Czyń i giń

Istnieje wiele sposobów na to jak zapewnić sobie nieśmiertelność. Można być wielkim wynalazcą, politykiem czy artystą – i nasze nazwisko będą pamiętać przez bardzo długi czas. Najłatwiej jednak przejść do historii na wojnie – jako gatunek wyjątkową estymą darzymy bowiem tych jego przedstawicieli, którzy osiągnęli zadziwiającą sprawność w robieniu bliźnim kuku. Chłopaki z Lekkiej Brygady w zasadzie podpadają pod tą zasadę, ale ich przypadek jest szczególny. Ich szarża podczas wojny krymskiej była bowiem jedną wielką porażką i dzisiaj pamiętali by o niej – jako o przykładzie tego jak nie należy wykorzystywać kawalerii – jedynie najbardziej zapaleni historycy wojskowości. Stało się jednak inaczej i w tym pamiętnym dniu pod Bałakławą kwiat brytyjskiej kawalerii pogalopował prosto do wieczności. A wszystko dzięki sile poezji.

Aby zrozumieć co przywiodło chłopaków z Surrey czy Sheffield pod krymską Bałakławę musimy cofnąć się nieco w czasie. Na początku XIX wieku potężne Imperium Otomańskie, które niegdyś budziło lęk w całej Europie, zaczęło bowiem się rozpadać. Kolejne zniewolone prowincje, jak Serbia czy Grecja, zaczęły odzyskiwać wolność, a konflikty wewnętrzne i zewnętrzne groziły, że imperium w każdej chwili może się zawalić.

Rosja miała zamiar skorzystać ze słabości sąsiada. Ich celem był nie tylko imperialny ekspansjonizm, ale coś dużo bardziej konkretnego. Posiadali bowiem całkiem potężną marynarkę wojenną, ale jej użyteczność była drastycznie ograniczona tym, że korzystała z zamarzających portów, które uniemożliwiały jej stosowanie w zimie. Zdobycie portów nad Morzem Czarnym – na przykład na Krymie – umożliwiłoby jej operowanie przez cały rok. Perspektywa tego przerażała jednak Brytyjczyków, którzy opierali swoje imperialne interesy na potężnej flocie, „drewnianych ścianach”, które broniły ich spokoju i dostatku. Nieszczególnie też podobał im się fakt, że Rosja stawała się coraz potężniejszym graczem w Europie i mogłaby wkrótce wyciągnąć łapę po ich własność, na przykład Indie.

 

Carowi Mikołajowi nie podobało się to, że inne mocarstwa przeszkadzają mu w planach ekspansji. Wyjątkowo nie spodobało mu się również to, że cesarz Francuzów Napoleon III objął w imieniu Kościoła Katolickiego zwierzchność nad świętymi dla Chrześcijan miejscami w islamskim imperium, co znacząco ograniczało władzę kościoła prawosławnego. Napoleon III nie miał w tym żadnego konkretnego interesu, ale sądził, że zwiększy to prestiż jego państwa na arenie międzynarodowej – rzecz skądinąd istotna jak włada się pokonanym mocarstwem. Rosjanie jednak nie chcieli na to pozwolić i Turcy pod naciskiem ich dyplomacji wycofali się z traktatu z Francuzami. Napoleon III, w wręcz podręcznikowym przykładzie „dyplomacji kanonierkowej”, wysłał jednak na Morze Czarne jeden ze swoich okrętów wojennych, przez co Turcy znowu zmienili zdanie.

Car znowu rozpoczął negocjacje, równocześnie koncentrując wojska na granicy z Wołoszczyzną, będącą wtedy pod formalną kontrolą Turków. Jego plan był prosty – pretekstem do wojny miało być zadbanie o interesy zamieszkujących Imperium Osmańskie Chrześcijan i car liczył, że żaden chrześcijański władca nie pomoże w tej sytuacji muzułmanom. Zwiększając swoje szanse negocjował również z ambasadorem Georgem Hammiltonem Seymourem. Mówił mu o „chorym człowieku Europy” i de facto zapraszał go do rozbiorów Turcji. Long story short – Brytyjczycy nie skorzystali z tej oferty i w wojnie, która niedługo wybuchła, opowiedzieli się – podobnie jak Francuzi – po stronie Turków.

