Zauważyłem, że ostatnio po Twitterze szaleje słowo „patointeligencja”. W pierwszej chwili ucieszyłem się, że ja i moi koledzy wreszcie zostaliśmy docenieni. Potem niestety okazało się, że chodzi o jakiś kawałek hiphopowy.
Kawałek jak kawałek. Nie lubię hip-hopu, nie słucham hip-hopu. Nie jestem więc w stanie ocenić, czy w kontekście tego gatunku muzycznego jest dobry czy nie. Mi się nie podoba, ale mi się żaden nie podoba, więc nie traktujcie tej opinii jako wiążącej.
Pewnie przeszedłbym nad tym wszystkim do porządku dziennego i zapomniał o całej sprawie. Ale zauważyłem ciekawą rzecz. Wielu osobom z mniej więcej mojego pokolenia, po dobrych szkołach i z dobrymi zawodami, kawałek syna Matczaka wyjątkowo ciśnienie podniósł. W stopniu na tyle wysokim, że można podejrzewać, że nie chodzi tutaj tylko o to, że im się bity nie spodobały.
Zastanawialiście się kiedyś skąd wzięła się popularność hip-hopu? Muzyka ta pojawiła się gdzieś tak w okolicy lat siedemdziesiątych i początkowo miała bardzo zdefiniowaną grupę odbiorców. Biedne czarne chłopaki z biednych czarnych gett śpiewały, czy jak to się tam nazywa, o swoim codziennym życiu, tym co ich boli i czego się obawiają, a inne biedne czarne chłopaki słuchały tego bo miały takie same doświadczenia i dzięki temu wiedziały, że nie są w tym piekle same. I nagle ta muzyka wyszła z getta, zaczęła być popularna wśród osób, które w żaden sposób nie mogły wiedzieć, o czym tak naprawdę są te kawałki. I dzisiaj jest to już milionowy biznes. Wytłumaczeń tego fenomenu były setki, od bardzo głupich po całkiem rozsądne. A ja mam własne.
Oscar Wilde powiedział kiedyś, że wszyscy leżymy w rynsztoku ale niektórzy spoglądają w gwiazdy. Wydaje mi się, że popularność hip-hopu wzięła się stąd, że niektórzy oprócz patrzenia w górę lubią też spoglądać w dół. Lubią mieć świadomość tego, że pod ich rynsztokiem jest jeszcze jakiś inny rynsztok, bardziej brudny i śmierdzący. Bo pozwala im to docenić to, co mają, poczuć się lepszymi od kogoś, nawet jeśli jest to podświadome. Stąd taka popularność Sprawy dla Reportera czy tych wszystkich paradokumentów typu Trudne Sprawy, gdzie ta cała patologia została wręcz w komiczny sposób przerysowana. I stąd, moim zdaniem, popularność hip-hopu poza blokowiskami.
Stąd również taka a nie inna reakcja na kawałek młodego Matczaka ze strony, z braku lepszego określenia, bananowców. Jak już wspomniałem kompletnie się nie znam na hiphopie, ale podejrzewam, że temat tego środowiska w ich piosenkach występował. Ale ich twórcy to byli biedni chłopcy z gierkowskiej wielkiej płyty, albo przynajmniej mieli tyle przyzwoitości, że się za takich podawali. Młody Matczak to inny zupełnie przypadek. Syn profesora prawa/gwiazdy opozycji, uczeń prestiżowego liceum. Jeden z nich, co daje mu dużo większą wiarygodność w tym, co mówi. A to, co mówi, pokazało wszystkim, że w ich rynsztoku też śmierdzi. Może i inaczej niż w innych, może i nie tak mocno jakby to z jego piosenki wynikało, ale nie da się ukryć, że to nie jest zapach fiołków.
Nie powiem, żebym miał zbyt wiele kontaktów z przedstawicielami tego środowiska, staram się sobie starannie dobierać znajomych. Ale nawet ja zauważyłem, że ich podstawową samoidentyfikacją jest poczucie wyższości. My jesteśmy bogaci, lepiej wykształceni, wakacje spędzamy na Barbadosie a nie w Łebie. Jesteśmy cywilizowani, jesteśmy elitą, nie to co ten plebs, który kłębi się pod nami.
Kawałek młodego Matczaka zadał cios w samo serce tej samoidentyfikacji. Nagle muszą przyznać, że nie różnią się szczególnie od tej patoli, na którą lubili dotychczas spoglądać z góry. Owszem, można dyskutować, czy chlanie, wciąganie kresek czy juma w sklepach jest gorsza czy lepsza, gdy jej motywacją jest poczucie totalnej beznadziejności i braku perspektyw, czy też z nudy i dekadencja. Ale to nie zmienia w niczym faktu, że żadnej z nich nie da się za bardzo gloryfikować.
I to nawet nie chodzi o to, że młody Matczak coś ujawnił. Skoro ja o takich – i lepszych – numerach wiedziałem, to szczerze wątpię, żeby ktoś z samego tego środowiska nie miał świadomości co się dzieje. Raczej chodzi o poczucie, że teraz już wszyscy wiedzą i szpanowanie skończeniem elitarnych szkół, załatwioną przez tatusia dobrą fuchą etc. już nie będzie tak łatwe jak kiedyś. To, że wszyscy wiedzieli już od dawna, jest tutaj skądinąd bez znaczenia – chodzi tutaj o samo poczucie, częściej niż rzadziej podświadome.
Inna sprawa,że na dobrą sprawę cała ta afera jest pozbawiona większego znaczenia. Ot, młody Matczak przypadkiem hit trafił i pewnie jego następna płyta się przez to rewelacyjnie sprzeda. A za góra dwa dni nikt już o tej piosence nie będzie mówił. Sam się zresztą wahałem, czy w ogóle o tym pisać, przekonało mnie tylko to, że zaczęty tekst o wpływie gender na młodzież wymaga sporo grzebania w badaniach i statystykach, a mi się leń włączył. A pośmiać się z bananowców zawsze miło.
A jak jeszcze dzięki ostatnim wagonikom hype train uda się kilku czytelników zdobyć, to już pięknie będzie w dolinie.