Profesor Wolniewicz powiedział kiedyś, że pośród wielu ujemnych cech lewactwa najbardziej wydatną jest głupota. Ja dodam, że na drugim miejscu jest to jak prymitywne i stereotypowe jest ich postrzeganie świata i ludzi.
Przyznam się szczerze, że ten tekst miał w ogóle nie powstać. Miałem wyjątkowo pracowity tydzień i planowałem, że dzisiaj całkiem nie będę z łóżka wstawał. To postanowienie zmieniły jednak dwa artykuły.
Pierwszy swoją drogą sam napisałem a dotyczył on Alexandry Ocasio-Cortez – amerykańskiej lewicowej polityk, przy której Spurkini to wręcz krynica intelektu. Rzeczona AOC robiła dla swoich followersów na Instagramie – co skądinąd też nieźle o jej poziomie świadczy –relację z wycieczki po Kapitolu. W jej trakcie pokazała im posągi które poszczególne stany tam wysłały aby uhonorować swoich najważniejszych mieszkańców. Nie zauważywszy zapewne dumnie stojącego w Krypcie, jak nazywa się pomieszczenie bezpośrednio pod kopułą, pomnika generała Lee podarowanego przez Virginię, oburzyła się na jeden z posągów reprezentujący Hawaje. AOC bardzo się nie spodobało to, że ten stan reprezentuje posąg białego Europejczyka a nie polinezyjskiej kobiety, chociażby królowej Lili’uokalani z czasów, kiedy Hawaje były jeszcze królestwem. Jej zdaniem świadczy to o „dominacji kultury białej supremacji” a Amerykanie nawet kiedy wybierają „posągi aby opowiedzieć historię kolonizowanych miejsc, opowiadamy historie kolonizatorów i osadników – i dosłownie nikogo innego”.
Posąg, który natchnął ją do tak głębokich przemyśleń należał jednak do Ojca Damiena, czyli Damiena de Veustera. I choćby długo szukała, to ciężko by jej było znaleźć posąg, który mniej ma wspólnego z białą supremacją i rasizmem.
Ojciec Damien, święty Kościoła Katolickiego, przybył bowiem do królestwa Hawajów jako misjonarz. Tak się złożyło, że mniej więcej w tym samym czasie przybyli tam też Chińczycy którzy, jak to Chińczycy mają w zwyczaju, przywlekli ze sobą zarazę. Trąd konkretniej, chorobę w XIX wieku, w czasach przedantybiotykowych jeszcze nieuleczalną i śmiertelnie niebezpieczną. Król Kamehameba V nie chciał ryzykować, że mu zaraza wybije poddanych, więc wszystkich chorych wysłał na jedną z okolicznych wysepek, Molokai. Wysyłał im również co jakiś czas trochę jedzenia, ale na tym jego zainteresowanie się kończyło.
Miejscowy biskup postanowił, że trędowatym przydałaby się pociecha duchowa, ale wiedząc jak wielkie wiąże się z tym ryzyko postanowił skorzystać z ochotników. Damien, jak na białego rasistę i kolonizatora, od razu się zgłosił. I został na tej wyspie 16 lat. Nie tylko zbudował na niej kościół i parafię, ale nauczył jej mieszkańców, mieszkających wcześniej w szałasach, jak się buduje domy, drogi i szkoły, pomógł im stworzyć samorząd i generalnie zmienił tą wyspę w całkiem sprawnie funkcjonującą kolonię, która poza faktem, że była zamieszkiwana przez trędowatych byłaby całkiem przyjemnym miejscem do życia. A w końcu, po 11 latach, sam się trądu nabawił. Ten jednak nie odebrał mu sił, wprost przeciwnie – wiedząc, że nie zostało mu dużo czasu, spędził ostatnie pięć lat życia na gorączkowej aktywności mającej zabezpieczyć los jego trędowatych po jego śmierci.
Drugi tekst który wpłynął na zmianę moich planów został mi podesłany przez Piotrka Bożejewicza, chyba w zemście za nabijanie się z popularności jego kultowego tekstu o Powstaniu Warszawskim. Ten który mi podesłał też dotyczył PW, a konkretniej jednego z jego najsłynniejszych uczestników, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, a jego autorem był bliżej mi nieznany Piotr Sadzik.
Przyznam się, że tego tekstu nie przeczytałem. Odbiłem się bowiem od paywalla na Newsweeku, a prędzej sobie łapę odgryzę niż dam zarobić Tomkowi Lisowi wykupując prenumeratę. Ale już z samej zajawki można dość dobrze wywnioskować o czym on jest. Otóż autor z miną „ha, tu was mam!” odkrywa przed prawicą, że szanowany przez nich człowiek pochodził z rodziny zasymilowanych Żydów, miał „nierozstrzygalną może dziś tożsamość seksualną” i do tego był, o zgrozo, socjalistą! I z tego powodu, zgaduję, jego zdaniem prawica nie powinna go wynosić na ołtarze bo nie lubi przecież Żydów, homosiów i socjalistów.
Nie wiem na ile jego „nierozstrzygalna tożsamość seksualna” jest prawdą a na ile chorą fantazją autora, ale to, że KKB miał socjalistyczne poglądy i że pochodził z żydowskiej rodziny to nie jest jakaś wielka tajemnica. I nie spotkałem się nigdy z tym, żeby jakiemuś znajomemu prawicowcowi to wadziło. Ale opinia bliżej mi nieznanego Piotra Sadzika, że na pewno by wadziło gdyby tylko o tym wiedzieli oraz wpadka AOC pięknie jedną rzecz pokazują – to, jak bardzo lewica lubi ulegać stereotypom.
