Amerykański Departament Stanu opublikował w końcu swój raport o 447. Oczywiście od razu zaczęła się u nas histeria ale ja tak na niego patrzę – i za cholerę nic strasznego w nim nie widzę.
Przypomnijmy: Ustawa o Sprawiedliwości dla Ofiar Holocaustu które nie otrzymały Kompensacji czyli JUST Act, u nas lepiej znana od numeru porządkowego jako ustawa 447, została podpisana przez Donalda Trumpa w maju 2018 roku. Początkowo prace nad nią zauważyły tylko prawackie media ale wkrótce stała się nie tylko powszechnie u nas znana ale także powszechnie znienawidzona.
I doprawdy trudno się temu dziwić. Polska podczas okupacji zapłaciła ogromną daninę krwi. Pomimo tego zrobiliśmy bardzo dużo, zarówno jako państwo jak i jako ludzie, aby ocalić Żydów przed niemieckimi socjalistami. Zwłaszcza jak zestawi się to z postawą wielu innych państw, chociażby takiej cywilizowanej Francji, która sama swoich Żydów wyłapała i wysłała do obozów żeby niemieccy panowie nie musieli się trudzić. Nic dziwnego, że na każdą sugestię, że mielibyśmy teraz płacić za niemieckie zbrodnie ludzi krew zalewa, tym bardziej, że Niemcy jakoś na razie nie chcą nam za nie zapłacić.
W narracji medialnej 447 stała się więc skrótem oznaczającym wszelkie roszczenia organizacji żydowskich pod adresem naszego kraju. Tyle tylko, że to pomieszanie z poplątaniem. 447, jeżeli odrzucić ozdobną retorykę, miała tylko jeden konkretny zapis. Po jej wejściu w życie Departament Stanu miał przygotować raport o tym, jak państwa które przyjęły deklarację terezińską – dotyczącą mienia bezspadkowego, pomocy ocalałym z Holocaustu etc. – realizują jej zapisy. Polska wzięła udział w konferencji w Terezinie, więc siłą rzeczy raport ten miał nas objąć.
No i w końcu się ten nieszczęsny raport pojawił a ja zadałem sobie trud i przeczytałem rozdział poświęcony Polsce. I muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczony. Nie jest idealnie rzecz jasna – idealnie by było jakby stwierdzili, że nie ma żadnych powodów do roszczeń i ci, co twierdzą inaczej, mogą się wypchać macą – ale jest zaskakująco obiektywnie.
Widać to już w samym rysie historycznym. Autorzy wprost mówią, że zostaliśmy zaatakowani i okupowani przez Niemców i Sowietów czy o tym, że nasz rząd na uchodźstwie informował aliantów o niemieckich zbrodniach i tworzył ruch oporu. Nie zabrakło nawet informacji o tym, że z Polski pochodzi najwięcej Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata czy też o tym jak wielkie straty materialne ponieśliśmy. Ba, wspomina nawet o tym, że komunistyczny reżym jaki nam po wojnie narzucono odbierał majątki także Polakom.
Zdarzało mi się czytać wcześniejsze raporty publikowane przez Departament Stanu dotyczące Polski i ten wygląda zupełnie inaczej. Czytając poprzednie raporty miałem wrażenie, że ich autorzy za źródło mieli jedynie Wyborczą, Newsweeka i wysrywy tej laski z Sokołowa Podlaskiego co się jakoś do izraelskich mediów wkręciła i teraz wszędzie antysemityzm widzi. Ten w porównaniu był odświeżająco obiektywny. Ot, stwierdzenie stanu prawnego i faktycznego, sine ira et studio, bez prób oceniania czy wartościowania. Pochwalili to co dobre, zwrócili uwagę na to co złe, podkreślając przy tym co chwilę, że jest to złe zdaniem organizacji żydowskich. Niżej jest zresztą link do pełnej treści raportu jak ktoś ciekaw sam poczytać.
https://www.state.gov/wp-content/uploads/2020/02/JUST-Act5.pdf
Tym samym ustawę 447 można więc uznać za niebyłą. Zmuszenie Departamentu Stanu do jego napisania było jej jedynym punktem więc po zrobieniu tego jest ona null and void. Ciekawszym pytaniem jest to, co dalej. Teoretycznie nic. Raport DS jest dokumentem stricte informacyjnym i nie ma żadnej mocy prawnej. Mocy prawnej nie ma także sama deklaracja terezińska. W praktyce jednak ten raport może posłużyć do mniej lub bardziej otwartych nacisków na Polskę aby ta zgodziła się na żydowskie roszczenia.
