Rozmowa z Zenonem Nowakiem, założycielem i prezesem partii Dzielny Tata.
Co to jest Dzielny Tata?
Partia.
Partia? Czyja? Dumnych ojców?
Partia jak partia. Zarejestrowana w Sądzie Okręgowym w Warszawie.
Czym się będzie zajmowała?
Tym, czym każda partia. Nasza wywodzi się z ruchu ojców nękanych przez sądy, które odbierają rodzinom dzieci. W Polsce jest 3 mln sierot i półsierot. Najczęściej jest tak, że człowiek rozchodzi się z żoną i automatycznie traci kontakt z dziećmi, a w najlepszym razie sądy zasądzają kontakty z dziećmi raz na dwa tygodnie.
I to jest tak poważny problem, że trzeba zakładać partię?
Oczywiście. Próbowaliśmy wcześniej ten problem rozwiązać na wiele sposobów. Najpierw był ruch, później organizacja i stowarzyszenie. Dzięki temu brałem parę razy udział w posiedzeniach komisji sejmowej zajmującej się sprawami rodzinnymi. Szybko jednak okazało się, że to strata czasu, bo nikogo w Sejmie ten temat tak naprawdę nie interesuje. Komisja wyglądała tak jak wszystkie inne. Przychodzili posłowie, podpisywali listę, jedni wyrażali zainteresowanie, inni od razu wychodzili i nic nie można było sensownie ustalić. Nie ma przez to żadnych nowych ustaw dotyczących kodeksu rodzinnego. Powstały jedynie dwa projekty, które od 2013 r. leżą i czekają, aż ktoś się nad nimi pochyli. Przypominam, że mamy rok 2015. Oczywiste stało się, że trzeba stworzyć własną partię.
Żadna z istniejących nie pochyliła się nad tym problemem?
Żadna. Wszyscy mają to gdzieś. Ile ja się za tym nadreptałem. Siedziałem non stop w Sejmie, przeprowadziłem masę rozmów, składano mi deklaracje. Później było udawanie, że coś się w tej kwestii robi. W końcu się wkurzyłem i jednemu z posłów PiS powiedziałem, że skoro oni ignorują ten problem, to ja w takim razie założę partię i odsunę ich od koryta.
Na ilu członków może liczyć taka partia ?
Milion.
To potężny elektorat.
Oczywiście. A ja doskonale wiem, co trzeba dalej robić. Chodzi o to, żeby zarejestrować komitet wyborczy i po prostu już istnieć. Zrobić konferencję jedną, drugą, żeby pokazać siłę przebicia.
Problemy, którymi chcecie się zająć, to kwestia złego prawa, procedur czy błędów ludzkich?
Weźmy taką konwencję o przemocy wobec kobiet. Przecież to de facto atak na mężczyzn.
Ale to jest świeża sprawa, a jak rozumiem, wam chodzi o problemy, które istnieją od paru dekad.
Oczywiście. 25 lat wolności i solidarności zaowocowało na przykład armią nielegalnych psychologów, którzy lęgną się w wyniku ustawy z 2001 r.
Jak to nielegalni psychologowie?
Mam na myśli to, że istnieją izby adwokatów, izby radców prawnych, natomiast izb psychologów nie ma. W efekcie sąd powołuje na biegłego panią psycholog, która formalnie nie jest biegłą, tylko znajduje się na liście jakichś społecznych członków jakiejś społecznej rady. Czyli de facto jest człowiekiem z ulicy, niekontrolowanym przez żadne procedury, a jedynie przez własne widzimisię.
Ta część prawa rodzinnego, o której pan wspomina, oparta jest na przepisach z lat 70., które dotyczyły patologii społecznych, na przykład rodzin alkoholików, narkomanów, bandytów.
Oczywiście. W efekcie dzisiaj ojciec, który walczy o swoje dziecko, jest traktowany jak kryminalista. Ale główny problem to wspomniany psychobiznes. To są te miejskie ośrodki pomocy rodzinie, które możemy spokojne porównać do niemieckich Jugendamtów. Niczym się od nich nie różnią. Urzędnik może zabrać dziecko rodzicom biologicznym i koniec. Przecież to skandal.
Ale ta ingerencja uderza zarówno w ojców, jak i matki.
Problem polega jednak na tym, że w tego typu sytuacjach 96 proc. matek jest wygranych. A zatem bije to głównie w mężczyzn.
sasasa
Jeśli jakaś rodzina normalnie wychowuje dzieci, a urzędnik odbiera je tylko dlatego, że w domu panuje bieda, to jest zwykłe przestępstwo.
Oczywiście, że to przestępstwo. Mam taki przykład, który chciałem poruszyć na posiedzeniu sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny. Wie pan, że w Świnoujściu w 2013 r. pracownice MOPR odebrały 80 dzieci biologicznym rodzicom?
