Wybrzeże Wschodzącego Słońca, odc. 5: Przypadkowa ofiara katastrofy jądrowej

Miejscowość Iitate położona jest mniej więcej 40 km na północny-zachód od elektrowni Fukushima I. Jej wójt zaniepokojony wydarzeniami na wybrzeżu śledził komunikaty w mediach i planował przyjęcie pierwszych uchodźców. Nie spodziewał się jednak, że jego miejscowość dołączy wkrótce do głównych ofiar skażenia radioaktywnego. W bieżącym odcinku „Wybrzeża Wschodzącego Słońca” publikuję rozmowę z Norio Kanno, wójtem Iitate. Jest to pierwszy w Polsce wywiad z przedstawicielem japońskich władz samorządowych, odpowiedzialnym za ewakuację ludności z terenów dotkniętych katastrofą w elektrowni jądrowej Fukushima I. Rozmowa została przeprowadzona w maju 2012 r

Mariusz Dąbrowski: Czy mógłby pan przypomnieć pierwsze dni kryzysu jądrowego?

Norio Kanno: Pamiętam, że eksplozję w elektrowni jądrowej Fukushima I oglądałem w telewizji, a wkrótce potem rząd wyznaczył 30-km strefę wokół miejsca katastrofy. Wówczas tylko niewielka część Iitate znalazła się w strefie, więc myślałem, że nie powinno być większych problemów. Planowałem przyjąć uchodźców z innych miejscowości w liczbie 1200 osób, głównie z miast Minamisōma i Namie. Trzeba było przygotować miejsca noclegowe, wyżywienie oraz zapewnić ewakuowanym podstawową higienę.

Jak ocenia pan działania firmy TEPCO oraz współpracę z rządem w obliczu kryzysu?

Problemy zaczęły się, gdy wiatr wiejący od strony elektrowni jądrowej przyniósł do naszej miejscowości dużą ilość substancji radioaktywnych. To były ciężkie chwile. Musiałem przesiedlić wszystkich mieszkańców Iitate. Czułem ogromny ból wewnątrz, było mi ciężko. Praktycznie nie istniało zarządzanie kryzysowe. Nie mogłem uwierzyć, że firma TEPCO (operator elektrowni jądrowej Fukushima I – M.D.), która dźwigała na swoich barkach cały japoński przemysł, a w szczególności gospodarkę regionu Kantō, tak beznadziejnie radziła z tym kryzysem.

Przez lata firma TEPCO żyła w luksusie mając monopol energetyczny w regionie Kantō, najludniejszej części Japonii. Mieli łatwe życie, bo nie musieli martwić się o cokolwiek. Myślę, że źródło kryzysu leży w 50% po stronie TEPCO oraz w 50% po stronie rządu, który dał zielone światło do rozwoju przemysłu jądrowego i jednocześnie zapewniał, że atom jest całkowicie bezpieczny.

Miejscowość Iitate nigdy nie była zależna od przemysłu jądrowego, dlatego podczas ewakuacji odczuwaliśmy ogromną złość. Ale należy pamiętać, że narzekanie nie jest rozwiązaniem problemu. Podczas kryzysu przedkładałem rządowi swoje propozycje i zazwyczaj moje prośby były spełniane. Nigdy nie kłóciłem się z przedstawicielami rządu, zawsze chciałem im pokazać co robię, aby lepiej mnie rozumieli. Taka była moja polityka. Dzięki temu komunikacja z rządem układała się nam dobrze. Niestety wiele osób zarzucało mi, że czerpię z tej współpracy jakieś osobiste korzyści.

Kiedy rozpoczęła się ewakuacja ludności i gdzie teraz mieszkają przesiedleńcy?

14-15 marca 2011 r. był największy poziom promieniowania. W dniach 19 i 20 marca około 500 osób zostało ewakuowanych do prefektury Tochigi. Wkrótce potem poziom promieniowania obniżał się i ludzie z Tochigi zaczęli wracać do swoich domów. Niestety 10 kwietnia trzeba było zarządzić ewakuację całej ludności, czyli około 6 tys. osób. Ewakuacja trwała aż 2 miesiące, bo chciałem mieszkańcom Iitate zorganizować odpowiednie zakwaterowanie. Z jednej strony liczył się czas, z drugiej strony należało zadbać o jak najlepsze warunki dla kilku tysięcy przesiedlonych. Ludzie wysyłali do mnie maile, że jeśli w takim tempie będę przeprowadzał ewakuację, to wszyscy umrą na raka. Zarzucano mi, że jestem zabójcą. Presja była ogromna.