Moim zdaniem w ocenie co dalej kluczowe są dwa fakty – sama treść tego raportu jak i to, że wyszedł tak późno, kilka miesięcy po deadlinie.
Trump w tym roku walczy o reelekcję i o ile jeszcze pod koniec zeszłego roku byłem absolutnie pewien, że mu się to uda, tak teraz uważam, że nadal ma szanse ale już bym się o to nie odważył założyć. Tymczasem diaspora żydowska jest w USA niesamowicie dobrze zorganizowana i dała radę zdobyć ogromny wpływ na tamtejszą politykę – co broń Boże nie jest z mojej strony żadnym zarzutem. Posiadanie ich i ich organizacji po swojej stronie może się okazać dla niego kluczowe. Opublikowanie teraz tego raportu to przypomnienie, że sprawa ich roszczeń nadal jest w grze. Z drugiej strony przytrzymanie go tak długo oznacza, że nie zdążą się nadmiernie zniecierpliwić jeśli do wyborów nie zrobi w tej sprawie niczego konkretnego. Bo Polonia może i jest od diaspory dużo mniej zgrana, ale nie znaczy to, że można ją ignorować. Od 1916 roku bodajże tylko Reagan dał radę wygrać wybory nie zdobywając większości głosów od Polonii.
Sama treść raportu też moim zdaniem świadczy o tym, że Trump będzie balansował. Bo znalazły się w nim wprawdzie zapisy które nie są dla nas pochlebne, ale jakby przeczytała go osoba, która nie ma do sprawy emocjonalnego stosunku to zapewne doszłaby do wniosku, że u nas z tym antysemityzmem tak źle nie jest i chociaż nie wszystko jest idealne to Żydzi nie mają zbytnich powodów do narzekania. Nam świeczkę, im ogarek.
Także do listopada jesteśmy raczej bezpieczni. Co będzie dalej ciężko na razie autorytarnie stwierdzić. Zwłaszcza w wypadku Joe Bidena, bo on mnie w ostatnim czasie często zaskakiwał i nie jestem pewien, czy po ewentualnym zdobyciu władzy będzie wolał sojusz z Żydami czy jednak ulegnie panującym w swojej partii coraz bardziej antysemickim nastrojom. W wypadku Trumpa też ciężko powiedzieć. Wiadomo, że Żydów lubi, ale czy aż tak żeby narażać na szwank sojusz z Polską?
Ten sojusz to moim zdaniem jest tutaj kluczowa sprawa. Nie dlatego, że Amerykanie tak nas lubią a dlatego, że to dla nich – i dla nas też – taki geszeft, że wszystkie żydowskie roszczenia się chowają. Dlatego uważam, że nie będą raczej nadmiernie zaogniać sytuacji. Owszem, mają równie bliski sojusz z Izraelem, ale różnica jest taka, że my na pogorszeniu się stosunków sporo stracimy, ale nie będzie to dla nas kwestia egzystencjalna. Izrael jest natomiast zmuszony do współpracy z USA bo jakby nie ochrona Wujka Sama, to by ich dawno w morzu Araby utopiły. Więc z dwojga złego bezpieczniej jest podpaść im niż nam.
Osobiście uważam, że interes na sojuszu z nami jest zbyt dobry aby zmiana lokatora w Białym Domu miała przynieść jakieś radykalne zmiany. A to oznacza, że paradoksalnie najlepszym zabezpieczeniem przed żydowskimi roszczeniami jest dla nas fakt, że rządzi PiS. Jeśli bowiem Amerykanie będą za mocno na realizację tych roszczeń nalegać, to PiS będzie miał jedynie dwa wyjścia. Albo im się postawi, psując tym samym stosunki i interesy, albo, co dużo bardziej prawdopodobne, się przed nimi ugnie. Tyle tylko, że jak się przed nimi ugnie, to straci wśród własnego elektoratu. A PiS to jedyna u nas partia proamerykańska – jeśli stracą władzę, to Polska od razu wróci w niemiecką strefę wpływów i tyle będzie z interesów. Amerykanie to zbyt pragmatyczny naród żeby na coś takiego pozwolić.
Nie wykluczam oczywiście, że się mylę. I nie twierdzę, że z moralnego punktu widzenia nie powinniśmy się na to wszystko oburzać. Tyle tylko, że jak na razie zwykłe realia politycznej gry wskazują, że martwić też się nie ma co na zapas.