Jako przywódca Jugosławii Tito odbył 150 wyjazdów zagranicznych, podczas których odwiedził 68 państw. W ostatnim roku swojego życia odwiedził aż siedemnaście krajów.
Wojenne przewagi marszałka Tity są zdecydowanie przecenianie, jednak bez wątpienia należy mu się szacunek za to, jak udało mu się uwolnić spod kurateli Moskwy, a następnie utrzymać niezależność. Przez kolejne dekady zimnej wojny Ticie udawało się balansować między jednym i drugim blokiem, od każdej ze stron ciągnąc korzyści – pożyczki, inwestycje, ułatwienia przy przekraczaniu granic i temu podobne. W ten sposób Jugosławia odgrywała w polityce międzynarodowej większą rolę, niżby na to wskazywała jej powierzchnia czy liczba ludności. Nie zaspokajało to jednak apetytów marszałka, wręcz przeciwnie – ten ciągle chciał więcej splendoru i znaczenia.
Rządy Tity przypadły na czas rozpadu europejskich mocarstw kolonialnych, czego efektem był ogromny wzrost liczby państw. Jeszcze na kongresie berlińskich w 1878 roku Czarnogórę uznano za ledwie 27 niepodległy kraj świata, a już sto lat później liczba suwerennych państw zaczęła zbliżać się do dwustu. Większość z nich powstała w Azji i Afryce i właśnie państwa z tych kontynentów zorganizowały w 1955 konferencję, która gościła w indonezyjskim Bandungu. Uczestnicy, w tym gospodarz imprezy, prezydent Sukarno, premier Indii Nehru czy egipski prezydent Gamal Nasser ogłosili, że nie chcą należeć do żadnego zimnowojennego bloku.
Tito zauważył w tym szansę na zwiększenie prestiżu swojego państwa i w następnym roku zaprosił do siebie Nehru i Nassera. Przyjął ich na wyspie Veliki Brijun, która pełniła rolę jego wielkiej rezydencji z ogrodem i wielokrotnie była później miejscem spotkań Tity ze światowymi przywódcami. Bogactwo zwierząt, na które można by polować, świetnie wyposażona piwnica z winami i najlepsi szefowie kuchni robili wrażenie na zagranicznych gościach. Cypryjski przywódca, arcybiskup Makarios tak opisał swoją wizytę na tej istryjskiej wyspie:
Chociaż jako człowiek wyświęcony nie powinienem tego mówić, to jednak nie mogę nie pomyśleć sobie w duchu, że nie w niebiosach, ale tu właśnie jest prawdziwy raj.
Nie wszyscy byli aż tak zadowoleni. Jeden z afrykańskich przyjaciół Tity, cesarz Hajle Selasje kazał wybudować dla marszałka pałac w Addis Abebie. Jugosłowiański przywódca zrewanżował się willą na swojej wyspie, jednak kilkukrotnie zdarzyło mu się przyjąć w niej innych gości. Cytując Titę: „Cesarz dowiedział się o tym i wygląda na to, że jest trochę zły”.
Aktywność Jugosławii nie ograniczała się tylko do ucztowania na Brioni. W 1961 roku w Belgradzie odbyła się konferencja, będąca kontynuacją spotkania w Bandungu. To na niej ogłoszono powstanie Ruchu Państw Niezaangażowanych, któremu Tito nadał bardziej polityczny charakter. Członkowie ruchu mieli, przy zachowaniu neutralności w zimnej wojnie, brać udział w rozwiązywaniu światowych problemów, nie zostawiając ich w gestii dwóch supermocarstw.
Niezaangażowanie niektórych przynajmniej członków ruchu było dyskusyjne. Dość powiedzieć, że w 1979 roku konferencję zorganizowano w Hawanie, rządzonej przez Fidela Castro. W dodatku, mimo deklarowanego zamiłowania do pokoju, „Niezaangażowanym” zdarzało się nawet prowadzić między sobą wojny. Członkowie ruchu zgadzali się zwykle co do ogólników; problemy zaczynały się, gdy trzeba było przejść do konkretnych decyzji.
W efekcie cała zabawa wyglądała raczej jak wielkie biuro turystyczne, finansowane przez podatników z tych w większości biednych państw. Sam Tito jako przywódca Jugosławii odbył 150 wyjazdów zagranicznych, podczas których odwiedził 68 państw. W ostatnim roku swojego życia odwiedził aż siedemnaście krajów! Podczas każdej wizyty obdarowywał gospodarzy drogimi prezentami: biżuterią, bronią, dziełami sztuki. W pewnych momentach zdecydowana większość jego dyplomatycznej aktywności dotyczyła Azji i Afryki. Dość powiedzieć, że ze wszystkich państw świata najczęściej odwiedzał Egipt. A że Broz fatalnie znosił podróże samolotem, wiele z nawet najdalszych wyjazdów odbywało się na statku Galeb („Mewa”). To podnosiło i tak kosmiczne koszty, a do tego wydłużało czas spędzany za granicą.
Wszystko dałoby się pewnie znieść, gdyby międzynarodowa aktywność Tity przynosiła jakieś wymierne rezultaty. Z tym było jednak gorzej. Wspomniany już biskup Makarios, uczestnik konferencji w Belgradzie, tak opowiada o swoich wizytach na Czarnym Lądzie:
To niesamowite, ile dzieci nazwano moim imieniem w Afryce! W Tanganice co krok spotykałem małych czarnych Makariosów, podobnie na Zanzibarze, choć to przecież muzułmanie. W Mombasie jest aleja mojego imienia. A w Nairobi… Oh, Nairobi było najlepsze ze wszystkich!
W ciągu tygodnia ochrzciłem tam pięć tysięcy ludzi! Byłem tam na zaproszenie Kenyatty i nagle mnie olśniło. Zapytałem, ilu ludzi mogę ochrzcić, jeśli zostanę tu na tydzień. Odpowiedzieli, że ilu tylko mam ochotę. „Nawet pięćdziesiąt tysięcy”? „Nawet pięćdziesiąt tysięcy”. „Nie, to chyba za dużo, spróbuję chociaż pięć”.
Pierwszy rzut dotarł po dwóch dniach, przyszli na piechotę z odległych wiosek. Powinienem ich ochrzcić w rzece, ale nie chciałem ryzykować, bo woda jest tam mocno zanieczyszczona. Wszystkich: kobiety, dzieci, wrzuciłem więc do basenu. Przez tydzień nie robiłem nic, tylko napełniałem ten basen ludźmi.
Tuż obok jest katolicka misja, niezbyt lubiana z powodu kolonialnej przeszłości. Żeby ochrzcić choć jedną osobą ci biedacy muszą się spocić jak diabli. Pomagają kobietom przy porodzie, prowadzą żłobki i co tam kto jeszcze chce. Ja nie musiałem robić żadnej z tych wstrętnych rzeczy, a w efekcie mam na swoich usługach największą grupę czarnych prawosławnych na świecie!
I chociaż Ruch Państw Niezaangażowanych istnieje do dziś, to kto wie, czy te pięć tysięcy prawosławnych Murzynów nie jest największych osiągnięciem w całej jego historii.