„26 miliarderów ma więcej niż połowa ludności świata!”
Co roku w okolicach spędu w Davos soszal media zapełniają się podobnymi opiniami, podawanymi dalej przez dziennikarzy, sympatyków partii Razem i inną patologię. Dokładna liczba miliarderów różni się co roku, ale sens pozostaje ten sam. Wąska grupka trzyma swoje brudne łapy na światowym bogactwie gdy wyklęty lud ziemi jęczy w upodleniu i wyłącznie światowy socjalizm może nas ocalić.
Źródłem tej statystyki jest co roku brytyjski think-tank – a używam tutaj słowa „think” w najszerszym możliwym znaczeniu – Oxfam. Jego pracownicy, o ile rzecz jasna nie są akurat zajęci organizowaniem orgii na Haiti tuż po trzęsieniu ziemi – przygotowują bowiem co roku swój raport o nierównościach. I ja nawet rozumiem dlaczego co roku zdobywa taką popularność. Nawet jak ktoś wierzy w wolny rynek, to informacja, że x osób, gdzie ten x nie jest zbyt wysoką liczbą, ma więcej niż circa 3,7 miliarda innych osób działa na wyobraźnię. A jak ktoś jest idiotą wierzącym, że socjalizm działa, to jeszcze bardziej utwierdza się w przekonaniu, że trzeba go jak najszybciej wprowadzić.
Problem tylko w tym, że ta statystyka to jedno wielkie kłamstwo.
Wszystko rozbija się tutaj o metodologię. Oxfam, zapewne przez te orgie, nie ma czasu na prowadzenie swoich własnych badań, musi więc opierać się na cudzej pracy. Jeśli chodzi o najbogatszych to jest to relatywnie łatwe. Forbes co roku publikuje listę miliarderów z ich szacowaną wartością. Mając tą listę wystarczy wziąć majątek dolnej połowy populacji ziemi a potem dodawać z niej kolejnych aż obie liczby się wyrównają. I gotowe, wiemy już ile wynosi x w „X miliarderów ma więcej niż połowa populacji”. Teraz tylko dopisać do tego kilkadziesiąt stron lewicowej propagandy żywcem wziętej ze stron Żołnierza Wolności i można iść na sojowe latte w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.
Mało kto jednak zwraca uwagę, że o ile sprawa majątku miliarderów jest stosunkowo prosta, o tyle określenie bogactwa połowy populacji już takie proste nie jest. I właśnie tutaj leży manipulacja. Oxfam w tym celu korzysta bowiem z raportu Global Wealth Databook przygotowanego przez Credit Suisse. Sam GWD nie jest niczym złym – nie jestem ekonomistą więc trudno mi określić jego przydatność do czegokolwiek, ale nie słyszałem, żeby ktoś go za głośno krytykował – ale w tym wypadku jest nie tylko bezużyteczny, ale wręcz zaciemniający sytuację. Jego autorzy definiują bowiem bogactwo jako posiadane środki (pieniądze, nieruchomości, ziemię) minus dług. Widzicie już w czym problem?
Jeśli nie to rozważymy sobie dwóch hipotetycznych ludziów: Joe i M’baku. Joe to młody doktor świeżo po studiach pracujący w amerykańskim szpitalu. Zarabia rocznie około 84 tysiące dolarów, ma całkiem ładne mieszkanko i wypasioną furę. M’baku to mieszkaniec jednego z państw czarnej Afryki, posiada dzidę i chatkę z gówna, a jego dochody to circa 20 dolarów miesięcznie. Nie ma raczej wątpliwości który z nich jest biedniejszy, prawda?
Tyle tylko, że według raportu Credit Suisse sprawa nie jest tak jednoznaczna. Widzicie, Joe bowiem , aby zostać doktorem, musiał skończyć studia medyczne. A żeby to zrobić musiał wziąć kredyt który teraz dopiero zaczyna spłacać. Jego mieszkanie i gablota też było wzięte na kredyt. Oznacza to, że według metodologii CS nie tylko nie ma żadnego majątku, ale wartość jego majątku jest wręcz ujemna. M’baku ze swoimi 20 dolarami i chatką z gówna według tego raportu ma większy majątek od niego. Oczywiście nie ma to żadnego przełożenia na faktyczną jakość życia: Joe, gdyby dostał od kogoś taką propozycję, raczej nie zamieniłby się z M’baku miejscami.
W tym właśnie leży cały problem. Oxfam chcąc pokazać jak wielkie panują nierówności używa statystyki, która do najbiedniejszych na świecie zalicza osoby, których nikt o zdrowych zmysłach nie nazwałby biednymi. Jak chociażby milionerów, którzy wzięli ogromne kredyty inwestycyjne na rozkręcenie kolejnego przedsiębiorstwa czy amerykańskich studentów, którzy finansują studia z kredytu. Dla porównania ludzie autentycznie biedni, ale nie posiadający kredytów, wędrują w klasyfikacji wyżej.
Jest różnica pomiędzy nędzą a sprawnym systemem bankowym. Oxfam o tym wie bo co roku zwracają mu na to uwagę. Ale nadal nie zmienia metodologii tłumacząc to jakimiś mętnymi tekstami o tym, że „kredyty nie dają przewagi politycznej” czy coś. Bo w żaden inny sposób nie udałoby im się udowodnić założonej tezy. To zresztą bardzo ciekawy przypadek jest – obydwie użyte przez Oxfam statystyki są przecież całkowicie poprawne, ale zestawienie ich ze sobą i ich interpretacja daje dopiero kłamstwo.
To zresztą nie jedyna manipulacja jakiej dopuszcza się Oxfam. Zupełnie nie biorą pod uwagę na przykład pieniędzy z socjalu. Oznacza to, że według ich raportu Afgańczyk mieszkający w jakiejś afgańskiej ruinie i ledwie wiążący koniec z końcem jest bogatszy od tego samego Afgańczyka, który trafił pod opiekuńcze skrzydła cioci Angeli i dostał mieszkanie socjalne i niewyobrażalny dla jego krajan zasiłek. A pewnie takich manipulacji znalazłoby się jeszcze więcej gdyby mi się chciało poświęcić na lekturę tych bredni nieco więcej czasu.
Prawda, jak zwykle bywa w wypadku lewicowej propagandy, jest dokładnie odwrotna. Owszem, bogaci się bogacą. Ale bogacą się również biedni. Liczba osób żyjących w biedzie (definiowanej jako mniej niż 2 dolary dziennie) i ekstremalnej biedzie (1 dolar) stale spada i nie widać, aby ten trend miał się nagle odwrócić. Państwa, gdzie jeszcze niedawno umierano z głodu, powoli stają na nogi a nawet, jak Chiny, stają się liderami.
Ale fraza „Żyje nam się lepiej niż dekadę temu!” to nie jest dobry nagłówek. I na pewno nie jest to powód, aby wprowadzić światowy socjalizm.
Link do raportu: https://www.oxfam.org.nz/sites/default/files/reports/Public%20Good%20or%20Private%20Wealth%20-%20Oxfam%202019%20-%20Full%20Report.pdf