14 września 1854 roku, w drugim roku wojny, alianci dokonali lądowania wojsk w porcie w Eupatorii. Ich celem był oddalony o 56 kilometrów Sewastopol, główny port rosyjskiej Floty Czarnomorskiej. Wkrótce rosyjska armia opuściła tą twierdzę, bojąc się okrążenia, a ciężar jej obrony spadł na marynarzy. Rozpoczęło się jedno z najsłynniejszych oblężeń w dziejach wojen.

26 września Brytyjczycy zajęli Bałakławę aby wykorzystać tamtejszy port do przerzucania zaopatrzenia dla walczących sił. Dowodzący nimi lord Raglan zdawał sobie sprawę, że położona na flance osada, tak ważna dla jego wojsk, będzie oczywistym celem kontrataków więc nakazał budowę umocnień. Nie pomylił się w tym. W październiku w pobliże dotarł bowiem rosyjski IV Korpus. Dzięki temu wzmocnieniu głównodowodzący, książę Aleksander Siergiejewicz Mienszykow, miał do dyspozycji łącznie 65 tysiącami ludzi. Mógł więc celem zdobycia Bałakławy, co oznaczałoby koniec oblężenia Sewastopola, oddać 25 tysięcy żołnierzy i 78 dział. Siły tureckie i brytyjskie stanowiły zaledwie 5 tysięcy osób, do tego wycieńczonych niedawną epidemią cholery. Trudno o lepsze szanse.

Dowodzący brytyjskimi siłami FitzRoy Somerset, pierwszy baron Raglan, nie był doświadczonym dowódcą. Jego skądinąd imponujący szlag bojowy w czasach wojen napoleońskich zakończyła francuska kula pod Waterloo, która kosztowała go prawe ramię – jednak w jej trakcie nie miał okazji dowodzić. Był jednak szlachetnie urodzony i wykazywał talent do polityki i dyplomacji, więc nawet bez ręki dalsza kariera stała przed nim otworem. A brak doświadczenia nie był skądinąd niczym niezwykłym. Wielka Brytania nie brała udziału w żadnej dużej wojnie od czasu Napoleona, doświadczonych dowódców więc nie mieli w nadmiarze.

Raglan został ostrzeżony przez brytyjski wywiad, że Rosjanie szykują się do odbicia Bałakławy. Kiedy jednak kolejne dni przynosiły wyłącznie fałszywe alarmy uznał, że szpiedzy tym razem się pomylili. Dał się więc w dużym stopniu zaskoczyć. Rosyjskie siły bez większych problemów zdobywały kolejne obsadzone przez Turków reduty. Wydawało się, że bitwa o Bałakławę zakończy się szybko błyskotliwym zwycięstwem Rosjan. Na szczęście pomiędzy zdezorganizowanym i spanikowanym brytyjskim obozem a nacierającymi Rosjanami znalazł się 93 regiment Sutherland Highlanders. Nie wydawało się aby ta przeszkoda miała spowolnić natarcie Rosjan – regiment ten składał się bowiem z zaledwie 200 żołnierzy, 100 rannych zdolnych jeszcze do walki i 40 dołączonych naprędce gwardzistów. Wspierająca ich turecka piechota okazała się bezużyteczna i uciekła jak tylko rosyjska kawaleria pojawiła się na horyzoncie. Dowódca, Colin Campbell ustawił swoich ludzi w dwuszeregu a nie w regulaminowym czteroszeregu i powiedział im „Stąd nie ma odwrotu panowie. Musicie umrzeć gdzie stoicie”. Na szczęście fortuna naprawdę sprzyja odważnym – „cienka czerwona linia”, jak później nazwano siły Campbella, wystrzeliła zaledwie trzy salwy karabinowe, z odległości 600, 350 i 150 jardów, i Rosjanie mieli dość. Kawaleria przerwała szarżę. Ponowna próba zakończyła się podobnym wynikiem, aż wreszcie rosyjskich jeźdźców przegoniła akcja Ciężkiej Brygady.


Lekka Brygada mogła już wtedy okazać się bardzo przydatna. W końcu sensem jej istnienia, oprócz zwiadu, było właśnie ściganie uciekającego wroga. I gdyby jej dowódca, James Brudenell, siódmy hrabia Cardigan, zaszarżował właśnie wtedy na uciekających Rosjan, to jego ludzie najprawdopodobniej odnieśliby oszałamiające zwycięstwo. Nie zrobił jednak tego i konie pozostały na pozycji. Oskarżany potem o tchórzostwo tłumaczył się, że nie miał takiego rozkazu. Była to tylko częściowo prawda. Niepisaną zasadą brytyjskiej armii od czasu kiedy Nelson podczas bitwy o przylądek św. Wincentego wyprowadził swoje okręty z linii było to, że dowódca nie ponosił odpowiedzialności za złamanie rozkazów jeśli jego efektem było zwycięstwo.

