Dindu nuffinizm

Jakby ktoś nie zauważył, to Ameryka dalej płonie. A media dalej są ślepe na jedno oko.

Powodem ostatniej fali przemocy było to, że policja z Kenoshy w Wisconsin postrzeliła czterokrotnie w plecy (trzy strzały, jak się później okazało, były niecelne) – 29-letniego pigmentododatniego Jacoba Blake. Jak tylko nagranie z całego zajścia znalazło się w sieci od razu na ulice tego skądinąd nie wyróżniającego się niczym ciekawym miasta wyszła wściekła zgraja aby protestować przeciwko rasizmowi przez palenie budynków i redystrybuowanie telewizorów i adidasów z okolicznych sklepów.

Ku zaskoczeniu absolutnie nikogo lewicujące media – których w USA jest zdecydowana większość, w tamtejszym medialnym głównym ścieku chyba tylko Fox News jest centrowy (przez co dla amerykańskiej lewicy robi za skrajną prawicę) – od razu zaczęły przedstawiać tą sprawę jako kolejny przykład rasizmu policji. W kreowanym przez nich obrazie, opartym o zeznania jego kumpli i mamuśki, Blake to był wręcz anioł. Cichy, nieśmiały, mało pił a wolne chwile poświęcał na działalność charytatywną. Blake w kreowanym przez media obrazie chciał tylko rozdzielić dwie kłócące się ze sobą kobiety a ci wredni rasistowscy policjanci mu na to nie pozwolili. Oliwy do ognia dolał lewicowy gubernator Wisconsin Tony Evers, który od razu, kiedy nikt jeszcze nie wiedział co zaszło, stwierdził, że „wiemy na pewno, że nie jest pierwszym czarnym człowiekiem który został postrzelony, zraniony lub bezlitośnie zabity przez policję w naszym stanie i kraju”.

Potem oczywiście prawda zaczęła powoli zaczęła wychodzić na jaw i okazało się, że jest zupełnie inna niż ją przedstawiali pressworkerzy i politycy. Ten nieśmiały murzyn o złotym sercu jak się okazało miał kartotekę kryminalną jak stąd do ja pierdolę. W momencie w którym policjant wpakował mu cztery kulki w kręgosłup był zresztą poszukiwany nakazem aresztowania za napaść seksualną i kilka innych zarzutów po tym, jak jakiś czas temu włamał się do domu byłej dziewczyny i zaczął ją macać. Policja chciała go aresztować bo jakaś kobieta – o ile pamiętam jego obecna dziewczyna – zadzwoniła po nich twierdząc, że wlazł do jej domu, zabrał jej kluczyki od auta i chciał nim odjechać.

Sama strzelanina natomiast była tak bardzo zgodna z prawem, że bardziej już się chyba nie da. Policjanci początkowo próbowali go aresztować a kiedy zaczął się stawiać użyli taserów. Te, jak to zaskakująco często bywa, okazały się zupełnie nieskuteczne i Blake zaczął kierować się w stronę samochodu w którym siedziały jego dzieci. Zgodnie z prawem policja w USA nie może strzelać do uciekającego podejrzanego. Jest jednak ważny wyjątek od tej reguły – sprawa przed Sądem Najwyższym Tenessee v. Garner z 1985 roku ustaliła, że policja może użyć siły wobec uciekającego jeśli policjant ma istotne powody podejrzewać, że uciekający może stanowić niebezpieczeństwo dla nich lub dla osób postronnych. W tym wypadku Blake miał w ręce nóż i wsiadał do samochodu w którym były dzieci. Mógł je przecież wziąć jako zakładników i mogły one z tego powodu zginąć. Nie chcąc dopuścić do eskalacji która zagroziłaby życiu trzech dzieciaków i nie mając zasadniczo innej opcji policjant otworzył ogień. W normalnych czasach pewnie by za to jeszcze premię dostał.

Sprawa Blake’a nie jest jedynym przypadkiem, w którym media od razu przestawiły wykoślawiony obraz tego co zaszło. W połowie czerwca to samo stało się z Rayshardem Brooksem, którego odstrzeliła policja z Atlanty. Z początkowych relacji medialnych można się było dowiedzieć, że Brooks tego dnia zabrał swoją ośmioletnią córeczkę, która dzień później miała urodziny, do kosmetyczki, restauracji i salonu gier. Następnie odwiózł ją do domu, zaparkował pod restauracją i znużony tym życiem rodzinnym usnął za kierownicą. Ktoś wezwał na miejsce rasistów z policji a ci po krótkiej rozmowie go odstrzelili. I już jest powód do spalenia połowy miasta.

Oczywiście szybko okazało się, że sytuacja wyglądała zupełnie inaczej niż to początkowo przedstawiły media. Brooks, tradycyjnie już, miał długaśną kartotekę kryminalną w której znalazły się m.in. takie przestępstwa jak stawianie oporu policji, pobicie, bezprawne pozbawienie wolności i – o ironio – okrucieństwo wobec dzieci. W momencie, w którym zainteresowała się policja, był akurat na warunkowym i wiedział, że aresztowanie za prowadzenie po pijanemu sprawi, że wróci do pierdla odsiedzieć wyrok. Z tego powodu dość głupio podjął próbę ucieczki, wyrywając w jej trakcie policjantowi taser i celując w niego. Sparaliżowanemu policjantowi mógłby bez problemu zabrać broń, więc znowu w grę weszło Garner v. Tennessee i wzorowy ojciec zarobił dwie kulki.

