Debil nie wie, że jest debil, a mądry to wie

23.02.2008 KRAKOW , UL . KALUZY , MECZ PILKI NOZNEJ , CRACOVIA KRAKOW VS POLONIA BYTOM , KIBICE CRACOVII WYWIESILI TRANSPARENT Z NAPISEM " KOSOWO TO SERBIA " , FOT. LEPECKI MICHAL / AGENCJA GAZETA
Kibice Cracovii, FOT. Michał Lepecki

Zawsze dziwiło mnie, jak wiele emocji wśród Polaków potrafi wzbudzić kwestia Kosowa. Rozumiem, dlaczego Serbowie chcieliby, żeby tamtejsze średniowieczne monastyry oraz miejsce tak ważnej dla nich bitwy były pod ich kontrolą i by ich rodacy mieszkający tam byli bezpieczni. Rozumiem, dlaczego Albańczycy chcieliby, żeby terytorium, na którym stanowią więcej niż 90% mieszkańców, było rządzone przez nich, a nie przez Serbów. Ale co mają do tego Polacy wywieszający transparenty czy piszący w internetach komentarze, że „Kosovo je Srbija”?

Słowiańska solidarność? Dlaczego w takim razie nie walczą o prawa Rosjan czy Białorusinów w Estonii i na Łotwie? Albo czemu nie oburza ich to, jak rząd w Atenach odnosi się do Pomaków czy słowiańskich Macedończyków?

Wszystko zachowuje jeszcze jakiś sens, kiedy ogranicza się do haseł. Wiadomo: Albańczycy to dzikusy i brudasy, do tego muzułmanie. Śmieszniej robi się, gdy zaczynają się poważne, „naukowe” stwierdzenia, że przecież „oczywiście Kosowo należy się Serbii”, że Albańczycy to w Kosowie muzułmańscy najeźdźcy i że każdy, kto się nie zgadza, powinien „pouczyć się historii”.

Bądźmy uczciwi: podobnie robi też druga strona. Co prawda trudno w polskiej sieci znaleźć wielu wojowników za sprawę Wielkiej Albanii, ale kiedy rozszerzymy horyzonty, trafimy na całe hordy albańskich trolii, którzy udowodnią, że każda ważniejsza osoba w historii (George Washington, Robert De Niro, Aleksander Macedoński) była Albańczykiem. I że to Albańczycy, a nie żadni Gejrecy czy Słowianie-Cyganie, zbudowali wszystko, co warte uwagi na Bałkanach. No i, co najważniejsze w dyskutowanej sprawie, że „oczywiście” to Albańczykom należy się Kosowo, bo przed słowiańskimi najazdami zamieszkiwali je ich przodkowie, czyli Ilirowie.

Pewność ich sądów będzie proporcjonalna do ilości popełnionych błędów ortograficznych. Trudno o lepszy przykład efektu Krugera-Dunninga, za którego mądrą nazwą kryje się stara mądrość, wyrażona w tytule tej notki.

Czego bowiem dowie się człowiek, który skorzysta z rady i „pouczy się historii”? No właśnie niewiele.

Wiadomo, że w pierwszych wiekach średniowiecza na tereny Bałkanów, w tym Kosowa, dotarli słowiańscy przodkowie obecnych Serbów i założyli tam kilka swoich państw. Wiadomo, że wcześniej na tych terenach mieszkali Ilirowie, których za swoich przodków uznają Albańczycy. Problem w tym, że Ilirowie, jako niepiśmienni, nie zostawili, poza nazwami własnymi, prawie żadnych przykładów swojego języka.

I tutaj zaczyna się robić wesoło. Bo skoro nic właściwie nie wiadomo, to nic nie przeszkadza nam w tworzeniu takiej teorii, jaka nam pasuje.

Dość powiedzieć, że przed Albańczykami iliryjski sztandar przejęli Słowianie, którzy wspólny język (obecny serbski/chorwacki) nazywali właśnie iliryjskim i to pod tym sztandarem działali w XIX wieku chorwaccy panslawiści.

Obecnie to Albańczycy twierdzą, jakoby pochodzili od Ilirów i z tej racji gospodarzą na Bałkanach dłużej, niż Serbowie. Ci zaś odpowiadają, że Albańczycy tak naprawdę dostali się na te tereny na początku drugiego milenium, wcześniej żyjąc w Karpatach. „Dowodem” w sprawie są podobieństwa między rumuńskim i albańskim słownictwem dotyczącym pasterstwa czy też fakt, że w dialektach bułgarskiego słowo „góral” brzmi podobnie, jak „Sziptar”.

W ten oto sposób „udowadnia” się, że Albańczycy przybyli na teren Kosowa i Albanii razem z przodkami obecnych Aromunów i że dopiero później oddzielili się od tego wędrownego narodu.

Bośnia i Hercegowina. Republika Serbska na pomarańczowo.
Bośnia i Hercegowina. Republika Serbska na pomarańczowo.

Te argumenty znajdują zabawną puentę, gdy ktoś zainteresuje się historią Bośni.

Nie jestem pewnie jedynym, który mocno się zdziwił, kiedy pierwszy raz zobaczył mapę Republiki Serbskiej. Fakt, że Serbowie mieszkają zwartą grupą wzdłuż Driny, na której drugim brzegu jest już Serbia, jest w pełni zrozumiały. Jednak nie da się już tak łatwo zrozumieć, skąd Serbowie w drugiej części swojej Republiki, która ciągnię się wzdłuż granicy z Chorwacją, wciśnięta między katolików i muzułmanów.

Otóż w przeciwieństwie do tradycyjnie prawosławnej Hercegowiny, w Bośni nie było mieszkali prawie wyłącznie katolicy i przedstawiciele heretyckiego kościoła bośniackiego. Cerkwie pojawiły się tu dopiero… za czasów rządów tureckich. Wtedy to północna Bośnia była terenem pogranicznym, a sąsiadem była wroga sułtanowi monarchia Habsburgów. Nawet w czasach oficjalnego pokoju, oddziały łupieżcze jednej i drugiej strony przekraczały co chwila granicę i grabiły przygraniczne tereny.

Trudno się dziwić, że nikt nie chciał tam mieszkać. Dlatego też zarówno Wiedeń, jak i Stambuł zachęcały do osiedlania się na obu brzegach Sawy, obiecując różne przywileje i ulgi podatkowe. Tylko tutaj chrześcijańscy poddani sułtana mieli prawo nosić broń. Dlatego też nad Sawę przybywali ci, którym źle się działo czy to w Austrii, czy w Turcji. A że źle działo się głównie prawosławnym, paradoksalnie to oni odgrywali największą rolę w permanetnej walce dwóch imperiów: katolickiego i muzułmańskiego.

A gdzie ta puenta? Jeszcze chwilka. Otóż poza Serbami wśród prawosławnych przybyszów sporo było też Wołochów, czyli wspomianych już Aromunów. Zabawny jest już sam fakt, że wśród tych, którzy dzisiaj nazywają się bośniackimi Serbami wielu jest pochodzenia rumuńskiego, a ich przodkowie język serbski przejęli od swoich muzułmańskich sąsiadów. Żart dalej postanowił pociągnąć chorwacki mnich i historyk, ojciec Mandić, który jedno określenie Aromunów („Mavrovlachos”, czyli z greki „Czarni Wołosi”) połączył z Marokiem. Na tej podstawie stwierdził, że bośniaccy Serbowie są potomkami… rzymskich legionistów z Afryki. To Serbowie byliby więc przybyszami z trzeciego świata.

I to się nazywa jakościowy trolling.


Opublikowano

w

przez