sojusznika, który będzie przedłużeniem niemieckich wpływów na południowy wschód. Pół wieku później Austria straciła kontrolę nad wszystkimi nieniemieckojęzycznymi poddanymi i Bismarckowe kalkulacje przestały być aktualne. Jednak jako że nie pozwolono na przyłączenie jej do Niemiec, to tak już została, jak przyrodni brat Bolca z „Chłopaki nie płaczą”.
Dzisiaj trudno sobie wyobrazić, by w Austrii miało stać się coś ważnego dla ludzkości. Nie bez powodu nigdzie jeżdżące po miastach dorożki nie wpasowują się w krajobraz tak świetnie, jak w Wiedniu czy w Salzburgu. Nic nie pomogą architektoniczne wybryki Hundertwassera czy budowa wieżowców w Donau City – ten kraj nadal wygląda tak, jakby żył w XIX wieku.
Cóż więc może łączyć go ze zniszczonym ledwie dwie dekady temu Vukovarem, rozgorączkowanym Belgradem czy zapomnianymi wioskami na rumuńsko-ukraińskich mokradłach?
Dunaj, cóż to za fascynująca rzeka!
To właśnie jego fale przyniosły niemieckie wpływy na Bałkany. Wsiadający w Ulm na barki i płynący w dół Dunaju do dzisiejszej Wojwodiny czy Banatu ludzie, później nazwani Szwabami Dunajskimi, przynieśli tutaj swój język i zwyczaje.
Wszystko to działo się w XVIII wieku, kiedy, między innymi dzięki wiktoriom Sobieskiego, Habsburgowie zdobyli przewagę nad Imperium Otomańskim i zaczęli powoli wpychać Turków do południowo-wschodniego narożnika Bałkanów. Najdalej sięgnęli w 1878 roku, kiedy rozpoczęli okupację nie tylko Bośni, ale też Sandżaku, czyli aż do granic współczesnego Kosowa. Ten wąski pas ziemi, zamieszkały przez ???-języcznych muzułmanów, a obecnie podzielony między Czarnogórę i Serbię, opuścili Austriacy w 1908 roku. Zdecydowali, że sama Bośnia im wystarczy, a bałaganem w Nowym Pazarze i okolicy niech się jednak zajmują Turcy.
Na austriackie rządy w Sarajewie niechętnie patrzyli Serbowie, którzy byli wtedy w Bośni największym narodem i z radością powitaliby przyłączenie tej krainy do Królestwa Serbii. Rywalizacja Wiednia z Belgradem nie ograniczała się tylko do Bośni. Podczas wojen bałkańskich Austriacy byli jednymi z inicjatorów powstania „niepodległej” Albanii. Wszystko po to, by powstrzymać rozwój terytorialny Grecji i Serbii, a szczególnie nie pozwolić tej ostatniej na dostęp do Adriatyku. Belgrad z kolei promował idee południowosłowiańskiej jedności na rządzonych przez Habsburgów terenach Chorwacji czy Wojwodiny.
Jak się ta rywalizacja skończyła, wiemy wszyscy. Zamach w Sarajewie stał się pretekstem do wywołania wojny światowej1. Chociaż połączone siły Niemiec, Austro-Węgier i Bułgarii zmusiły króla Piotra do ucieczki z kraju, to ostatecznym zwycięzcą został właśnie Belgrad. Mimo że powstałe na gruzach Austro-Węgier Państwo Słoweńców, Chorwatów i Serbów było porównywalne pod względem powierzchni, a zdecydowanie bogatsze od terenów Serbii „królewskiej”, to nie miało to większego znaczenia. Międzywojenna Jugosławia była państwem serbskim, dopiero tuż przed wybuchem II wojny światowej Chorwatom udało się wyszarpać pewną autonomię w ramach Banowiny Chorwacji.
Radość Serbów trwała ledwie dwadzieścia lat, a przerwał ją chyba najsłynniejszy Austriak w historii.
Niesprawiedliwym jednak byłoby utożsamianie austriacko-bałkańskich stosunków tylko z wojnami i rywalizacją. Wiedeń był przez wiele lat azylem dla tych, dla których zbyt ciasno było w Imperium Osmańskim. Ojciec nowoczesnego języka serbskiego chorwackiego no wiecie jakiego, Vuk Karadžić, spędził tutaj pół wieku swojego życia. Tutaj poznał ojca słoweńskiej gramatyki, Jerneja Kopitara, który był jego najbardziej wpływowym nauczycielem. Tutaj stworzył swoje najważniejsze dzieła i tutaj wreszcie zmarł oraz został pochowany. Dopiero w wiele lat po śmierci zwłoki twórcy serbskiej ortografii przeniesiono do Belgradu, koło cerkwi św. Sawy.
Wpływy CK monarchii widać w architekturze tak różnych miast, jak Sarajewo, Timișoara czy Zagrzeb. Kiedy jesteśmy w stolicy Chorwacji i spacerujemy po zielonej podkowie otaczającej stare miasto od południa, możemy cieszyć oczy widokiem gmachów Teatru Narodowego czy Pawilonu Sztuk. Gdyby nie pomnik króla Tomisława czy też nazwy ulic, moglibyśmy poczuć się jak w Wiedniu. Ten sam habsburski historyzm, te same pastelowe kolory. Gdyby Teatr stał nie na placu marszałka Tity, a przy Opernringu, to nikt nie mógłby stwierdzić, że coś tu nie pasuje.
Na pewno nie zrobiliby tego Chorwaci, którzy z dumą podkreślają swoją „zachodniość” i „europejskość”.
Wpływy Wiednia nie zniknęły wraz z końcem I wojny światowej. Do dziś Austria jest dla wielu Chorwatów, Serbów czy Albańczyków przystanią, a przynajmniej pierwszym przystankiem w drodze na mityczny Zachód. Część uciekała przed wojnami, część szuka tu po prostu lepszego życia.
Co chwilę znaleźć można tutaj lokale z napisami „čevabdžinica” czy „kebabtore”. I właśnie dzięki temu mogłem sobie w Salzburgu, mieście Mozarta, zajadać się burkiem, słuchając przy okazji największych szlagierów turbofolku. A kiedy właściciel zaproponował szklaneczkę koniaku Skanderbeg, mogłem z czystym sercem powiedzieć nie „prost”, a „gezuar!”. A wszystko to ponad tysiąc kilometrów od jego rodzinnego Prizrenu.
Na koniec zaś dowód, że w Austrii mieszkają nie tylko przybysze z Bałkanów. Numer zamazałem, bo zdjęcie sprzed dwóch lat i nie wiem, czy pani dalej oferuje „wygody”.
1Podawany przez Cata-Mackiewicza cytat z ówczesnego CK ministra spraw zagranicznych, księcia Berchtolda „Jeśli Serbia przyjmie nasze warunki, będzie to bardzo nieprzyjemne i ja się zastanawiam nad redakcją, która by spowodowała, aby nasze warunki były dla Serbii nie do przyjęcia” jest być może blagą, jednak blagą dobrze wymyśloną. Europejskie stolice chciały tej wojny i wywołałyby ją prędzej czy później, bez względu na to, jakie decyzje podjęliby Serbowie, Turcy czy Kuco-Wołosi.Wróć