Mówiąc o Grekach, mamy wiele skojarzeń z historii starożytnej. O Serbach, Bułgarach czy Czarnogórcach wiemy może mniej, ale jako Słowianie są dla nas czymś zrozumiałym. Rumuni kojarzą się nam przynajmniej z Cyganami. Skojarzenie fałszywe i niekorzystne, ale zawsze jakieś. A Albańczycy?
Byliście kiedyś w Grudziądzu? Albo znacie kogoś, kto jest z tego miasta? Ja też nie znałem i jako że trudno mi było uwierzyć, by spore jednak miasto było aż tak izolowane, stworzyłem kiedyś teorię, że Grudziądza po prostu nie ma. Jako urodzony badacz, postanowiłem ją zweryfikować i spróbować odwiedzić to miasto nad Wisłą. Zaspokoję Waszą ciekawość: tak, udało mi się. Grudziądz jednak istnieje.
Okazuje się, że w swoich wątpliwościach nie byłem oryginalny. Niemcy nie wierzą w istnienie Bielefeld, a Włosi – Molise. Najgorzej ma jednak Albania, bo w nią wątpi cały świat. A nawet jeśli już przyjmuje do wiadomości jej istnienie, to nie ma bladego pojęcia, co to właściwie za państwo. Nie dziwne, że kiedy J.K. Rowling szukała jakiejś tajemniczej krainy, w której ukryć mógłby się Lord Voldemort, wybrała właśnie albańskie puszcze. Trudno o lepszą kryjówkę, bo kto by tam jeździł?
Mówiąc o Grekach, mamy wiele skojarzeń z historii starożytnej. O Serbach, Bułgarach czy Czarnogórcach wiemy może mniej, ale jako Słowianie są dla nas czymś zrozumiałym. Rumuni kojarzą się nam przynajmniej z Cyganami. Skojarzenie fałszywe i niekorzystne, ale zawsze jakieś.
A Albańczycy? Wygląda, jakby przylecieli z kosmosu gdzieś na początku XX wieku. Niewiele zmienia tutaj późnośredniowieczne państwo Skanderbega, bo mało kogo obchodzą późnośredniowieczne państwa na Bałkanach.
Do pewnego stopnia sami są sobie winni. Przyjmując islam Albańczycy ograniczyli co prawda uciążliwości podatkowe oraz zyskali szansę na kariery w osmańskiej administracji czy armii, jednak stracili przywileje związane z systemem millet. Nie mogli liczyć na autonomię językową, kulturową czy sądowniczą. Jako muzułmanie byli traktowani jak Turcy.
Początkowo, kiedy Imperium Osmańskie było silne, nie było to problemem. Albańczycy wykorzystywali swój „turecki” status, zdobywając przewagę nad słowiańskimi sąsiadami. Do tego Stambuł był daleko i miał na głowie ważniejsze rzeczy, niż język, jakim mówią jego poddani. Albańczycy nic nie tracili, za to dużo zyskiwali.
Wszystko zmieniło się w XIX wieku. Nie dość, że w siłę rósł serbski, bułgarski i grecki nacjonalizm, to na dodatek władza sułtańska słabła coraz bardziej. Naciskani z północy przez Serbię i Czarnogórę, a od południa przez Grecję, Albańczycy czuli, że coraz mniej mogą liczyć na pomoc Stambułu. Kiedy w San Stefano Turcja zgodziła się na to, by powstała Wielka Bułgaria ciągnąca się na zachód aż do Peshkopi i Korczy, oraz by Serbia i Czarnóra zajęły tereny zamieszkałe przez większość albańską, w kosowskim Prizrenie ogłoszono założenie Ligi Obrony Narodu Albańskiego.
Turcy początkowo dobrze przyjęli powstanie Ligi Prizreńskiej, widząc w niej narzędzie wpływu na obradujący w Berlinie kongres mocarstw, który miał na celu zrewidowanie postanowień z San Stefano. Jednak kiedy Albańczycy wystosowali petycję, w której żądali połączenia czterech wilajetów (Janiny, Bitoli, Skopja i Szkodry) w jeden obdarzony autonomią organizm, Stambuł uznał, że to za dużo.
Sytuacja zaczęła robić się coraz bardziej gorąca, Albańczycy odmówili wysłania żołnierzy do Bośni, którą właśnie zajmowali Austriacy. W Đakovicy zabito wysłannika sułtana, Mehmeda Aliego, a do tego siły Ligi zajęły Skopje i ruszyły w kierunku Nowego Pazaru, usuwając po drodze osmańską administrację. Tego było dla sułtana za wiele; na początku 1881 roku armia turecka zaczęła zwalczać albańskie oddziały, a w Stambule aresztowano ludzi związanych z Ligą. W kwietniu, po zwycięstwach pod Slivove i Shtimje oraz późniejszych zajęciu Prizrenu i Đakovicy, Albańczycy zostali rozbici.
Na (formalną) niezależność poczekać musieli jeszcze czterdzieści lat. Na to, by przestano traktować ich jak Turków, jeszcze dłużej.
Symbolem tego oczekiwania może być historia Czamerii. Tak w Albanii nazywa się część Epiru położoną na południe od greckiej granicy, w której przez wieki mieszkało wielu Albańczyków. Ostatecznie większość wypędzono, jako kolaborantów Osi, po 1945 roku. Jednak tysiące z nich zostało siłą wywiezionych z tego terenu już po I wojnie światowej. Ze względu na to, że wyznawali islam, zostali uznani za Turków. Zgodnie z zapisami traktatu w Lozannie, zmuszono ich do udziału w wymianie ludności. Mimo że często w ogóle nie mówili po turecku, wysłano ich setki kilometrów na wschód, do serca Anatolii. Na nic zdały się protesty Tirany.
Nie tylko albańscy muzułmanie mieli problemy z uznaniem dla ich języka i tradycji. Tych, którzy zostali wierni prawosławiu, patriarchat w Konstantynopolu traktował jak Greków. Dopiero z dala od wpływów patriarchy, członkowie albańskiej diaspory w USA uzyskali niezależność. Wszystko zaczęło się w 1907 roku w Massachusetts, kiedy grecki pop odmówił pogrzebu młodemu prawosławnemu Albańczykowi. Duchowny tłumaczył, że zmarły skazał się na „automatyczną ekskomunikę” przez to, że był albańskim nacjonalistą.
Zdenerwowani tym Albańczycy coraz głośniej domagali się niezależności kościelnej i 8 marca 1908 roku w Nowym Jorku rosyjski arcybiskup Platon wyświęcił na kapłana Fana Noliego. Dwa tygodnie później ten przyszły premier Albanii i „demokratyczny” przeciwnik Ahmeda Zogu odprawił pierwszą mszę po albańsku.
Albański Kościół Prawosławny ogłosił autokefalię w 1922 roku, a uznana ona została piętnaście lat później. Grecy uznali więc, że Albania istnieje. Teraz czas na Was.