Wasze ekscelencje!
Ostatnio raczyliście się podpisać pod listem otwartym w sprawie LGBT w Polsce. I, jak już zapewne wam doniesiono, zrobiła się z tego afera na cztery fajerki. Zapewne zastanawiacie się dlaczego tak się stało skoro niemal identyczne listy otwarte w niemal identycznym gronie publikowaliście od bodajże ośmiu lat i pies z kulawą nogą się nimi interesował, a nagle w tym naszym smutnym kraju nad Wisłą nie mówi się dzisiaj o niczym innym.
Już tłumaczę.
Otóż, drodzy ambasadorowie, trafiliście z tym swoim listem akurat w moment, w którym opozycja wyprztykawszy się już z dosłownie wszystkiego próbuje dowalić rządowi PiSu rzekomymi prześladowaniami LGBT. Co skądinąd ma, jak zwykle u nich, efekt odwrotny do zamierzonego, bo ci rzekomo prześladowani aktywiści są tak niesympatyczny, że PiS raczej straci na tym, że nie prześladuje ich wystarczająco mocno, ale to akurat jest nieważne. Sam PiS natomiast czasem faktycznie ustami jakiegoś mniej znaczącego członka, którego w razie czego można będzie bez żalu spuścić w kiblu, powie coś nieładnego o homosiach. Ot tak, żeby co bardziej radykalny elektorat mu się po jakichś Konfederacjach czy innych kanapach nie porozłaził. Ale też nie za bardzo, żeby się w Unii za bardzo siły postępu nie oburzyły. Trochę mogą, to nawet ładnie w prorządowej prasie wygląda, ale jak pinionżki wstrzymają to nie będzie już tak różowo. Sami rozumiecie, trzeba balansować.
No i w takim klimacie politycznym sympatyzujące z opozycją media szeroko Wasz list podały dalej jako dowód, że rząd PiSu nam wstyd na świecie przynosi i teraz to już aj waj, olaboga! Co oczywiście nie działa, bo jak ktoś jest na tyle głupi, że widzi co się tam u was na zachodzie odwala i nadal się przejmuje co o nas sądzicie, to jest na tyle głupi, że i tak już głosuje na opozycję. Ale to nie moja sprawa, ani tym bardziej nie wasza.
Z podobnych powodów zaczęła o waszym liście mówić szeroko pojęta prawica. Dla polityków Konfederacji to kolejna okazja do pokazania, że zachód to ruja, poróbstwo i socjalizm, przed którym tylko oni naszą ojczyznę są w stanie obronić. Politycy PiSu coś tam muszą odparować, żeby im elektorat się nie wkurzył, ale tylko na Twitterze bo na wezwanie kogoś z was na dywanik i tak jaj nie mają. Media prawackie się o nim rozpisują bo zeitgeist jest taki, że jak tylko wpisze się literki LGBT wpisze w tytule, to licznik kliknięć nie nadąża. A jak oprócz LGBT wpisze się jeszcze Mosbacher, to w ogóle jest szał ciał.
Pani Ambasador wybaczy, ale cytując waszego i naszego prezydenta Mariusza Maxa Kolonkę, mówię jak jest. A skoro wasza eminencja nawet kogoś takiego jak ja jest w stanie dość skutecznie z proamerykanizmu wyleczyć, to człowiek mniej waszą kulturą i historią zafascynowany na samo nazwisko dostaje białej gorączki i w oburzeniu swym nie tylko klika ale i podaje dalej. A ja nie muszę się martwić, że mi redakcję zamkną i będę musiał się wziąć za uczciwą robotę. Czyż to nie Pani rodacy stworzyli przysłowie, że to nic osobistego, to tylko interes?
W każdym razie nie musicie się martwić, że z tego będzie jakaś grubsza afera. Ot, dzisiaj na przykład władze Warszawy znowu zaczęły, pardon my French, spławiać gówno Wisłą do Gdańska, i jutro pewnie wszyscy będziemy się kłócić czy to wina Trzaskowskiego czy nie. A jak nie to jakiś inny temat się znajdzie. Elektorat ma długość skupienia półrocznego dziecka i codziennie trzeba mu czymś innym przed nosem pomachać bo się znudzi i jeszcze, nie daj Boże, zacznie myśleć. A tego nikt by nie chciał, nie?