W samym Świnoujściu?
Tak. To miasto niespełna 40-tysięczne, a one odebrały 80 dzieci. Te dzieci trafiają do rodzin zastępczych. To jest normalnie kryminał.
Słyszałem, że pod przykrywką MOPR odbywa się regularny handel żywym towarem.
Dokładnie tak. Mamy z tym do czynienia na przykład w Łomży. Zbieram w tej chwili dokumentację na ten temat. Dzieci trafiały do rodzin w Stanach Zjednoczonych. Nie wiadomo, czy jacyś pedofile nie zajmowali się tymi dziećmi. To po prostu tragedia. Mamy do czynienia z handlem żywym towarem, a państwo polskie w ogóle temu nie przeciwdziała. Znane są „rodziny zastępcze”, które istnieją tylko na papierze. Formalnie biorą pieniądze na dzieci, a one żyją tymczasem w domach dziecka.
To kwestia źle skonstruowanego prawa czy łamania prawa przez urzędników?
W Polsce łamie się prawo na każdym kroku. Opowiem własną historię. Żyłem z kobietą, z którą miałem 12-letniego syna. W 2012 r. pojawiły się problemy finansowe. Ktoś mi nie zapłacił za jakieś publikacje, na co liczyłem. Żona miała depresję, więc wysłałem ją do psychologa. Myślałem, że poszła do jakiegoś lekarza, a ona udała się do psychologa w MOPR. I tu się zaczęła zabawa. Ona żyła ze mną dalej, jak gdyby nigdy nic, ale już mnie podała do sądu o alimenty. Mieszkając w moim mieszkaniu, będąc na moim utrzymaniu. Okazało się, że w MOPR jest instruowana, jak mnie załatwić.
To jakieś działaczki lewicowe, feministki? O co tu chodzi?
Wygląda to na działanie psychopatek, ale to normalne kobiety. Tyle że doskonale wyszkolone do swoich działań.
Rozumiem, że za sprawy doprowadzone do końca dostają jakieś premie?
W takim MOPR pracownice muszą wykazać, że są potrzebne. Więc co robią? Przychodzi do nich kobieta w potrzebie, a one automatycznie wprowadzają ją w jeszcze większy konflikt. Prowadzą różne szkolenia, zatrudniając psychologów, najczęściej młode kobiety zaraz po studiach, które nie mają pojęcia o życiu. Znają za to formułki, schematy i specjalne programy. Podam ponownie przykład z mojego życia. Żona nagle zniknęła. Mnie zatkało. Nie biłem jej, nie ubliżałem, bo gdybym coś takiego robił, byłyby interwencje policji. Po prostu miała ochotę coś zmienić w życiu. Klasyczne zachowanie „ryczących czterdziestek”, co potwierdza wielu mężczyzn, z którymi mam kontakt w takich samych sytuacjach. Co się okazało? Zamieszkała w domu samotnej matki prowadzonym przez MOPR. Namówiły ją do tego pracownice MOPR.
Z tego, co pan mówi, wynika, że państwo z naszych pieniędzy opłaca ludzi, którzy rozbijają rodziny, a później, też za nasze pieniądze, zapewniają im wikt i opierunek.
Dokładnie to tak wygląda. Z naszych podatków opłacana jest armia tych urzędników. To pracownicy MOPR. Zatrudnieni są tam psychologowie i prawnicy, których głównym zadaniem wydaje się niszczenie rodzin. Sposoby są różnorakie. Głównie stosuje się jednak patent najprostszy, czyli sugerowanie przemocy domowej.
Nie da się ukryć, że faktycznie część mężczyzn bije kobiety, źle je traktuje. Czy nie boi się pan, że do pańskiej partii pozapisują się też tacy ojcowie?
Partia jest otwarta nie tylko dla ojców. Ma zupełnie inne spektrum. Oczywiście tacy osobnicy do każdej partii mogą się zapisać, ale też żadna nie przyjmuje ludzi prosto z ulicy. W każdej partii jest pewna segregacja. Mam w tym doświadczenie, dlatego zarejestrowałem właśnie partię.
Skoro ten problem dotyka zarówno kobiet, jak i mężczyzn, nie lepiej założyć partię Dobra Rodzina? Żeby broniła obu stron opisywanej przez pana patologii, czyli rodziny.
Ależ wśród sygnatariuszy, którzy składali akt rejestracji partii, było dwu mężczyzn i jedna kobieta. Natomiast wśród osób, które uczestniczyły stricte przy dokumentacji, zbieraniu podpisów, były inne kobiety, które pragną normalnych związków z mężczyznami. Dlaczego partia Dzielny Tata? Bo byliśmy organizacją Dzielny Tata, która była już w jakimś stopniu wypromowana. Jeżeli nazwa jest wypromowana, to nie ma sensu zmieniać jej na coś innego.