Pewnym wytłumaczeniem mogą tutaj być stosunki rodzinne. Dowódca kawalerii, George Bingham 3 hrabia Lucan, w 1829 roku poślubił siostrę Cardigana, Ann. Cardigan sam miał opinię playboya i zaczął romans ze swoją pierwszą żoną kiedy ta jeszcze była poślubiona innemu oficerowi. Uważał jednak, że Lucan nie jest dobrą partią dla jego siostry i oskarżał go, że ten źle ją traktuję. Obaj panowie z tego powodu szczerze się nienawidzili i być może Cardigan nie chciał, aby w razie zwycięstwa część jego chwały spadła na Lucana.

Z punktu dowodzenia Raglana całej sprawie przyglądał się kolejny oficer, który niedługo miał odegrać ogromną, być może największą rolę w tragedii Lekkiej Brygady: Louis Nolan. Nolan był zdecydowanie innym typem żołnierza niż Lucan czy Cardigan – urodzony jako syn drobnej rangi dyplomaty nie miał arystokratycznych koneksji ani fortuny, które umożliwiłyby mu łatwe zrobienie kariery w brytyjskiej armii. Z tego powodu jego ojciec wysłał go do szkoły pionierów w Austrii i to właśnie w tym kraju Nolan stawiał pierwsze kroki jako kawalerzysta. Okazał się w tym bardzo dobry i szybko dorobił się opinii świetnego jeźdźca i teoretyka. Problemem Nolana było jednak to, że szczerze kochał kawalerię a w tych czasach coraz częściej mówiono, że kawaleria jest już przeżytkiem. Powodem jej odejścia w niebyt miała być pewna, dzisiaj już niemal zapomniana rewolucja w broni palnej – pocisk Minie.

Pierwsze karabiny pojawiły się już w piętnastym wieku a ich twórcy wykorzystali znany łucznikom fakt, że skręcenie lotek strzały powodujące jej rotację w locie znacznie zwiększa zasięg celnego strzału. W ich broni to samo było osiągane przez gwint w lufie. Popularne stały się w XVIII wieku, jednak praktycznie tylko jako broń myśliwska, wojsko twardo trzymało się gładkolufowych muszkietów. Powodem było to, że pocisk karabinowy jest większy niż wewnętrzna średnica gwintu w lufie więc trzeba było go do niej wbić, co trwało dłużej niż przeładowanie muszkietu, a teoretycy wojskowości uważali, że lepiej jest oddać więcej mniej celnych salw. W 1849 roku francuska armia zaczęła jednak używać karabinów wynalezionych przez kapitana Claude-Etienne’a Miniego. Stosowały rewolucyjne pociski z wydrążonym dnem. Zasada ich działania opierała się na tym, że pocisk ten był mniejszy od wewnętrznej średnicy lufy, przez co można było go załadować równie szybko jak kulę do muszkietu, ale eksplozja prochu zwiększała jego rozmiar, dzięki czemu gwintowanie działało. Karabin nagle stał się bronią wojskową a zasięg skutecznego ognia piechoty znacznie wzrósł – przez co piechurzy mogli oddać więcej skutecznych salw w stronę nacierającej kawalerii.

Nolanowi bardzo się to nie podobało. Nie podobało mu się również to, że Raglan bardzo niechętnie narażał swoich kawalerzystów na kontakt z wrogiem, przez co jego ukochana kawaleria nie mogła dowieść, że nadal jest istotną częścią sił zbrojnych. A kiedy zauważył, że Lucan nie wykorzystał szansy na zwycięstwo dzięki kawalerii wpadł w prawdziwą furię.
W pewnym momencie Raglan otrzymał informację – najprawdopodobniej fałszywą, przynajmniej tak twierdzą rosyjscy historycy – że Rosjanie chcą odciągnąć działa z jednej ze zdobytych redut. Raglan postanowił działać i podyktował rozkaz. „Lord Raglan życzy sobie, aby kawaleria przeniosła się szybko na front – idźcie za wrogiem i spróbujcie powstrzymać go przed zabraniem dział – artyleria konna może wam towarzyszyć – francuska kawaleria jest po waszej lewej. Pilne” – zanotował generał Richard Airey. Nolan otrzymał rozkaz dostarczenia tego rozkazu Lucanowi.