Żeby jednak nie było wam w głębi duszy smutno, że wasza praca poszła na marne, to powiem wam, że wasz list przynajmniej mnie zawstydził. No bo jak to, mamy obecny rok a u nas tak homosi prześladują, że aż pół setki ambasadorów musi ich bronić? Tak nie może być! Kiedy minął mi już pierwszy wstyd postanowiłem, że coś z tym trzeba zrobić. Problem w tym, że ja jestem ciemny chłop z Podkarpacia, o homosiach dotychczas wiedziałem tyle, że za nimi niezbyt przepadam. Dogłębnie poruszony waszym listem postanowiłem się więc przyjrzeć jak to się robi u was, na cywilizowanym zachodzie.
Jako, że w naszej patriarchalnej, ciemnogrodzkiej kulturze pierwszeństwo daje zarówno wiek jak i płeć niewieścia, to zaczniemy od USA ambasador Mosbacher. Dzięki waszemu listowi dowiedziałem się na przykład, że pierwszym stanem, który zdekryminalizował uprawianą za obopólną zgodą miłość homoseksualną było Illinois, co stało się dopiero w 1962 roku. W kilku stanach – Alabamie, Florydzie, Idaho, Kansas, Luizjanie, Michigan, Missisipi, Missouri, Północnej i Południowej Karolinie, Oklahomie, Teksasie, Utah i Wirginii – przestano za nią karać dopiero kiedy Sąd Najwyższy stwierdził, że to tak jakby zupełnie się z konstytucją nie zgadza. W 2003 roku.
Osobną sprawą jest też u was problem przemocy jakiej ofiarami padają homoseksualiści. U nas jak jakiś zbierze oklep, to jest z tego afera na co najmniej tydzień, taki to jest rarytas. Ba, z racji braku chętnych do bicia sami bici częściej niż rzadziej muszą sobie to sami wymyślić. A u was, jak informuje FBI, liczba homofobicznych przestępstw stale wzrasta. W samym 2011 było takich zbrodni aż 1572, a faktycznie pewnie więcej. To ponad 20% wszystkich zarejestrowanych w tamtym roku zbrodni nienawiści, co jest imponującym wynikiem jak weźmie się pod uwagę ile u was mniejszości etnicznych. W takim na przykład 2018 aż 28 osób zabito z powodu ich homoseksualizmu.
W Niemczech, drogi ambasadorze Arndtcie Freytagu von Loringhoven, też nie było, jak się okazuje, zbyt ciekawie. W czasach istnienia Świętego Cesarstwa Rzymskiego – które nie było ani święte, ani cesarstwem ani rzymskie, ale to inna inszość – homoseksualistów karano krótką wycieczką. W górę, za sznur na szyi. Podobnie, choć nieco krócej bo tylko do 1794 roku, postępowano w Prusach. Pod wpływem kodeksu Napoleona część niemieckich królestw zaczęła dekryminalizować homoseksualizm. Kiedy jednak waszej ekscelencji wielki rodak Otto von Bismarck krwią i żelazem zmienił te królestwa w zjednoczony kraj, to od razu wprowadził do jego kodeksu karnego paragraf 175, który nakładał dość poważne kary za mężolubnictwo.
Niemieccy homosie odetchnęli dopiero nieco w czasach kaisera Wilusia, który pewnie poświęcał całą energię na budowę pancerników i kombinowanie jak tu utopić Europę we krwi. Wtedy Berlin nazywano nawet światową stolicą homoseksualizmu, wychodził tutaj nawet pierwszy na świecie magazyn dla homoseksualistów i powstała pierwsza organizacja LGBT. Republika Weimarska w dużym stopniu utrzymała to liberalne podejście. No ale potem do władzy doszli Narodowi Socjaliści, Ersnt Rohm raczył fuhrera zirytować i sytuacja homoseksualistów dość mocno się skiepściła. Ale o tym Waszej Ekscelencji pewnie tatuś już opowiadał, więc ja już nie muszę.
