Przy zmianie waluty państwo zwykle ustala po jakim kursie, w jakich ilościach i w jakim terminie obywatele mają wymienić stare pieniądze na nowe. Ci oczywiście, jako wolni ludzie, mogą zrobić, co im się podoba. Tyle, że jeśli nie będą po dobroci robili tego, czego chce rząd, zostaną z górą makulatury. Tym razem jest jednak inaczej: stara waluta pozostaje w użyciu i, co więcej, będzie miała pewnie dużo większą wartość, niż nowa. Czują to Grecy i dlatego stoją w kolejkach przed bankomatami.
Z greckim długiem jest trochę jak z „Modą na sukces”. Można nie obejrzeć żadnego odcinka przez kilka miesięcy, a nawet lat, ale kiedy siądziemy po tak długiej przerwie przed telewizorem, wszystko będzie wyglądało mniej więcej tak samo. Z jedną tylko różnicą: o ile w „Modzie…” w zależności od tego, w którym momencie cyklu się znajdziemy, Ridge może być ojcem, mężem bądź synem Brooke. W najnowszej historii Hellady role są zaś rozdane na stałe: Grecy są złymi i krnąbrnymi bachorami, które z jakiegoś powodu nie chcą słuchać rad zafrasowanej zachodnioeuropejskiej matki.
Ale tym razem nie o tym, zwłaszcza że na ten temat już pisałem, nie tylko zresztą ja. Piętnowanie dwulicowości zachodnich polityków i bankierów jest łatwe, ale niewiele z niego wynika. Lepiej zadać sobie pytanie: co stanie się, jeśli Grecy rzeczywiście wystąpią albo zostaną wyrzuceni ze strefy euro?
Wymiana jednej waluty na drugą nie jest niczym szczególnym. Czasem zmianie nie ulega nawet nazwa pieniądza. Większość z Was pamięta pewnie jeszcze „skreślanie” czterech zer, które w telewizyjnych spotach tłumaczył animowany bóbr1. Państwo ustala po jakim kursie, w jakich ilościach i w jakim terminie obywatele mają wymienić stare pieniądze na nowe. Ci oczywiście, jako wolni ludzie, mogą zrobić, co im się podoba. Tyle, że jeśli nie będą po dobroci robili tego, czego chce rząd, zostaną z górą makulatury.
Tym razem jest jednak inaczej: stara waluta pozostanie w użyciu i, co więcej, będzie miała pewnie dużo większą wartość, niż nowa. Czują to Grecy i dlatego stoją w kolejkach przed bankomatami. Nawet w przypadku przywrócenia drachmy może więc w Grecji powstać system dwóch walut: lokalnej używać się będzie przy codziennych sprawunkach, europejskiej przy oszczędzaniu.
Takie współistnienie kilku walut na jednym terenie nie jest anachronizmem z czasów, kiedy angielski lekarz zarabiał w gwineach, a chłop w funtach. Do dzisiaj w wielu krajach, tak turystycznych, jak i przeżywających po prostu problemy z pieniądzem, akceptuje się inne pieniądze, niż tylko lokalne.
Ciekawym przypadkiem jest jak zwykle Abchazja. Chociaż płaci się tam w rosyjskich rublach, to oficjalnie walutą jest apsar. Ma on głównie wartość kolekcjonerską, jako że do tej pory wybito mniej niż 15 tysięcy monet, a to nawet jak na abchaskie warunki mało. Jeśli jednak bylibyśmy w posiadaniu takiej monety i mielibyśmy wystarczająco dużo fantazji, to moglibyśmy zapłacić nią np. za mleko. Nominalny kurs jest sztywny i wynosi dziesięć rubli za apsara, co przed obecnymi problemami finansowymi Moskwy stawiało abchaską walutę na równi ze złotówką.
Abchazja ma, jak Osetia Południowa, zgodę Rosji na korzystanie z jej waluty. Nie zawsze jest ona jednak niezbędna. Świadczyć o tym mogą dwa bałkańskie państwa, które euro używają na krzywy ryj. W przeciwieństwie do Watykanu, Monaco, Andory i San Marino, które choć nie są w UE, to mają prawo emisji euro na podstawie umów z Unią2, Czarnogóra i Kosowo nie podpisywały żadnych dokumentów. Nie mogą co prawda drukować własnych eurobanknotów, ale korzystają z tych, które dotarły do nich w różny sposób z innych krajów.
Ta pierwsza, pełna pięknych historycznych miasteczek i adriatyckich plaż, mogła liczyć na dewizy przywożone przez turystów. Już w 1996 roku, kiedy była jeszcze częścią Jugosławii, wprowadziła niemiecką markę obok jugosłowiańskiego dinara. Ten drugi właśnie wychodził z kilkuletniego inflacyjnego horroru, jednak rządzący w Podgoricy nie wierzyli w jego stabilność. Milošević zbyt często korzystał z podatku inflacyjnego, by można mu było zaufać.
O tym, jak mocną pozycję miała Czarnogóra w ramach Jugosławii niech świadczy to, że w grudniu 2000 całkowicie zrezygnowała z dinara i uznała bundesmarkę za jedyną walutę. Dwa lata później, tak jak Niemcy, wycofała marki i wprowadziła euro. Jednoczesne wprowadzenie na rynek odpowiedniej liczby monet i banknotów, których nie mogła sama emitować, było sporym wyzwaniem, jednak wszystko się udało i w europejskie walucie płaci się tam do dziś.
Kosowo też wybrało markę jako swoją walutę, kiedy w 1999 roku Serbowie w praktyce stracili kontrolę nad tym terytorium. Chociaż formalnie belgradzki dinar był tu uznawany, to w rzeczywistości wykorzystywano go tylko w serbskich enklawach, gdzie nie sięgała władza Prisztiny. Ważnym źródłem twardej waluty była w przypadku Kosowa diaspora w krajach zachodnich, która odsyłała do kraju dużą część zarobionych tam marek, franków i dolarów.
Grecy mają o tyle łatwiej, że już od kilku lat mogli się przygotować na to, co spotyka ich dzisiaj. Co przezorniejsi już dawno wypłacili swoje oszczędności z banków i trzymają je pod materacem. Jednak Grecja to państwo dużo większe, niż Czarnogóra czy Kosowo. Ziomkowie na saksach i turyści pewnie nie zapewnią wystarczającego napływu gotówki.
Jeśli więc chcecie pozbyć się paru eurobanknotów, w najbliższym czasie warto będzie się wybrać na Kretę, Rodos czy Zakintos. Za wasze kawałki papieru Grecy będą gotowi oddać więcej, niż w przeszłości.
1 Też go pamiętacie, czy tylko go sobie wymyśliłem? Wróć.
1 Będących przedłużeniem wcześniejszych porozumień z Włochami, Francją i Hiszpanią. Wróć.