Jak to się stało, że człowiek zgnojony przez Miloševicia był później jego wiernym sojusznikiem?
Wojnę w Bośni niełatwo zrozumieć. Mówiąc krótko, walczyły w niej trzy strony: Chorwaci, Serbowie i Boszniacy. Początkowo pierwsze dwa narody współpracowały ze sobą, stawiając za cel podział BiH na dwie części. Nie przeszkadzało im to, że w sąsiedniej Chorwacji trwała między nimi wojna. Potem, pod naciskiem Amerykanów, Chorwaci porzucili separatystyczne pomysły i porozumieli się z Muzułmanami przeciw Serbom.
Poza formalnie neutralnymi, ale uczestniczącymi w wojnie Chorwacją i Republiką Serbii (jako częścią Jugosławii), w wojnie brały udział też Republika Serbska oraz Chorwacka Republika Herceg-Bośni. Do tego swoją rolę odegrała oficjalnie znajdująca się w granicach Chorwacji Republika Serbskiej Krainy. Przywódcami bośniackich Chorwatów i Serbów byli Mate Boban i Radovan Karadžić, ale w rozmowach pokojowych reprezentowali ich Franjo Tuđman i Slobodan Milošević.
Zrozumieliście? No to pokomplikujmy.
W wojnie brały udział bowiem nie trzy, a cztery strony. Tą czwartą była wciśnięta w chorwacki (a w praktyce serbski) kąt Autonomiczna Republika Zachodniej Bośni. Jej przywódcą był Fikret Adbić, którego imię od razu pokazuje, że był Muzułmaninem, podobnie jak większość mieszkańców jego państewka. Mimo to mikroskopijna republika ze stolicą w Velikej Kladušy współpracowała cały czas z Serbami, a do czasu zmiany stron przez Chorwatów, również z nimi.
Miało to bynajmniej nie małe znaczenie, gdyż położony tuż obok Bihać był ostatnią boszniacką enklawą, otoczoną przez tereny kontrolowane przez Serbów.
Abdić był niezwykle popularny w Velikoj Kladušy, nazywany go tam ojcem („babo”). Wszystko ze względu na rolę, jaką w czasach Federacji odegrał w rozwoju gospodarczym okolicy. Ten trzeci z trzynaściorga dzieci bośniackiego partyzanta był z wykształcenia agronomem i jego życiowym osiągnięciem było przekształcenie skromnej farmy w Agrokomerc, zatrudniającego 13 tysięcy ludzi giganta, który wszelkiego rodzaju produkty rolne sprzedawał nie tylko do całej Jugosławii, ale też poza jej granicami.
Kariera Abdicia w Agrokomercie skończyła się w 1987 roku, kiedy oskarżono go o malwersacje finansowe, w tym wystawianie bez pokrycia weksli na czterysta milionów dolarów. Sądzony z paragrafu o „działalność kontrrewolucyjną”, za co groziła nawet kara śmierci, został skazany na więzienie w jednym z najgłośniejszych procesów w historii komunistycznej Jugosławii.
Swoją rolę w aferze Agrokomercu odegrała wschodząca gwiazda serbskiej polityki, Slobodan Milošević. Kontrolowane przez niego belgradzkie media waliły ostro w Abdicia, przedstawiając go jako muzułmańskiego nacjonalistę i ekstremistę religijnego. Zarzucano mu między innymi niszczenie „braterstwa i jedności” poprzez budowę pomnika osmańskiego buszybuzuka Mujo Hrnjica. Kiedy Abdić wrócił do Kladušy, był traktowany przez miejscowych jako bohater narodowy, niszczony przez wrogów z Belgradu. Nikt nie wierzył w prawdziwość zarzutów.
Jak więc to się stało, że człowiek zgnojony przez Miloševicia był później jego wiernym sojusznikiem?
Wszystko przez ambicję. Abdić był, jak już wspomniałem, traktowany jak bohater narodowy Boszniaków. Kiedy w wyborach z 1990 roku wyłaniano siedmiu członków prezydium BiH (dwóch Muzułmanów, dwóch Chorwatów, dwóch Serbów i jeden „Jugosłowianin”), wystartował z listy Partii Akcji Demokratycznej. Zdobył więcej głosów niż jej lider, Alija Izetbegović, drugi z Boszniaków w prezydium. Mimo to, kiedy spośród siódemki wybierano rzeczywistego prezydenta, po skomplikowanych targach został nim właśnie ten drugi. Agronom z Kladušy nigdy nie pogodził się z porażką i od tego momentu został wielkim przeciwnikiem twórcy niepodległej BiH.
A jako że wróg mojego wroga…, Abdić zwrócił się do walczących z sarajewskim rządem Chorwatów Bobana i Serbów Karadžicia. Narodna Obrona Zachodniej Bośni walczyła ramię w ramię z Wojskiem Republiki Serbskiej, a serbskie służby specjalne szkoliły sympatyków Abdicia. Ekonomia Zachodniej Bośni opierała się na Agrokomercie, który przez tereny kontrolowane przez Serbów, ale i port w Rijece mógł handlować ze światem, nawet mimo wojny.
Sytuacja autonomicznej republiki zaczęła się pogarszać po tym, jak w marcu 1994 roku w Waszyngtonie porozumienie popisali bośniaccy Chorwaci i Muzułmanie. Pięć miesięcy później, w ramach operacji „Tygrys” Armia Republiki Bośni i Hercegowiny przejęła kontrolę nad państewkiem Abdicia, który skrył się za miedzą, w Republice Serbskiej Krainy. Wrócił parę miesięcy później, po sukcesach Serbów w ramach akcji „Pająk”. To były już jednak ostatnie podrygi. Na wiosnę 1995 roku przygotowana była operacja „Burza”, w której Chorwaci zgnietli u siebie Serbów, a ARBiH rozbił wojska Abdicia.
Tym razem schronienie znalazł on w Chorwacji. Mimo porozumienia w Waszyngtonie, Tuđman nie zapomniał bowiem o swoim starym sojuszniku. Nadał mu chorwackie obywatelstwo i do czasu swej śmierci w 1999 roku trzymał nad nim parasol ochronny. Kiedy „ojciec Chorwacji” umarł, skończyła się ochrona i w 2002 roku skazano Abdicia na 20 lat więzienia, między innymi za organizację obozów dla zwolenników Izetbegovicia. Karę zmniejszono początkowo do 15 lat, a ostatecznie polityka wypuszczono w 2012 roku.
Skazany nie przez bośniacki, a chorwacki sąd, Abdić próbował nawet zza krat startować w wyborach z 2002 roku na boszniackiego członka Prezydium BiH. Z przylepioną łatką zdrajcy zdobył jednak niecałe 5% głosów. Trudno się spodziewać, żeby teraz, mając 76 lat, wrócił do bośniackiej polityki.
To jak, zrozumieliście? Spokojnie, jeszcze pokomplikujemy…