Kiedy Lucan otrzymał rozkaz był bardzo zdziwiony. Ze swojej pozycji nie widział bowiem Rosjan w redutach. Nie wiedział o jaki front i o jakie działa chodziło Raglanowi. Nie było w nim również słowa o piechocie, na którą wcześniej rozkazano mu czekać. Postanowił więc dopytać się o szczegóły. „Atakować co? Jakie działa, sir?” – spytał Nolana. Zdenerwowany Nolan machnął ręką w nieokreślonym kierunku na wschód. „Tam, mój lordzie, jest twój wróg!” – krzyknął – „tam są twoje działa!” Lucan zinterpretował jego gest jako rozkaz ataku na rosyjskie działa okopane na końcu doliny, jakieś 2,5 kilometra dalej, jedyne działa jakie widział ze swojej pozycji. Nolan jednak już odjechał aby dołączyć do Lekkiej Brygady i wziąć udział w szarży i nie miał szansy wyjaśnić pomyłki.

Zasadniczo do szarż przeznaczona była Ciężka Brygada. Lucan, zapewne zdając sobie sprawę z tego, że rozkaz ten równa się samobójstwu, postanowił jednak przekazać go swojemu wrogowi, Cardiganowi. Gdy mu go przekazał żołnierze, którzy go usłyszeli, z miejsca pobladli. Każdy zdawał sobie sprawę, co on oznacza. Artyleria była potężną bronią. Artylerzyści mieli do dyspozycji dwa zasadnicze rodzaje pocisków. Pierwszym były zwykłe, ciężkie kule, którymi strzelano pod małym kątem tak, aby odbijały się od ziemi. Jeden taki pocisk mógł zabić nawet kilkanaście osób w ciasnej formacji. Drugim były granaty – wydrążone w środku kule wypełnione prochem. Wystrał podpalał lont i strzelano nimi tak, aby eksplodowały nad głowami. Wszyscy, łącznie z Cardiganem, wiedzieli, że kawaleria nie ma szans wobec takiej siły ognia, zwłaszcza gdy Rosjanie mieli działa nie tylko na wprost ale także na flankujących dolinę wzgórzach. Lucan nie słuchał jednak ich wątpliwości. „Lord Raglan tego chce” – odpowiedział Cardiganowi – „Nie mamy innego wyboru niż posłuchać”.

Od brytyjskiego oficera w tamtych czasach wymagano dwóch rzeczy. Miał mieć odpowiednio marsową prezencję i miał być odważny, inspirując swoją odwagą ludzi. Cardigan, przy wszystkich swoich wadach, spełniał oba warunki. Nie dyskutując więc ustawił swoją brygadę w dwie linie i jakieś dziesięć minut po jedenastej ruszyli. Początkowo powoli, przechodząc w kłus. Szarża, wbrew obiegowym opiniom, nie była bowiem szaleńczym pędem na wroga, a ściśle zaplanowanym spektaklem, w którym jeźdźcy stopniowo przyspieszali, aby nie zmęczyć nadmiernie koni, i przechodzili w galop w ostatniej chwili.

Lekka Brygada przejechała jakieś 200 metrów gdy nastąpiło zdarzenie, które jest największą tajemnicą tego dnia. W pewnym momencie Nolan bowiem złamał szereg i wysforował się naprzód, wyprzedzając jadącego na czele Cardigana. On sam był potem święcie przekonany, że Nolan próbował odebrać mu dowodzenie nad szarżą i związaną z tym chwałę. Równie możliwe jest jednak to, że Nolan zrozumiał co się właśnie dzieje i że szarżują na niewłaściwe działa i próbował ich powstrzymać. Nigdy już nie dowiemy się jak było naprawdę, gdyż chwilkę później rosyjskie działa na wzgórzach rozpoczęły ostrzał. Pierwszy pocisk eksplodował niegroźnie w powietrzu, ale drugi wylądował pod nogami jego konia i od razu wybuchł. Trafiony odłamkami Nolan, który zdążył już obrócić się w stronę brygady, wypuścił lejce z rąk. Jego koń przeszedł jeszcze kilka jardów, ale Nolan wkrótce spadł z niego bez życia. Jedyny człowiek, który wiedział, że szarżują na niewłaściwe działa, został pierwszą ofiarą szarży zanim zdążył kogokolwiek ostrzec.

