Staram się dla własnego zdrowia psychicznego nie wdawać w dyskusję w mediach społecznościowych. Ale raz na jakiś czas mnie do tego jakiś diabełek podkusi. Dzisiaj na przykład zacząłem dyskutować o zakupie F-35. I teraz muszę napisać ten tekst – żeby pokazać, że F-35 to fajna maszyna i jej kupno to dobry pomysł.
Zacznijmy może od tego, czym w ogóle jest ten nieszczęsny F-35. Otóż jest to myśliwiec piątej generacji. I o ile samo to sformułowanie pojawia się w niemal wszystkich tekstach o tym samolocie jakie czytałem, o tyle mało kto wie jakie to ma znaczenie. Sam podział na generacje jest skądinąd mało precyzyjny, funkcjonuje tutaj kilka różnych wykładni, ale przyjrzyjmy się ogólnie o co chodzi. Myśliwce odrzutowe pojawiły się podczas II Wojny Światowej. Me-262, Gloster Meteor, czy Bell Aircomet, a także konstrukcje z pierwszych lat powojennych, jak Dassault Ouragan czy De Havilland Vampire miały jednak jedną poważną wadę. Ich konstrukcja niewiele różniła się od konstrukcji samolotów z silnikiem tłokowym. A to oznaczało, że miały ten sam problem – z powodów, których wytłumaczenie zajęłoby mi pół tekstu, nie mogły osiągać prędkości transsonicznych. Dość mocno to limitowało ich użyteczność – po co inwestować w odrzutowce skoro samoloty śmigłowe są równie szybkie i zwrotne a dużo tańsze?
Dopiero druga generacja myśliwców – maszyny takie jak Republic F-105 Thunderchief czy Dassault Mirage 3 – stały się sensownym zakupem. Postępy w aerodynamice sprawiły bowiem, że mogły już bez problemu operować przy prędkościach transsonicznych a nawet przekraczać prędkość dźwięku. Co więcej pojawiło się w nich wiele innych innowacji, jak upowszechnienie radarów czy pociski samosterujące.
Trzecia generacja – F-4 czy Mig-21 – stanowiła zasadniczą zmianę myślenia u konstruktorów i taktyków. Myśliwce drugiej generacji miały być szybkie, bo uważano, że naprowadzane rakiety odeślą stare taktyki walki powietrznej do lamusa. Gdy okazało się to nieprawdą, zaczęto projektować zwrotniejsze maszyny, lepiej sobie radzące w klasycznych dogfightach.
Istotną cechą czwartej generacji było zastosowanie komputerowych systemów wspomagania lotu. Myśliwiec musi być zwrotny – a im zwrotniejszy samolot tym bardziej niestabilny. Taki na przykład Sopwith Camel jest uznawany za najlepszy myśliwiec Wielkiej Wojny, ale był tak trudny w pilotażu, że mawiano, że samo nim wylądowanie świadczyło, że jest się świetnym pilotem, ale jak jeszcze potem był w stanie wystartować, to można się było uważać za asa. Komputerowe sterowanie lotem całkowicie to zmieniło – myśliwce 4 generacji są tak zwrotne, że ich najsłabszym czynnikiem jest pilot, a nadal da się nimi latać normalnie.
Przepraszam za ten przydługi wstęp, ale chciałem nim pokazać jedną rzecz, która wielu osobom umyka. Różnice pomiędzy poszczególnymi generacjami nie polegają na tym, że maszyny nowszej generacji są nowocześniejsze. Czwartą generację mamy już od niemal 40 lat i wiadomo, że maszyny z jej początku są mniej zaawansowane niż te tworzone niedawno. Każda kolejna generacja to zupełnie inna filozofia konstruowania samolotów, dostosowana do obecnych i przewidywanych wymagań pola walki.
Z piątą generacją nie jest inaczej. Oczywiście sam termin jest na razie wielce nieprecyzyjny – wątpliwości są, jak już wspomniałem, w wypadku wszystkich, a tutaj mamy do czynienia jak na razie z trzema maszynami, przy czym wiedza o jednej jest mocno fragmentaryczna. Ale tak się składa, że cechy, które wyróżniają piątą generację w porównaniu z czwartą są cechami, które są z naszej perspektywy bardzo pożądane – a są niedostępne lub mocno ograniczone w wypadku maszyn z 4.
Jednym z nich jest na przykład niska wykrywalność dla radarów. F-35 wbrew obiegowej opinii nie są niewidzialne, ale mają znacznie mniejsze echo radarowe niż odpowiedniki z poprzedniej generacji. Co więcej znacznie trudniej jest je namierzyć radarami i czujnikami IR zamontowanymi w rakietach. A to daje gigantyczną przewagę – samolot 5 generacji może zniszczyć samolot 4 generacji z odległości, z której tamten nie ma możliwości odpowiedzenia ogniem, chociaż oba mają identyczne uzbrojenie.