Po wojnie władze NRD od razu przywróciły do swojego kodeksu karnego paragraf 175. Ten był stosowany do 1957 roku, chociaż formalnie zniesiono go dopiero w 1968. Aż do zjednoczenia jakiekolwiek próby promocji homoseksualnego stylu życia czy też nawet obnoszenia się ze swoją seksualnością były ściśle verboten i gwarantowały niezbyt miłą randkę ze Stasi. Tak to już jest, że socjaliści popierają LGBT jedynie w krajach, w których jeszcze nie rządzą, co powinno skłonić homoseksualistów do refleksji nad tym na kogo głosują. Ale nie skłania.
W Niemczech wolnych i demokratycznych sytuacja homoseksualistów nie była dużo lepsza. Oni także wprowadzili do kodeksu paragraf 175, nie zadając sobie nawet trudu usunięcia z niego fragmentów dodanych przez nazistów. Obowiązywał tam o rok dłużej niż w NRD. Władze RFN, z partią Angeli Merkel CDU na czele, ignorowały lub przeciwstawiały się żądaniom LGBT aż do zjednoczenia. Warto tutaj wspomnieć, że wyroki nazistowskich sądów na homoseksualistów zostały anulowane dopiero w 2002 roku. Te wydane po II Wojnie Światowej zostały anulowane dopiero w 2016.
Skoro już wspomniałem o Waszej Ekscelencji tatusiu, to może wzorem jego kolegów z Luftwaffe udajmy się teraz do Wielkiej Brytanii. Tam już w 1553 roku Henryk Ósmy wprowadził ustawę o uroczej nazwie „Buggery Act”, która karała stryczkiem za seks analny między dwoma mężczyznami. Ostatnich homoseksualistów Brytyjczycy powiesili w 1835 roku. W 1861 roku parlament zrezygnował z kary śmierci, zamieniając ją na więzienie. W 1885 roku dodano poprawkę, która kryminalizowała jakąkolwiek aktywność seksualną między dwoma mężczyznami. To właśnie przez tą ustawę Oscar Wilde został skazany na dwa lata ciężkich robót. Co ciekawe o ile mi wiadomo stosunki lesbijskie nie były w UK nigdy karane.
W połowie lat pięćdziesiątych w brytyjskich więzieniach siedziało ponad tysiąc homoseksualistów. Sądy rozochociły się jednak tak bardzo, że wsadzały do więzień nawet członków socjety – polityków, artystów, profesorów etc. Dopiero wtedy zaczęto działać na rzecz dekryminalizacji, ją jednak udało się wprowadzić dopiero pod koniec lat sześćdziesiątych. Prawo nadal jednak dyskryminowało homoseksualistów, mogli sobie np. narobić poważnych kłopotów przez uprawianie seksu w hotelu. Zmienił to dopiero wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. W 2000 roku.
Z homoseksualizmem w UK była również związana najbardziej szokująca historia czarnej niewdzięczności z jaką się w życiu spotkałem. Alan Turing był genialnym matematykiem, dzięki któremu klepię te słowa na komputerze a nie maszynie do pisania. W czasie wojny Turing był największym gwiazdorem Bletchey Park. Dzięki jego pracy Brytyjczycy złamali między innymi szyfry używane przez załogi U-bootów dzięki czemu pańscy przodkowie, ambasadorze Knott, nie zdechli z głodu a pan nie musi mówić teraz na co dzień po niemiecku. No jakby nie patrzeć mocno się waszej ojczyźnie zasłużył.
Po wojnie zasłużyłby się pewnie jeszcze bardziej i być może dziś Krzemowa Dolina byłaby w okolicach Leeds a nie w Kalifornii. Ale na swoje nieszczęście w 1952 poznał 19-letniego bezrobotnego Arnolda Murraya i stracił dla niego głowę. Jakiś czas później obrabowano mu dom, a Murray stwierdził, że zna włamywacza. Turing poszedł na policję gdzie wygadał się o tym jakie stosunki łączą go z Murrayem. Wkrótce sam stanął przed sądem a ten – pomimo tego, że Turing odegrał tak wielką rolę podczas wojny – dał mu alternatywę: więzienie albo chemiczna kastrakcja. Turing zdecydował się na tą drugą, ale syntetyczny estrogen zrujnował mu zdrowie. Turinga dodatkowo pozbawiono wszystkich dostępów do tajnych informacji i brytyjski wywiad zerwał z nim wszelką współpracę, choć on sam nie był oskarżony o szpiegostwo i jego wierność nie budziła nigdy zastrzeżeń. 8 czerwca 1954 jego pokojówka znalazła jego ciało po tym, gdy nie wytrzymał i odegrał scenę ze swojego ulubionego filmu, Królewny Śnieżki Disneya. Tę z zatrutym jabłkiem.