Oczywiście jeśli ktoś jest naiwny to może sądzić, że ta różnica między pierwotną narracją medialną wynika z pośpiechu. W końcu dziennikarz musi być szybki bo jak już wszyscy inni zdążą o tym napisać to nikt się jego tekstem nie zainteresuje. A policja zazwyczaj nie spieszy się z ujawnianiem szczegółów takich zajść i zwykle jakieś konkrety z ich strony wychodzą dopiero w trakcie śledztwa. Więc opierają się na tym, co mają do dyspozycji, a to nie ich wina, że świadkowie nie są do końca wiarygodni.

Problem w tym, że taki, jak to Jankesi mawiają, benefit of doubt, dają wyłącznie „swoim” – czarnym zastrzelonym przez policję czy czarnym z Antify palącym miasta i rabującym sklepy. Kiedy pojawia się sprawa kogoś, kto nie jest „ich” to już nie może liczyć na równie łagodne traktowanie. Exemplum Kyle, ten dzieciak co dwóch antifiarzy przerobił na dobrych komunistów a trzeciemu zafundował kilkumiesięczne trzepanie konia lewą ręką. Z niego od razu zrobili terrorystę i nie zmienili narracji nawet jak pojawiły się nagrania jasno pokazujące, że bronił się przed linczem. Kolejnym przykładem jest ten wyborca Trumpa zastrzelony w Portland. Jeżeli już media głównego ścieku w ogóle podejmują ten temat, to robią to tak: zwolennik Trumpa zastrzelony, ale nie wiadomo czy to miało związek z protestami, a w ogóle to Trump jest winny bo nazwał burmistrza Portland idiotą i sieje podziały i duszną atmosferę. Tego, że kolo który go zastrzelił nazywał siebie 100% Antifą na Instagramie i pisał, że jak ktoś nie popiera przemocy politycznej to nie rozumie czym jest Antifa już w mediach nie uświadczysz.

Ja absolutnie nie piszę tego żeby narzekać, że tak jest. W obiektywizm mediów wierzą bowiem jeszcze tylko studentki pierwszego roku dziennikarstwa, no chyba, że od moich studenckich czasów coś się zmieniło. Dziennikarze manipulują i starają się kreować rzeczywistość odkąd tylko ten zawód się pojawił. Jak ktoś nie wierzy to niech sobie poczyta o prasie w czasach Rewolucji Amerykańskiej czy o tym dlaczego USA poszły na wojnę z Hiszpanią – a to przykłady tylko z mojej działki, w każdym kraju są pewnie takich setki. Obrażać się na dziennikarzy, że manipulują to jak obrażać się na deszcz, że jest mokry. Niby można – ale po co?

Zamiast tego powinniśmy się cieszyć z tego, że współczesne media głównego ścieku są w tych manipulacjach tak kiepskie. Bo w porównaniu z takim CNN czy New York Times to nawet chłopaki z naszej reżymówki są mistrzami subtelnej propagandy. Jak myślicie, ile razy jeszcze CNN pokaże reportera mówiącego o „pokojowych protestach” na tle płonących budynków zanim nawet najgłupsi widzowie tej stacji połapią się, że coś jest nie tak?

Moim zdaniem już niewiele. Zaufanie amerykanów do mediów głównego ścieku pada na łeb na szyję. Już w zeszłym roku, zanim zaczęły się obecne zamieszki, zaufanie do dziennikarzy deklarowało zaledwie 40% Amerykanów, chociaż jeszcze trzy dekady wcześniej było ich dwa razy tyle. A i tak wynik został mocno zawyżony przez zwolenników lewicy – w wypadku zwolenników prawicy zaledwie 15% jeszcze wierzy mediom. A to było rok temu – teraz pewnie te procenty są już sporo mniejsze.

Sprawy nie ułatwia im fakt, że dzięki internetowi obecnie każdy może zostać dziennikarzem. Założenie własnego portalu to nie jest w końcu jakiś wielki wyczyn i wiele takich jednoosobowych projektów w ostatnich latach wyrosło na całkiem ważne i opiniotwórcze redakcje. Media społecznościowe, które dla coraz większej liczby osób stają się głównym źródłem wiadomości, też swoje do tego dokładają. Zawodowi pressworkerzy już dawno stracili monopol na informację i obecnie trzeba się mocno postarać, żeby będąc tej informacji konsumentem zostać w liberalnej, mainstreamowej bańce. Normalna osoba, która nawet aktywnie się o to nie stara, jest konfrontowana z różnymi punktami widzenia, co coraz większej ilości osób uświadamia jak obecnie skurwił się zawód dziennikarza mediów głównego ścieku.

I dlatego właśnie, a nie przez rzekomą walkę z fake newsami, ruskimi trollami czy teoriami spiskowymi, współczesna lewica tak bardzo naciska na powrót cenzury. Ale to im się nie uda. Mleko się już wylało i potężne narzędzie wpływu, jakim jeszcze niedawno były dla nich media, nie tylko przestaje im służyć tak jak powinno ale wręcz zaczyna im szkodzić. A tych, którzy snują konkurencyjną narrację i pokazują to, co oni woleliby przemilczeć, nie uda się już powstrzymać.

Can’t stop the signal.


Opublikowano

w

przez