Obecnie 90% przesiedleńców mieszka w prefekturze Fukushima, około godziny jazdy samochodem od swoich domów. Stworzyliśmy także system monitoringu przed potencjalnymi złodziejami, którzy mogliby wykorzystać szansę do rabunku opuszczonych budynków. Przez 24 godziny na dobę, w krótkich odstępach czasu, cała miejscowość monitorowana jest przez patrole straży obywatelskiej. W sumie pracuje przy tym około 400 osób, za co dostają wynagrodzenie w wysokości 150 tys. jenów miesięcznie (około 5400 złotych – M.D.).

Jaka była reakcja ludzi na informację, że muszą opuścić swoje domy?

Dla ludzi było to nowe doświadczenie, więc było im ciężko. W większości przypadków byli wyczerpani fizycznie i psychicznie. Myślę, że podobnie było w Czarnobylu. Być może łatwo jest powiedzieć urzędnikom w Tokio – przesiedlcie ludzi. Ale nam było ciężko. Na szczęście urzędnicy rządowi wysłuchiwali moich sugestii i próśb.

Słyszałem, że nie wszyscy chcieli opuścić swoje domy?

Tak, około 10 osób postanowiło zostać w swoich domach. Próbowałem ich przekonać, ale na szczęście Iitate nie leży przy samej elektrowni jądrowej, tak ja na przykład miejscowość Futaba, dlatego pozostawiłem im wolną rękę.

Lokalna gospodarka bardzo ucierpiała w wyniku katastrofy. Czy widzi pan szansę na odbudowę?

Nie wrócimy do stanu poprzedzającego katastrofę w elektrowni jądrowej. Badałem sprawę wybuchu wulkanu na wyspie Miyake-jima i trzęsienia ziemi w miejscowości Yamakoshi. W obu przypadkach przeprowadzono ewakuację ludności. Gdy sytuacja się ustabilizowała, powróciło zaledwie 70% mieszkańców. Jeśli odniesiemy proporcje do Iitate, to powinno wrócić 4200 osób. Należy jednak pamiętać, że w naszym przypadku sprawa jest trudniejsza, bo dochodzi jeszcze czynnik promieniowania, dlatego jestem przekonany, iż część osób nie wróci.

Ludzie w pierwszej kolejności muszą myśleć o sobie, a dopiero później o odbudowie miejscowości. Podzieliłbym ich na 3 kategorie. Ci, którzy nigdy nie wrócą. Ci, którzy wrócą, ale po odpowiednio długim czasie. Natomiast w trzeciej grupie są osoby, które chciałby wrócić tak szybko, jak to tylko możliwe. Ważne jest, aby dobrze rozumieć zaistniałą sytuację, szczególnie pod kątem zagrożenia związanego ze skażeniem radioaktywnym. Nie można popadać w stany ekstremalne, przesadnego strachu przed promieniowaniem oraz całkowitej ignorancji tego faktu.

Prace nad odbudową rozpoczęliśmy od zorganizowania tymczasowej szkoły. Kilku uczniów z gimnazjum wysłaliśmy na wycieczkę do Niemiec, Austrii i Włoch. Grupkę uczniów z podstawówki wysłaliśmy na Okinawę. Teraz musimy oczyścić skażony radioaktywnie teren, żeby osoby z trzeciej grupy mogły jak najszybciej wrócić do swoich domów. Myślę, że powroty będą następować stopniowo.

Czy uważa pan, że Japonia może funkcjonować bez energetyki jądrowej?

Oczywiście. Po tak wielkiej tragedii i tylu kłopotach, prefektura Fukushima powinna całkowicie zrezygnować z atomu. Japonia również powinna stopniowo wycofywać się z energetyki jądrowej.

Polska powoli przymierza się do budowy pierwszej elektrowni jądrowej. Czy to dobry kierunek?

Nie znam Polski i jej gospodarki, dlatego nie chcę mówić TAK, oraz nie chcę mówić NIE. Ludzie muszą rozmawiać na temat zagrożeń związanych z energetyką jądrową. Każda decyzja niesie ze sobą jakiś rodzaj ryzyka, bez względu na to, czy zrealizujemy pewien projekt, czy też go nie zrealizujemy. Ludzie muszą mieć jak najwięcej informacji na dany temat, aby móc podjąć właściwą decyzję. Na przykładzie Japonii musicie pomyśleć, czy jesteście w stanie zapanować nad atomem. Warto nad tym się zastanowić.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

Powyższy tekst powstał na podstawie zapisków autora z okresu 2011–2013 dotyczących potrójnej katastrofy (trzęsienie ziemi, tsunami, awaria w elektrowni jądrowej Fukushima I) w japońskim regionie Tōhoku.

Odcinek 1: Samuraje i surferzy
Odcinek 2: Zabójcza fala
Odcinek 3: Samotna wędrówka
Odcinek 4: Titanic o napędzie jądrowym


Opublikowano

w

,

przez