AOC miała do wyboru sto rzeźb w większości białych mężczyzn pochodzenia europejskiego aby przekazać to, co miała do przekazania, i jakby zadała sobie chociaż trud sprawdzenia na guglu kim był ojciec Damien, to zapewne wybrałaby inną. Ale nie zadała sobie tego trudu bo w jej malutkim lewicowym móżdżku nawet nie zaświtała myśl, że biały Europejczyk, który przybył w XIX wieku do zamieszkiwanego przez brązowawych Polinezyjczyków królestwa Hawajów przybył tam w innym celu niż żeby uciskać i eksploatować autochtonów. Sadzik jest tak przekonany, że każdy prawicowiec jest tak wielkim żydożercą, że w jego małym lewicowym móżdżku samo wspomnienie, że Baczyński był Żydem i sugestia, że był gejem sprawi, że na pewno go znienawidzą.
Stereotypy są wygodne. Zwalniają od myślenia, od prób zrozumienia, pozwalają uporządkować kompleksową rzeczywistość w prosty do przyswojenia sposób bez konieczności nadmiernego wysiłku intelektualnego. Lewica lubi zarzucać prawicy, że ta ulega stereotypom, ale to oni są w tym prawdziwymi mistrzami. Dla nich każdy biały, który się nie wstydzi bycia białym, jest co najmniej podejrzany. Każdy bogaty jest złodziejem, który dorobił się fortuny na krzywdzie ludu pracującego. Każdy ksiądz to pedofil, ale już żaden aktywista LGBT pedofilem być nie może. Każda kobieta jest ofiarą patriarchatu a jak któraś twierdzi, że nie jest, to znaczy że patriarchat ucisnął ją tak mocno, że aż syndromu sztokholmskiego dostała. I tak dalej, ad nauseam.
Znamienne jest to, że jeżeli lewica tak silnie ulega swoim stereotypom, że kiedy już nie może dłużej ignorować, że coś się z ich stereotypami nie zgadza, to reaguje na to agresją. W jednym z poprzednich tekstów, o tym jak lewica traktuje Murzynów, miałem wspomnieć o Benie Carsonie, ale ostatecznie chyba z tego tekstu wypadł, więc mogę go teraz użyć do ilustracji. Czarnoskóry Carson urodził się bowiem w rozbitej rodzinie w slumsach Detroit w czasach, kiedy systemowy rasizm faktycznie istniał. I mimo tego dał radę się podnieść z biedy, zostać jednym z najbardziej cenionych amerykańskich neurochirurgów, zdobyć na tym fortunę, namieszać w wyborach prezydenckich i zająć dość ważny stołek w nowym rządzie. Skoro lewica twierdzi, że dba o murzynów, to powinna go wręcz czcić i podawać jako przykład do naśladowania, co najwyżej twierdząc, że innym to naśladowanie powinno się ułatwić. Ale nie czci. Wręcz przeciwnie, mało który członek administracji Trumpa budzi w nich aż taką nienawiść – bo w ich obrazie świata biedny murzyn z rozbitej rodziny z Detroit powinien być ofiarą, która błaga ich o pomoc. A że Carson nie jest…
To samo zresztą ma miejsce z nieco już zapomnianym Milo Yannopoulosem. Nie jest on jakoś szczególnie zdolnym publicystą, ale lewica wyraźnie nienawidzi go bardziej niż innych. I nietrudno sobie wyobrazić dlaczego – w końcu gej i imigrant powinien być lewicowcem, nie? Fakt, że Milo nie jest traktują więc jak zdradę.
Paradoksalnie jednak fakt, że nie potrafią inaczej postrzegać świata, to dla nas duża zaleta. Bodajże Steven Crowder powiedział kiedyś, że jedyną różnorodnością jakiej lewica nie ceni jest różnorodność intelektualna. I to widać. Jak patrzę na swoich znajomych uznawanych za szeroko pojętą prawicę to widzę ludzi o bardzo różnorodnych poglądach, z niektórym wręcz nie zgadzam się praktycznie w niczym. I dzięki tej różnorodności współczesna prawica jest ruchem bardzo żywym intelektualnie, a tym samym ciągle się rozwijającym. U lewicy tego zjawiska nie widać. Nie mogąc wyjść poza swoją stereotypową wizję świata utknęli w powtarzanych do urzygu dogmatach, banalnych ocenach nie mających wiele wspólnego z rzeczywistością, naszpikowanym mądrymi wyrazami pustosłowiem i wzajemnym lizaniu się po jajkach. Jak mi nie wierzycie, to spróbujcie wymienić jakiegoś lewicowego publicystę, który wywołał ostatnio dyskusję czymś innym niż prymitywną prowokacją. Bo mi nikt poza Wosiem do głowy nie przychodzi.
Efektem tego jest jeszcze jedno zjawisko, które dobrze już widać na zachodzie. Inteligentniejsi lewicowcy, którym udało się wyrwać z pułapki stereotypów coraz częściej zauważają, że po lewej stronie nie ma dla nich w zasadzie miejsca – i, nie zmieniając jakoś szczególnie poglądów zaczynają naturalnie grawitować w stronę prawicy. Joe Rogan czy Carl Benjamin nadal otwarcie nazywają się lewicowcami ale przeciętny człowiek od razu odpowie, że to prawica a przeciętny aktywista doda, że skrajna. A mnie to zjawisko szczerze cieszy. Bo każdy inteligentny człowiek po naszej stronie wzmacnia nas a ich osłabia.
A oni niech sobie siedzą w tym swoim bagnie stereotypów i trzepią konia do tego, że zadali prawakom bólu ujawnieniem, że Baczyński był Żydem. Do niczego więcej i tak nie są zdolni.