Rząd ambasadora Knotta rzecz jasna przeprosił za to wysoce niestosowne zdarzenie. A nie, zaraz. Tak się ślimaczyli z jego oficjalnym uniewinnieniem, że nie zdążyli i zrobiła to królowa Elżbieta. W 2014 roku, po latach nacisków ze strony przedstawicieli świata nauki, kultury i ludzi, w których zostały przynajmniej resztki przyzwoitości. Wyroki innych osób skazanych za buggery zostały oficjalnie cofnięte dopiero w 2017.
Oczywiście mógłbym w ten sposób przyjrzeć się sytuacji w pozostałych państwach. Ale pozostałych 47 ambasadorów musi mi wybaczyć. Przypomnienie sobie historii Turinga tak mi humor popsuło, że nie mam już na to ochoty.
No ale jedna rzecz mnie nie minie. Skoro na oświeconym zachodzie było tak źle, to jaka barbaria musiała panować w naszym ciemnogrodzie? Musiałem się dowiedzieć.
No i się nie dowiedziałem. Tzn. udało mi się znaleźć kilka przykładów, gdy jakiś chłopek został skazany za mężolubnictwo, ale było ich tyle, że można je na palcach jednej ręki policzyć – a przeca homoseksualiści na stosach musieli w tej ciemnej Polsce płonąć tak często, że to cud, że mamy jeszcze lasy! Znalazłem za to informację, że szlachcice, którzy gzili się z panami braćmi, też nie musieli obawiać się żadnych konsekwencji, może z wyjątkiem krzywych spojrzeń na kuligach. No ale wiadomo, klasom wyzyskiwaczy zawsze wolno było więcej.
Równie dziwnie sytuacja przedstawiała się w II RP. Z jednej strony homoseksualizm był w niej penalizowany do 1932 roku, gdyż do tego roku obowiązywały u nas kodeksy odziedziczone po zaborcach. Kiedy w końcu nasi przodkowie dali radę stworzyć nasz własny polski kodeks, to nie znalazł się w nim żaden przepis wymierzony w LGBT poza zakazem homoseksualnej prostytucji. Widać cwaniaki chciały w ten sposób zamydlić oczy zachodowi i ukryć, że nasze tiurmy są nimi wypełnione. Ba, pewnie w tym celu pozwoliły otwarcie się do homoseksualizmu przyznającemu Jarosławowi Iwaszkiewiczowi na zrobienie kariery literackiej a jednego z jego kochanków, kompozytora Karola Szymanowskiego obsypywali wysokimi odznaczeniami państwowymi. Takie to były cwaniaki!
Władze PRLu też kontynuowały tą szaradę. Nie tylko nie zdelegalizowały homoseksualizmu, co było ewenementem na tle innych demoludów, ale już od odwilży październikowej homoseksualiści, zwłaszcza w dużych miastach, żyli sobie zupełnie otwarcie. Zmieniło się to dopiero pod koniec lat 70tych, głównie za sprawą głośnego procesu aktora Jerzego Nasierowskiego, ale umówmy się – przypominanie bonzom SLD o akcji Hiacynt jest fajne, ale nie stała ona nawet na tej samej półce co chociażby to jak Brytole potraktowali Turinga.
Po jakimś czasie doszedłem do wniosku, że być może jednak się pomyliłem. Być może nasi historycy wcale nie ukryli prawdy o masowych prześladowaniach ludności LGBT. Może po prostu takich prześladowań u nas nie było a wasze rządy, drodzy ambasadorowie, chcą pokazać jakie są pro-LGBT bo odczuwają teraz wyrzuty sumienia za to jak bardzo jeszcze niedawno były anty-LGBT. Ale na wyrzuty sumienia mogę wam najwyżej polecić spowiedź świętą. A od mojego kraju się odstosunkujcie.
Z wyrazami szacunku.
PS. To czy się odstosunkujecie heteroseksulanie czy homoseksualnie jest mi dokładnie obojętne.