A to wpływa na to, że pilot samolotu piątej generacji ma znacznie większą szansę na przeżycie i powrót do rodziny. Piloci to często niedoceniany element myśliwca. Maszynę zawsze można zbudować kolejną, ale zastąpić pilota jest znacznie trudniej. Zasób osób, które mają wystarczająco dobre zdrowie i kondycję oraz są wystarczająco inteligentne, żeby poradzić sobie z awioniką, jest mocno ograniczony. A jego wyszkolenie nie trwa tygodnia, nie mówiąc już o czasie potrzebnym na zdobycie praktycznego doświadczenia. W tak relatywnie małym państwie jak Polska to bardzo ważna rzecz, każdy pilot jest u nas na wagę złota, więc im większe szanse dajemy im na przeżycie tym lepiej.
Kolejną ważną dla nas cechą F-35 jest jego wielozadaniowość. Powstał on bowiem w ramach programu Joint Strike Fighter, którego celem było zastąpienie szeregu innych maszyn należących do różnych klas. I tak F-35 może służyć jako myśliwiec air superioriy, myśliwiec bombardujący, samolot szturmowy czy lekki bombowiec taktyczny. Nie tylko upraszcza to znacznie logistykę – bo w końcu nie trzeba utrzymywać osobnych ekip obsługi naziemnej czy magazynów z częściami zamiennymi. Przede wszystkim nie będzie trzeba utrzymywać osobnych klas maszyn. Owszem, dedykowany szturmowiec czy bombowiec lepiej się sprawdzą w tej roli od uniwersalnej maszyny. Ale nas po prostu nie stać na to, żeby utrzymywać floty maszyn różnej klasy w rozsądnych ilościach. F-35 to na to remedium. Potrzebujesz odeprzeć atak lotnictwa wroga? Da radę. Potrzebujesz potem zbombardować jakiś cel za frontem? Zamiast trzymać w gotowości bombowce wystarczy zmienić podwieszenie – i też da radę.
Przy okazji, skoro już piszę o tym, warto sobie rozwiać jeden mit, który mocno do tej maszyny przylgnął – że jest droga. A to nie do końca tak, za co można winić niedouczonych dziennikarzy. Jej opracowanie faktycznie było bardzo drogie, z wielu różnych powodów, ale sama maszyna robi się coraz tańsza. Od pierwszych prototypów do obecnie produkowanych maszyn cena spadła o imponujące 60%. Według najświeższych danych jakie mam obecnie jeden F-35 kosztuje troszkę poniżej 80 milionów dolarów. Dla porównania Super Hornet kosztuje 70 milionów – taniej, ale nie jest to gigantyczna kwota, zwłaszcza jeśli będzie się brało pod uwagę różnice w klasie pomiędzy oboma maszynami. A przecież F-35 cały czas tanieje, każda kolejna partia jest o ok. 5% tańsza od poprzedniej. Podobnie jest z kosztami eksploatacji – początkowe szacunki były astronomicznie wysokie, ale dzisiaj są już znacznie niższe. Według Amerykanów w ciągu najbliższych pięciu lat potanieją tak, że latanie F-35 nie będzie w ogóle droższe od latania myśliwcami czwartej generacji.
U nas oczywiście dojdą do tego koszty dopasowania naszej infrastruktury do jego potrzeb. Ale to zawsze jest problem przy tak radykalnych zmianach broni. I jakby to był argument przeciw, to nasi piloci powinni dalej latać Jakami-7 z sowieckiego demobilu, bo przecież już przejście na odrzutowe MiGi-15 wymagało tutaj dużych inwestycji.
Problem z osobami piszącymi o F-35 jest taki, że mało kto uświadamia sobie, że to relatywnie młoda maszyna która jest ciągle rozwijana. I potem są cytowane raporty, które dawno są już nieaktualne, dając całkowicie fałszywy obraz. Sam się z tym dzisiaj spotkałem dwukrotnie. Jeden z twitterowych ekspertów pokazał mi na przykład raport dotyczący tego, że F-35 przegrywał w symulowanych dogfightach z F-16. I owszem, to była prawda – dla wczesnych maszyn. Obecne wygrywają 15 symulowanych pojedynków na 1 przegrany i dają radę stawić czoła nawet F-22. Podobnie jest z gotowością bojową. Ta faktycznie była niska, ale poprawa logistyki sprawiła, że nie tylko znacznie się polepszyła, ale w ciągu kilku lat wyprzedzi oczekiwania Pentagonu.
Co nie znaczy oczywiście, że F-35 nie ma wad. Największą, zwłaszcza dla nas, jest to, że to nowa konstrukcja. Taki F-16 na przykład wylatał już tyle godzin, że wszystkie wady i problemy dawno udało się rozwiązać. W wypadku F-35 cały czas pojawiają się nowe i pewnie jeszcze trochę to potrwa, co sprawi, że będziemy musieli inwestować w kolejne poprawki.
Inną wadą jest chociażby jego sieciowość. Owszem, jest to również zaleta, gdyż daje dowódcom dużo lepszy ogląd sytuacji na polu walki. Ale oznacza to również, że taki samolot może być wyłączony z boju nie przez rakietę a przez atak hakerów, dużo łatwiejszy do zorganizowania niż bezpośrednia walka.
Mimo wszystko F-35 to dzisiaj najskuteczniejszy myśliwiec wielozadaniowy na świecie i jeszcze przez jakiś czas takim pozostanie. A jak się mieszka koło Rosji, to co jak co, ale o uzbrojenie powinno się dbać.