Żeby ratować się przed aresztowaniem, straszysz żandarmów bazooką. Kiedy nie podobają ci się wyniki referendum, wyciągasz uzi i wymachujesz nim, spacerując po stolicy. Tak, życie monarchów może być ciekawe. Nawet (a może zwłaszcza) tych, których pozbawiono tronu. Dzisiaj trochę opowieści z wyższych sfer. II wojna światowa była dla bałkańskiej polityki prawdziwym trzęsieniem ziemi. O ile przed 1939 rokiem wszystkie, poza Turcją, państwa tego regionu były monarchiami, o tyle już niecałe 10 lat później wszędzie, poza Grecją i znowu Turcją, mieliśmy do czynienia z komunistycznymi republikami. Rok 1989 i zmiany, które przyniósł, dały nadzieję obalonym monarchom (lub też ich potomkom), na odzyskanie dawnej pozycji. Królewskie losy toczyły się bardzo różnie. Najgorzej sprawa wygląda w przypadku pretendentów do tronów Serbii i Czarnogóry. Obaj kiepsko mówią po serbsku. Aleksander Karadziordziewić urodził się w Londynie, a Mikołaj Petrowić-Niegosz we Francji. Większość swojego życia przeżyli poza granicami krajów, w których mieliby panować. Aleksander wprowadził się do Belgradu w 2000 roku, a pretendent do tronu Czarnogóry nadal mieszka zagranicą. W przypadku tego pierwszego problemem jest również to, że państwo, którym rządzili jego przodkowie – Jugosławia, już nie istnieje. Jeśli uzna te zmiany i będzie chciał być królem Serbii, straci swoich najbardziej zagorzałych zwolenników, którzy nie pogodzili się z rozpadem państwa południowych Słowian. Z kolei Chorwaci i Słoweńcy wyśmialiby jego pretensje do rządzenia ich narodami.
Michał I Rumuński i Symeon II zdążyli poznać smak władzy już jako dzieci. Urodzony w 1921 roku przedstawiciel dynastii Hohenzollern-Sigmaringen był królem Rumunii (w praktyce rządzonej oczywiście przez regentów) w latach 1927-30. W wyniku zamachu stanu stracił tron na rzecz ojca, Karola II. Odzyskał go w wyniku następnego przewrotu 10 lat później. W 1944 miał miejsce kolejny pucz, w którym monarcha odsunął od władzy generała Antonescu, wydał go Sowietom i zerwał sojusz z III Rzeszą. Z tego powodu uhonorowano go Orderem Zwycięstwa ZSRR (jest jego ostatnim żyjącym kawalerem). Mimo tych zasług nie utrzymał tronu i musiał opuścić kraj w 1948 roku. Wrócił na chwilę w 1992, ale władze, przestraszone tłumami witającymi króla, wydały zakaz przebywania w Rumunii. Pięć lat później (post)komuniści Iliescu stracili władzę, a nowy prezydent -Emil Constantinescu przywrócił Michałowi rumuńskie obywatelstwo. Obecnie król mieszka na zmianę w Szwajcarii i w Rumunii (ma tam zamek w Săvârșin koło Aradu oraz oddany mu przez państwo pałac w stolicy). Drugi z wciąż żyjących monarchów, którzy rządzili przed II wojną światową1 to car Symeon II z rodzinu Sachsen-Coburg-Gotha (obecnie używa nazwiska Sakskoburggotski). Jego przypadek jest wyjątkowo ciekawy. Jak często bowiem pozbawieni korony władcy zostają… premierami swojego kraju? Urodzony w 1937 roku, na tron wstępuje w wieku 6 lat (z wujem Cyrylem jako regentem). W 1945 wuj zostaje skazany na śmierć przez komunistów, a Symeon ucieka do Egiptu. Potem przenosi się do Madrytu, gdzie osiąga sukcesy jako biznesmen. W 2001 roku kończy się kadencja premiera Iwana Kostowa. Jest to pierwszy szef rządu postkomunistycznej Bułgarii, który przetrwał na stanowisku całą kadencję. Mimo kilku sukcesów gabinetu Kostowa, Bułgarzy nie są zadowoleni ze swojej sytuacji materialnej, a opozycja liczy na przejęcie władzy. Do tej pory mieszkańcy Bułgarii, mimo istnienia kilkuset partii, stali w praktyce przed wyborem: postkomuniści z Partii Socjalistycznej i „demokraci”2 z Unii Sił Demokratycznych. I wtedy pojawia się car. Mimo że sam nie startuje w wyborach, to lista nazwana jego imieniem, „Narodowy Ruch na Rzecz Stabilności i Postępu Symeon Drugi”, szturmem zdobywa poparcie 43% wyborców. Chociaż początkowo monarcha nie chce zajmować żadnych formalnych stanowisk, ostatecznie ulega naciskom i przyjmuje posadę premiera. Wraz z nim do władzy dochodzi grupa młodych sofijskich yuppies oraz szereg profesorów, głównie prawników z Uniwersytetu w Sofii. Sukces jest jednak dość krótki – o ile w wyborach w 2005 roku partia wchodzi (choć z dwa razy mniejszym poparciem) do rządu koalicyjnego, o tyle cztery lata później głosuje na nią już tylko 3% wyborców. Po tej porażce car wycofuje się z czynnej polityki.