Kiedy kawalerzyści dostali się pod krzyżowy ogień część oficerów chciała przyspieszyć aby jak najszybciej wyrwać się z pola śmierci. Cardigan nie miał zamiaru jednak na to pozwolić. Szarża była może i bezsensowna i samobójcza, ale miał zamiar poprowadzić ją jak w podręczniku. Przez długie jak wieczność cztery minuty kawalerzyści jechali kłusem, padając jak muchy, aż wreszcie udało im się wyrwać z pola rażenia dział. Ale wkrótce potem dostali się w zasięg armat na wprost. Początkowo zasięg był na tyle duży, że ich ogień nie był szczególnie groźny, lecące wolno pociski można było łatwo unikać. Także drugie pole śmierci było mniej groźne. Kawalerzyści bowiem już cwałowali, więc udało im się je przejechać w dwie minuty a rosyjscy artylerzyści mieli mniej czasu żeby celować. „C’est magnifique, mais ce n’est pas la guerre” – skomentował obserwujący szarżę francuski generał Bosquet. „C’est de la folie” – dodał po chwili.

Kłopotu miały się jednak dopiero zacząć. Kiedy jeźdźcy byli już blisko dział artylerzyści sięgnęli po broń ostatniej szansy – kartacze. Były to pociski w formie zamkniętej z jednej strony rury z cienkiej blachy, wypełnionej kulami muszkietowymi i trocinami, dzięki czemu jeden wystrzał z armaty równał się salwie kilkudziesięciu piechurów. Lekkie pociski szybko traciły energię kinetyczną, ale na bliską odległość była to straszna broń, dosłownie rozrywająca ludzi na strzępy.

Było już jednak za późno, aby powstrzymać Lekką Brygadę. Jeźdźcy w pełnym galopie wpadli pomiędzy działa i zaczęli rąbać obsługujących je kozaków szablami. Wielu z nich zaczęło uciekać i przez moment obserwującym zajście zaczęło się wydawać, że pomimo gigantycznych strat uda się w ostatniej chwili, jak mawia popularna brytyjska fraza, wyrwać zwycięstwo z rąk porażki. Wtedy jednak niestety odwaga Cardigana się skończyła. Niemal dostawszy się do rosyjskiej niewoli hrabia spanikował i wrócił, porzucając swoich ludzi. Odwaga Brytyjczyków zrobiła jednak takie wrażenie na stojącej jakieś 90 metrów za linią armat rosyjskiej kawalerii, że ci zamiast kontratakować zaczęli paniczny odwrót. Pozbawieni dowództwa kawalerzyści zaczęli ich gonić, ale Rosjanie szybko połapali się, że Lekka Brygada nie otrzymała wsparcia. Ciężka Brygada, która razem z Lucanem miała szarżować jako druga, nigdy nie ruszyła do boju. Przegrupowali się więc i stawili Brytyjczykom czoło. Tym razem to Lekka Brygada zaczęła zdezorganizowany odwrót. Żołnierze zaczęli uciekać pojedynczo lub małymi grupkami, często na piechotę, omijając zwłoki towarzyszy broni. Artylerzyści, którzy uciekli, zdążyli już wrócić na pozycję, więc tym razem oprócz ognia z flanki mieli też ogień prosto w plecy.

Wbrew obiegowemu mitowi nie cała Lekka Brygada tego dnia zginęła, ale straty i tak były ogromne. Z sześciuset kilkudziesięciu żołnierzy – różne źródła podają różne liczby – 110 zginęło, 129 odniosło poważne rany a 32 dostało się do niewoli. Brygada straciła również 375 koni. Jej strata była również takim szokiem dla reszty armii, że tego dnia nie była już zdolna do akcji bojowej. Rosjanie wygrali bitwę i dość mocno popsuli tym plany Brytyjczykom, chociaż nie udało im się odbić Bałakławy.

