Rozmowa z Marzeną Okłą-Drewnowicz, posłanką PO.
Skąd nagły przymus wysyłania sześciolatków do szkół?
Nie można mówić w kategoriach przymusu, a już na pewno nie nagłego.
Ustawa, która zmusza do posyłania dzieci do szkoły w wieku sześciu lat, to ewidentny przymus.
To jest reforma, która wyrównuje szanse polskich dzieci z szansami ich rówieśników w innych krajach Europy.
Czy system szkolny jest przygotowany na sześciolatki?
Uważam, że system szkolny jest przygotowany. Została zmieniona podstawa programowa i dzisiaj, jeśli rodzic podejmuje decyzję o tym, że posyła swoje dziecko do pierwszej klasy w wieku siedmiu lat, to musi wiedzieć, że jego dziecko będzie się uczyło mniej niż dzieci podejmujące naukę w wieku siedmiu lat kilka lat temu, ponieważ dzisiaj, tak jak powiedziałam, dzieci uczą się literek, czytania i pisania dopiero od pierwszej klasy – nie wcześniej.
Przygotowanie do szkoły odbywało się w przedszkolach. Dzieciaki miały tam swoich rówieśników, wychowawców, których znały i do których się przyzwyczaiły, genialne środowisko do stawiania pierwszych kroków z alfabetem i cyferkami. Pójście do szkoły to dla dzieciaków stres związany z nowym miejscem, ludźmi. Zanim to ogarną, mija sporo czasu, a tu dodatkowo muszą stanąć przed nowymi wymaganiami. Nie za dużo tego na głowę sześciolatka?
Pana pytanie brzmi, jakby pan uważał, że dziecko, które idzie do pierwszej klasy, nagle jest bombardowane przez swojego nauczyciela.
Jeżeli dorosłego poślemy do nowej pracy kompletnie niezwiązanej z jego doświadczeniami, w trakcie której będzie miał świetnego nauczyciela angielskiego, zajmie się poznawaniem nowego środowiska, czy zacznie się uczyć języka?
Od dzisiaj mamy taką sytuację, że każda klasa powinna mieć miejsce wydzielone zarówno do nauki, jak i do zabawy – tak też jest. Nie jest tak, że dziecko sześcioletnie po raz pierwszy w szkole spotyka się ze starszymi dziećmi. Na swoim przykładzie wiem, że są szkoły, gdzie przedszkole i zerówka mieszczą się w szkole podstawowej. Owszem, jest osobne wejście, jest to podzielone, ale spotykają się, jest np. wspólna stołówka.
Nie wszystkie przedszkola tak funkcjonują, nie wszystkie szkoły są przygotowane na nadchodzące zmiany. Dlatego rodzice protestują. Dlaczego Platforma Obywatelska ignoruje głos rodziców?
A to nieprawda! Naszym celem jest stworzenie możliwości konkurowania naszych dzieci z rówieśnikami z innych krajów.
950 tys. podpisów za referendum, jak znam życie, nie będzie w ogóle uwzględnione. Ustawa wydaje się zaklepana i zostanie uruchomiona wbrew głosom prawie miliona ludzi. W tym waszych wyborców. Dlaczego nie bierzecie ich pod uwagę?
Myślę, że część z osób, które złożyły swoje podpisy, została po prostu wystraszona przez panią Elbanowską. Zapowiadaliśmy te zmiany wcześniej, a w wyborach parlamentarnych otrzymaliśmy mandat sprawowania władzy od większości Polaków. Bierzemy odpowiedzialność i zostaniemy z niej rozliczeni. Reformy są trudne, ale konieczne do przeprowadzenia. Proszę zwrócić uwagę, że zlikwidowaliśmy wcześniejsze emerytury, reformujemy szkolnictwo wyższe, armię, wydłużyliśmy wiek emerytalny.
Czyli tu chodzi o dobro dzieci.
Oczywiście, że tu chodzi o dobro dzieci.
I w podwyższeniu wieku emerytalnego też chodziło o dobro obywateli.
Przecież pewnie pan wie, że dzisiaj nie ma zastępowalności pokoleń.
I nie chodzi o to, żeby nasze dzieciaki jak najszybciej trafiały na rynek pracy?
Bzdura! To nie jest prawda. Dzisiaj edukacja przebiega w sposób płynny. Dzisiaj młodzi ludzie bardzo często podejmują pracę jeszcze na studiach. Nasza młodzież bardzo często nie kończy swojej edukacji na studiach magisterskich, lecz podejmuje decyzję o dalszym kształceniu. To, w jakim wieku człowiek przechodzi na emeryturę czy też wchodzi na rynek pracy, jest płynne.
A co pani powie na to, że w związku z niżem demograficznym i coraz mniejszą liczbą dzieci chcecie przepchnąć sześciolatki do szkół, żeby uniknąć buntu zwalnianych masowo nauczycieli?
