Podobno nie ma głupich pytań. Jednak pytanie o to czy Antifa to terroryści jest głupie. Bo odpowiedź na nie jest oczywista.
Zacznijmy od krótkiej lekcji historii. Antyfiarze lubią powoływać się na tradycję antynazistowskiego ruchu oporu w Republice Weimarskiej. Problem w tym, że to nie do końca prawda. W latach 1932-33 faktycznie istniała tam organizacja Antifaschistische Aktion, będąca bojówką kontrolowanej przez sowietów Komunistycznej Partii Niemiec (KPD) którą dowodził stalinista i wyjątkowy skurwysyn Ernst Thalmann. Tyle tylko, że wcale nie walczyła ona z nazistami. W zadziwiającej paraleli z współczesnością Antifa uznawała wszystkie partie poza KPD za faszystów, ale ich głównym celem było obalenie w Republice Weimarskiej demokracji i zastąpienie jej komunizmem. Siłą rzeczy ich największym wrogiem stali się więc rządzący nią Socjal-demokraci i ich bojówka, Żelazny Front. Pod tym względem Antifa szła więc ramię w ramię z Niemiecką Partią Narodowo-Socjalistyczną i ich bojówką, Sturmabteilung. Sojusz niemieckich komunistów z nazistami to zdecydowanie nie jest coś, co współczesna lewica lubi wspominać, ale nie da się ukryć że początkowo obie partie raczej się lubiły, a komuniści często używali nacjonalistycznej retoryki. W 1931 roku na przykład KPD ramię w ramię z NSDAP – których nazywali „towarzyszami ruchu robotniczego” – spróbowała obalić rząd Prus przy pomocy referendum. Ich sojusz rozpadł się dopiero przed wyborami w 1933 roku, a po nich naziści szybko wybili im z głowy jakąkolwiek oficjalną działalność – Hitler nie miał zamiaru tolerować jakiejkolwiek konkurencji po lewej stronie.
Swoją drogą niepomiernie śmieszy mnie fakt, że dzisiejsza Antifa twierdzi, że nawiązuje do tradycji tej z Republiki Weimarskiej a używa symbolu trzech strzał. Ten bowiem był logiem Żelaznego Frontu, zaadoptowanym później przez Socjaldemokratów. Żeby było jeszcze śmieszniej pierwsza z tych strzał była wymierzona w monarchistów i konserwatystów a druga w nazistów, ale już trzecia – w komunistów.
Po wojnie, kiedy już nic za to nie groziło, zaroiło się w Niemczech od wielu różnych organizacji nazywających siebie Antifami i złożonych z Niemców reprezentujących najróżniejsze opcje polityczne, od weteranów KPD do chadeków, którzy nagle zostali weteranami ruchu antynazistowskiego. Na wschodzie Antifa stała się szybko częścią oficjalnej propagandy. W nawiązaniu do dawnych sojuszy z nazistami stali się również zajadłymi antysemitami. Blok wschodni bardzo nie lubił Izraela a wschodnie Niemcy robiły wszystko, żeby mu zaszkodzić, chociażby ONZ, więc wschodnioniemiecka Antifa szybko uznała go za „państwo faszystowskie” i zaczęła stosować antysemicką retorykę.
O tym wspominam tylko w ramach ciekawostki bo współczesna Antifa poza nazwą nie ma nic wspólnego z tą, która walczyła z socjaldemokratami w Republice Weimarskiej ani z tą, która walczyła z Żydami w Niemieckiej Republice Demokratycznej. Jeśli już jesteśmy w Niemczech, to jej korzeni trzeba szukać na zachodzie.
Samo powstanie współczesnej niemieckiej Antify miało związek z tym, że denazyfikacja w RFN była mniej więcej tak skuteczna jak dekomunizacja u nas. Młodzi towarzysze byli zawiedzeni tym, że dużo ważnych i nieźle płatnych stanowisk w rządzie i instytucjach zajmują byli naziści, choć przecież te mogłyby być zajmowane przez nich samych i ich towarzyszy. Właśnie ten wkurw komunistycznej, znudzonej zachodnim dobrobytem młodzieży doprowadził do powstania pierwszych grup, które zainspirowały późniejszą Antifę. To były czasy poważnego terroryzmu politycznego w RFNie i Antifa była idealnym rozwiązaniem dla osób, które chciały walczyć z systemem, ale nie wystawiać się przy okazji na kule jego siepaczy.
Niemiecka Antifa zainspirowała podobne organizacje w innych europejskich państwach, jednak ta w USA ma nieco inne korzenie. Wywodzi się bowiem z antif tworzonych brytyjskich komunistów-punków jako reakcja na skinheadów. Zainspirowali tym swoich amerykańskich kolegów po fachu, którzy wkrótce też zaczęli tworzyć swoje własne, podobne struktury. Zamiast Akcji Antyfaszystowskiej nazwali je jednak początkowo Akcją Antyrasistowską wychodząc z założenia, że większość Amerykanów nie ma zielonego pojęcia co to faszyzm.
Bardzo długo Antifa była zarówno tu jak i tam zaledwie ciekawostką dla badaczy lewicowego spierdolenia. Ci w Europie zasadniczo wychodzili z piwnicy tylko przy jakiś spotkaniach G7 czy podobnych imprezach aby trochę postukać się z policją czy puścić z dymem kilka samochodów. Irytujące, nie powiem, zwłaszcza dla właścicieli rzeczonych samochodów, ale da się przeżyć. W USA w zasadzie nie istnieli poza mediami społecznościowymi i kampusami uniwersytetów.
