Przeglądając wczoraj internet w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego tematu trafiłem na wielce interesujący sondaż. Sondaż, który po raz pierwszy – przynajmniej z tych, które ja widziałem – uwzględnił hipotetyczny ruch Szymona Hołowni.
Nie powiem, żeby mnie ten sondaż jakoś nadmiernie zaskoczył. Wynikało z niego bowiem, że ten cały ruch Hołowni zdobyłby coś ponad 11% gdyby wystartował w wyborach. Tego typu „apolityczne”, „nowe” siły zwykle zdobywają w pierwszych sondażach około 10% i zostają z automatu „trzecią siłą polityczną w kraju”. Tak samo było z Nowoczesną, tak samo było z Kukizem, z Ruchem Palikota czy Samoobroną.
Oczywiście można podejrzewać, że ten sondaż miał niewiele wspólnego z prawdą. Że sztabowcy Hołowni posmarowali komu trzeba żeby zrobić wokół swojego produktu odpowiednio duży hype. Ludzie lubią głosować na osoby, które mają szansę na zwycięstwo, więc takie działanie nie byłoby głupie. Ale jakkolwiek nie można tego wykluczyć, tak moim zdaniem nie mamy tutaj do czynienia z manipulacją i gdyby jutro odbyły się wybory i Hołownia ze swoim ruchem w nich wystartował, to faktycznie miałby szansę na około 10%.
Polacy bowiem już tak mają, że lubią głosować na osoby, które deklarują, że nie mają związków z polityką. Przez nasz sejm przewinęła się już setka takich osób, ze zwycięzcą reality show na czele. Stojący za tym mechanizm socjologiczny jest całkowicie zrozumiały. Chyba żaden z zawodów nie cieszy się w Polsce równie niskim zaufaniem społecznym jak politycy i patrząc na to, ilu mieliśmy wśród nich złodziei, bandytów i zdrajców stanu doprawdy trudno się narodowi w tej kwestii dziwić. Politycy jednak niestety są niezbędni do tego, żeby państwo funkcjonowało. I tutaj właśnie wchodzą do gry tacy politycy-niepolitycy jak Hołownia czy Kukiz. Z jednej strony obiecują, że zajmą się tym, co politycy muszą robić a z drugiej podkreślają, że politykami nie są – co w polskich warunkach w domyśle znaczy, że nie są złodziejami i aferałami.
Mechanizm zrozumiały ale jeśli przyjrzeć się mu bliżej, to bezsensowny. Biorąc rzecz na logikę wybierając polityka na którego oddamy głos powinno się bowiem patrzeć głównie na dwie rzeczy. Na to na ile jego program zgadza się z naszym światopoglądem i na to jak będzie skuteczny w jego wprowadzaniu, bo na cholerę głosować na polityka, który może i ma słuszne przekonania ale nic z tego nie wyniknie. I w tej drugiej kategorii zawodowi politycy, którzy siedzą w tym bagnie od lat i nauczyli się już w nim pływać, biją na głowę naturszczyków. Taki antysystemowy polityk-niepolityk, nie mający kontaktów, nie znający układów i koterii nie ma zbyt wielkich szans na wprowadzenie swoich postulatów w życie i w najlepszym wypadku będzie po prostu zajmować miejsce i czerpać kasę z budżetu do czasu, aż się znudzi i zostanie zastąpiony kimś nowym. A w najgorszym stanie się częścią systemu do którego niechęć wyniosła go do władzy, jak stało się z Palikotem, Petru czy Lepperem.
Można by się spodziewać, że po tylu politykach-niepolitykach ludzie w końcu się nauczą, że to nie działa i że tacy kandydaci niczego nie zmienią. Ale wciąż pojawiają się nowi. Moim zdaniem łatwiej to wytłumaczyć zasadami ekonomii niż politologii. Święte prawo kapitalizmu mówi, że jeśli ludzie mają jakąś potrzebę, to w końcu ktoś zacznie sprzedawać produkt, który tą potrzebę zaspokoi. Skoro ludzie chcą głosować na apolitycznych, to będą pojawiali się kolejni apolityczni na których można głosować.
Co ciekawe wydaje się, że ten elektorat nie zwraca uwagi na to jak prezentuje się dany kandydat. Lepper i Kukiz byli sprofilowani pod elektorat wkurwu, elektorat chcący wywrócić system do góry nogami. Palikota i Biedronia wycelowano w zwolenników nowoczesnej, zachodniej lewicy. Petru i teraz Hołownia zdają się być stworzeni tak, aby idealnie trafiać do fajnopolactwa. A wyniki mają podobne. Zupełnie jakby to, że są spoza polityki, przyćmiewało wszystkie inne ich cechy, łącznie z deklarowanymi poglądami.
I nie jest to tylko moja teoria. Mogło by się bowiem wydawać, że upozowany na nowoczesnego, oświeconego ale jednak konserwatystę Hołownia odbierałby głosy głównie PiSowi, któremu zabrałby wyborców którym przeszkadza buraczany image tej partii ale wcale nie chcieliby, żeby Polska jakoś nadmiernie odeszła od obecnego konserwatywnego kursu oraz wyborców PO do których dotarło, że obecnie głosowanie na PO to już jednak trochę siara. W tym sondażu jednak zadano wcześniej respondentom pytanie o poparcie dla partii, które obecnie znajdują się w sejmie. I jeśli porówna się te wyniki z tymi, które dało pytanie uwzględniające start Hołowni, to wyłania się z tego całkiem ciekawy obraz. Mianowicie spadek PiSu i PO w wariancie z Hołownią jest minimalny, poniżej 1 pp. Najwięcej na jego starcie straciłaby za to Lewica – która z trzeciej siły w parlamencie spadłaby poniżej progu – i Konfederacja. Dwie partie, których elektoratów nie powinno przecież nic łączyć, tracą je na rzecz tego samego kandydata – moim zdaniem to najlepszy dowód, że konsumenci takich produktów jak Hołownia patrzą tylko na opakowanie a nie na zawartość.
Aczkolwiek jak dekomunizacja polskiego sejmu dokona się z powodu pracownika TVNu, to będzie to miało jakiś tam urok, no nie?