Wygrywanie wyborów jest jednak dla nudziarzy. Tak przynajmniej uważał najbardziej ekstrawagancki z omawianych monarchów. Tak, zgadliście, Albańczyk. Leka I Zogu urodził się na dwa dni przed zajęciem swojej ojczyzny przez Włochów. Tutaj możecie poczytać o jego ojcu, założycielu dynastii Zogu. Żeby zachęcić do lektury wspomnę tylko, że władca ten, podczas jednego z zamachów na swoje życie, sam zabił napastnika. Jego syn był bardzo dumny z takiego ojca, a sam również został wielkim miłośnikiem broni. Przyda się to mu w późniejszym życiu. Słowo „dynastia Zogu” jest trochę na wyrost, jako że tylko pierwszy jej przedstawiciel sprawował władzę w kraju. Jego syn tułał się po świecie – mieszkał między innymi w Hiszpanii, z której wyrzucono go, gdy w jego domu znaleziono spory arsenał. Postanowił przeprowadzić się do Rodezji Południowej (obecne Zimbabwe, wtedy rządzone przez białych – z apartheidem, ale bez hiperinflacji). Podczas lotu do tego kraju miało miejsce wydarzenie, które świetnie pokazuje charakter Leki. Podczas tankowania samolotu w Gabonie, maszyna została otoczona przez lokalne wojska. Ponoć komunistyczny dyktator Albanii, Enver Hodża, miał zaoferować nagrodę za aresztowanie monarchy i przekazanie go władzom w Tiranie. Żołnierze odstąpili jednak od tego, gdy w drzwiach samolotu zobaczyli tego, kogo mieli złapać, z wyrzutnią rakietową w rękach3. Takiej oferty Hodża nie mógł przelicytować. Leka dostał się do Rodezji, a kiedy władzę tam przejął Robert Mugabe, przeprowadził się do RPA. W 1993 roku postanowił wrócić do kraju urodzenia, jednak po kilku godzinach został z niego wydalony. Wszystko z powodu paszportu – nie dość, że był on wydany przez „Dwór królewski na wygnaniu”, to w rubryce „zawód” wpisano po prostu „król”. Kolejne odwiedziny w Albanii miały miejsce w 1997 roku, podczas rewolucji piramidowej. Leka, korzystając ze swojego autorytetu, starał się prowadzić negocjacje między zwaśnionymi stronami. Zamieszki zaowocowały przyspieszonymi wyborami, równolegle z którymi odbyło się referendum w sprawie ustroju państwa. Za monarchią opowiedziało się tylko około 1/3 głosujących, reszta wybrała republikę.
Odrzucony król nie uznał wyniku referendum i stwierdził, że było ono sfałszowane. Jak się pewnie domyślacie, zrobił to w charakterystyczny dla siebie sposób. Ubrany w moro i wymachując uzi, w towarzystwie również uzbrojonych ochroniarzy, rozpoczął demonstrację w Tiranie. W wyniku zamieszek zginęła jedna osoba. Leka uciekł z kraju, a zaocznie wydany został na niego wyrok trzech lat więzienia za próbę wywołania powstania. Jednak po zmianie władz monarcha został uwolniony od zarzutów i, na prośbę parlamentu, w 2002 roku przyjechał do Albanii, gdzie zmarł 9 lat później. W mowie po jego śmierci tezę o sfałszowaniu przez socjalistów referendum powtórzył prezydent Sali Berisha. Leka pozostawił po sobie syna o tym samym imieniu. Pracuje on jako doradca prezydenta Bujara Nishaniego, a jego żona, Elia Zaharia, jest aktorką. Wygląda na grzecznego młodego mężczyznę, który raczej nie używa bazooki, ale kto wie? Ponoć w Królewskiej Akademii Wojskowej w Sandhurst był jednym z najlepszym słuchaczy.
Jak widać, żadnemu z monarchów nie udało się odzyskać tronu. Może jednak jeszcze nie wszystko stracone? Ja życzę im jak najlepiej. Bo król to jest firma! 1Trzecim i ostatnim jest XIV Dalaj Lama.Wróć. 2Miałem problem z wyborem określenia. U nas mamy „solidarnościowców” czy też „byłą opozycję”, ale w Bułgarii opozycja antykomunistyczna prawie nie istniała. Pojawili się trochę z musu w 1989, kiedy komunizm upadał wszędzie dookoła.Wróć. 3Jak widać, dynastia Zogu niewiele ma wspólnego z wydelikaconymi niemieckimi arystokratami, którzy rządzili Bułgarią czy Rumunią.Wróć.