Problem w tym, że w ostatnich latach Antifa równocześnie stała się bardzo liczna i bardzo brutalna. W Europie przyczyną tego był kryzys migracyjny. Wiele osób dopiero po nim zrozumiało, że lewica to takie trochę debile – i zaczęło gremialnie głosować na prawicę. A to mocno poruszyło lewicowych aktywistów którzy nagle się wystraszyli, że po latach ich opcji przyjdzie oddać władzę. W USA takim katalizatorem było zwycięstwo Trumpa, który jako pierwszy polityk od dawna olał granie umiarkowanego i zaczął przedstawiać się jako kandydat prawicy – co również ich mocno wystraszyło.
Oprócz nagłego wzrostu liczebności antifiarze stali się również znacznie bardziej brutalni. Ot, kilka dni temu na przykład grecka policja dokonała nalotu na antifiarski squat w Salonikach i znaleźli tam oprócz drewnianych pałek, tarcz, masek przeciwgazowych i innych akcesoriów do, jak to ładnie nazwali ludzie Trzaskowskiego, miejskiej gimnastyki sporo innych ciekawych rzeczy. Jak na przykład pojemniki z gazem z przyczepionymi do nich petardami, co miało zapewne być granatami dla ubogich duchem. Znaleźli tam też ogromne ilości łatwopalnych cieczy oraz knoty do robienia koktajli Mołotowa. A to tylko przykład z ostatnich dni, jeden z niestety wielu.
W USA, gdzie antifiarze ostatnio namnożyli się przy okazji zamieszek po śmierci czarnego gwiazdora porno, jest podobnie. Petardy nabite gwoźdźmi, improwizowane ładunki wybuchowe, koktajle mołotowa – to już powoli robi się standard. Już dawno standardem stało się używanie na takich demonstracjach silnych laserów i celowanie nimi w oczy policjantów, co bardzo łatwo może spowodować całkowitą i trwałą utratę wzroku.
Apologeci Antify zwracają uwagę na raport FBI, że ich agentom nie udało się połączyć żadnego morderstwa z tymi czarnymi wypierdkami. Być może, nie chce mi się szukać – ale tylko i wyłącznie dlatego, że są niekompetentni, bo próbowali wiele razy. W zeszłym roku w Tacomie jeden podstarzały antifiarz próbował na przykład podpalić koktajlami centrum w którym przetrzymywano złapanych nielegalnych imigrantów, co mogłoby spowodować wiele ofiar gdyby strażnicy nie przerobili go szybko na dobrego komunistę. W wspomnianych Salonikach para antifiarzy podłożyła bombę pod domem w którym przebywał były minister Dimitris Stamatis, jego żona i dzieci. Przeżyli bo okazało się, że ładunek nie wybuchł. W Kanadzie w jakimś proteście przeciwko czemuś związanemu z Indianami sabotowali tory kolejowe i chyba tylko cudem nie doprowadziło to do katastrofy. W Niemczech pobili starszego polityka AFD drewnianą listwą wysyłając go na długo do szpitala. I tak dalej, przykłady można by mnożyć.
To, że nikogo nie zabili – o ile to prawda, bo coraz bardziej w to wątpię – nie ma zresztą żadnego zdarzenia. Antifa to terroryści.
Słownik oksfordzki swego czasu miał bardzo ładną definicję terroryzmu – zarządzanie przez zastraszanie. Terroryści chcą aby inni – politycy czy zwykli obywatele – robili to, czego oni chcą z powodu groźby przemocy jaka może ich spotkać w przeciwnym wypadku. Z Antifą jest podobnie. Celem ich działalności jest zmuszenie lewicowych władz do tego, żeby realizowali ich skrajne postulaty i zastraszenie prawicy tak, żeby nie próbowała przeszkadzać. To podręcznikowy więc przykład terroryzmu politycznego – i tak ich trzeba traktować.
My jesteśmy w o tyle dobrej sytuacji, że u nas to antifiarskie bydło nie działa jeszcze na taką skalę jak na zachodzie. Ale nie ma się co z tego cieszyć bo tak nie będzie zawsze. I jeśli tylko jeszcze mamy państwo to już teraz odpowiednie służby powinny infiltrować squaty i sprawdzać wyciągi z ich kont.
Ba, jest zresztą prostszy sposób. Jednym z powodów dla których w chociażby takim USA Antifa się aż tak rozrosła jest fakt, że czują się całkowicie bezkarnie. To jeden z powodów dla których większość zamieszek ma miejsce w stanach rządzonych przez lewicę – bo taki antifiarz wie, że nawet jak go aresztują, to nominowany przez lewicę prokurator w najgorszym razie postawi mu jakieś bzdurne zarzuty z których wynajęty przez bogatego tatusia prawnik bez problemu go wyciągnie, a nawet jeśli nie, to nominowany przez lewicę sędzia i tak da mu co najwyżej zawiasy czy prace społeczne. O tym jakie my mamy sądy nawet nie warto wspominać, ale już policja i prokuratura nawet w ramach istniejącego w Polsce prawa mogą dużo zrobić aby ograniczyć problem. Wystarczy ich bardzo uważnie na wszelkich demonstracjach pilnować i jak któryś tylko pomyśli o złamaniu prawa, choćby o rzuceniu niedopałka na chodnik, to cyk, na dołek i z zarzutami do sądu. Nawet jeśli sądy nic nie zrobią, to i tak to sporo chętnych odstraszy. To plan absolutne minimum.
No chyba że chcecie, żeby oglądać tą dzicz nie na antenie CNN a na ulicach polskich miast. Ja nie chcę.