To bardzo karkołomna teoria.
Karkołomne są żądania organizatorów akcji „Ratuj maluchy”, którzy oczekują pozostawienia dzieci w przedszkolach i niezamykania pustych szkół. Ale walka o głosy nauczycieli już mi się taką nie zdaje. To przecież wasz żelazny elektorat.
Nie myślę w takich kategoriach. Gdybyśmy patrzyli na słupki poparcia, to rzeczywiście podejmowalibyśmy populistyczne decyzje i tak trwali do momentu, kiedy zaczniemy się oddalać od innych krajów Europy. Obniżenie wieku szkolnego idzie z duchem czasu i jest wielkim wyzwaniem. Musimy sprostać europejskim standardom.
Państwa, które wprowadzały u siebie te standardy, padają jak muchy. Hiszpania, Portugalia, Grecja…
Ale proszę zwrócić uwagę, że Niemcy nie padają, a tworzą najmocniejsze standardy. W Niemczech wiek szkolny wynosi sześć lat. Musimy się otworzyć na argumenty, a nie ulegać straszeniu.
… przyjęły z góry narzucone niemieckie standardy i płoną.
Obniżenie wieku szkolnego wynika z tego, że świat się zmienia, że dzieci coraz szybciej się rozwijają. Dlatego system edukacji musi być do nich dostosowany. I podstawa programowa, jak już wspomniałam, została obniżona już kilka lat temu. Dziwne, że pani Elbanowska tego nie dostrzega. Dzisiaj, kiedy zostawiamy sześciolatka w zerówce czy siedmiolatka w szkole, powodujemy, że tak naprawdę dziecko się cofa. A na pewno nie rozwija się w pełni swoich możliwości. Jestem przekonana, że to dobra decyzja.
Wracam do mojego pytania: dlaczego nie chcecie skonfrontować decyzji wąskiego grona polityków z szeroką opinią społeczeństwa? Dlaczego odrzucacie głosy swoich wyborców?
Nasza reforma jest ponadczasowa i niezbędna. Zyskają na tym nasze dzieci. Nie zgadzam się z panem, że nie wsłuchujemy się w głos społeczeństwa. Od powstania Platformy wsłuchujemy się i szukamy rozwiązań skutecznych i kompromisowych.
Jasne. Blokując temat referendum. Jesteście Platformą Obywatelską. Dlaczego nie używacie obywatelskich narzędzi kontroli władzy? Dlaczego uciekacie od kontrolowania was przez wyborców?
Niestety, w referendach jest niska frekwencja i mogą zapadać nieodpowiedzialne decyzje. Demokracja polega na tym, że władzę wybiera się w wyborach, a wybrani politycy powinni podejmować odpowiedzialne decyzje.
Jeśli za dwa lata przegracie wybory, co jest coraz bardziej prawdopodobne, następna ekipa, jakakolwiek będzie, tę reformę zniesie jednym podpisem. W związku z tym cała ta ciężka praca pani, pani kolegów i koleżanek, mająca „zmodernizować” kraj, pójdzie do pieca. Jest takie ryzyko czy nie?
Trudne decyzje mają to do siebie, że zawsze towarzyszy im ryzyko. Inaczej byłyby łatwymi decyzjami. Możemy podejmować populistyczne i łatwe decyzje, tylko pytanie, czy my tego chcemy. Czy to będzie władza odpowiedzialna?
Przyjmijmy, że ma pani rację. I tak pozostaje wtedy złe przygotowanie tematu, zła jego sprzedaż i starsze panie wyglądające jak belferki ze „Ściany” Pink Floyd jako główne twarze tej reformy.
To, co jest najważniejsze, jest w środku i tego nie widać. Nad tym ubolewam. To, co jest w środku, jest dla dobra naszych dzieci i społeczeństwa. Ubolewam nad tym, że nie widać fundamentu i celu. Widzimy tylko to, co jest na górze. Przy tej medialnej wrzawie wytworzonej przy dużym udziale pani Elbanowskiej szkoda mi rodziców, którzy muszą dzisiaj podjąć decyzję. Zdaję sobie sprawę z tego, jakimi uczuciami są targani. W tym działaniu widzę politykę.
Widzimy też nieprzygotowane do reformy szkoły.
To znów propaganda. W raporcie NIK z mojego województwa uchybienia dotyczą błahostek, np. niezasłoniętego kaloryfera na sali gimnastycznej. To trzeba zgłaszać i eliminować.
Chwila. De facto z tego, co pani mówi, wynika, że nic się nie zmienia oprócz tego, iż dzieciaki zamiast w przedszkolach będą się uczyć tego samego w szkołach. Tak?
Jeśli chodzi o podstawę programową, to jest to moim zdaniem przeniesienie kompetencji. Natomiast…
Czyli uczą się tego samego.
Uczą się więcej.