Zagłada Lekkiej Brygady była wielką zgryzotą dla dowództwa. Początkowo bowiem wojna krymska cieszyła się ogromnym poparciem brytyjskiej opinii publicznej, w czym niebagatelną rolę odegrali dziennikarze opisujący rosyjskie zbrodnie, jak np. zatopienie floty tureckiej podczas bitwy pod Synopą, w której admirał Nachimow został oskarżony przez prasę o strzelanie do poddających się marynarzy. Jednak była to również pierwsza wojna na której działali korespondenci wojenni i ich relacje a także publikowane przez mniejsze redakcje listy żołnierzy do ich rodzin sprawiły, że poparcie dla niej zaczęło drastycznie maleć. Brytyjczycy nie mieli wtedy cenzury i wiedzieli, że pomimo opóźniania listów i depeszy prawda o klęsce pod Bałakławą w końcu wyjdzie na jaw.

Stało się to trzy tygodnie później. Rozpoczął się koncert wzajemnych oskarżeń, poszczególni dowódcy zrzucali na siebie odpowiedzialność za klęskę. Nolan wykpił się tanio – w końcu umarł bohatersko za ojczyznę i nikt nie miał zamiaru przyglądać się bliżej roli, jaką odegrał w tym dniu, prawda o niej miała wyjść na jaw dopiero w 2016 roku. Raglan zrzucił winę na Lucana twierdząc, że nie zrozumiał jego rozkazów. Cardigan również obwiniał Lucana twierdząc, nie bez racji, że on tylko wykonywał rozkazy. Lucan próbował się bronić, ale publiczna krytyka wyższego dowództwa nie spotkała się z uznaniem rządu i wkrótce został odwołany do Anglii. Po przemowie przed Izbą Gmin udało mu się w dużym stopniu uniknąć winy. Szarża nie złamała też jego kariery, na rok przed śmiercią został nawet mianowany marszałkiem polowym. Ale nigdy już nie wrócił do aktywnej służby.

Porażka Lekkiej Brygady spowodowana niekompetencją arystokratycznych dowódców była darem z nieba dla redakcji The Times, popularnego zwłaszcza wśród klasy średniej dziennika, który od jakiegoś czasu prowadził własną krucjatę na rzecz modernizacji armii. Jego dziennikarze opisywali ją szeroko. Traf chciał, że jeden z tych artykułów przeczytał Alfred lord Tennyson. Tennyson cztery lata wcześniej został mianowany przez króla poetą laureatusem. Tytuł ten był w dużym stopniu czysto prestiżowy ale od jego posiadacza spodziewano się wierszy o ważnych dla kraju wydarzeniach. Tennyson pisał więc patriotyczne kawałki, chociaż wstydząc się ich formy rzadko podpisywał je własnym nazwiskiem. Szarża Lekkiej Brygady na tyle pobudziła jego wyobraźnię, że na początku grudnia sięgnął po pióro i w ciągu kilku minut napisał o niej wiersz.

Jego „Szarża Lekkiej Brygady” przyznawała, że rozkaz do ataku był błędem. Fraza „Someone had blundered” była, swoją drogą, dosłownym cytatem z artykułu w Timesie. Koncentrowała się jednak na bohaterstwie samych kawalerzystów którzy, wiedząc że rozkaz jaki otrzymali równa się samobójstwu, bez wahania go wykonali. A że wiersz zaczął szybko cieszyć się ogromną popularnością, to szybko przestano mówić o błędzie dowództwa. I nawet dzisiaj o bitwie pod Bałakławą wspomina się w kontekście bohaterstwa żołnierzy a nie kretyństwa ich dowódców. A sama Lekka Brygada przeszła do historii i popkultury.

Niemal wszyscy rosyjscy dowódcy, którzy byli pod Bałakławą, otrzymali za ten dzień ordery. Ale w ogólnym obrazie rzeczy nie zmieniło to wiele. Sewastopol upadł po 337 dniach oblężenia. Wojna jeszcze trochę potrwała i przyniosła wiele, wiele ofiar, ale 30 marca 1856 roku podpisano w Paryżu pokój. W praktyce niemal wszystko wróciło do sytuacji ante bellum. I jeśli dzisiaj wspomina się Wojnę Krymską, to mówi się o niej głównie w kontekście innowacji, jak medycyna na polu bitwy czy udział prasy.

Najczęściej jednak mówi się o niej gdy wspomina się bohaterską, chociaż całkowicie bezsensowną, szarżę Lekkiej Brygady.


Opublikowano

w

przez