Latarka, papier toaletowy i piwo

Prawdopodobnie najlepiej na świecie położona ławeczka na wieczorne piwko.
Prawdopodobnie najlepiej na świecie położona ławeczka na wieczorne piwko.

Weekendowi podróżnicy przyznali mi, proszyjawas, „Liebster Blog Award”. Wbrew nazwie, nie jest to nagroda, ale raczej rodzaj  łańcuszka w którym jedni blogerzy zadają drugim blogerom pytania.

Jako że od zawsze marzyłem o tym, żeby udzielać wywiadów i mądrzyć się przy wszystkich, od razu się zgodziłem odpowiedzieć na pięć pytań, które od nich dostałem. Nie przedłużając więc, oto one:

Jaka wyprawa/kraj/miejsce, na której byłeś/byłaś najbardziej napalony/napalona okazała się być największym rozczarowaniem i dlaczego?

Stambuł.

Żebyśmy się dobrze zrozumieli – to super miasto, jednak po ponad dziesięciomilionowej metropolii spodziewałem się czegoś urywającego różne części ciała. Tymczasem większość miasta to nuda blokowisk, a powierzchnia interesującej części jest porównywalna do tej w Budapeszcie czy Pradze.

Do takiego Londynu nie ma podskoku.

Zupełnie nie podobało mi się też w Czarnogórze i w Holandii. W tej ostatniej nawet trawa (ta na ziemi rosnąca) ma brzydki kolor, a zamiast koni są kucyki, których nigdy nie lubiłem i przy których czuję się nieswojo. Zwłaszcza Amsterdam źle mi się kojarzy – cała masa narkoturystów (ciężko o bardziej żenujących ludzi), prostytutki i, jak to u protestantów, kiepska architektura.

„Powiedz mi jakiego radia słuchasz, a powiem ci, kim jesteś”. No, to powiedz 🙂

Ciężka sprawa. Auta nie mam, w obecnej robocie radia nie uświadczę, a w domu wolę słuchać swojej muzyki. Wychodzi na to, że jestem nikim.

Jest taki film/książka, po którego obejrzeniu/przeczytaniu zdecydowałeś się pojechać w miejsce, gdzie dzieje się akcja? Odpowiedź uzasadnij i ubarwij przykładami.

Jestem beznadziejny w przygotowywaniu się do wyjazdów, bo zazwyczaj decyzje podejmuję błyskawicznie i nie mam czasu na lekturę. Wystarczyć mi musi pobieżne zlustrowanie Wikipedii oraz poleganie na intuicji i radach osób spotykanych po drodze.

W efekcie dopiero w domu czytam o tym, co tak naprawdę widziałem.

Za to bardzo lubię czytać o miejscach, które już widziałem i łatwiej byłoby mi wymienić przypadki, gdy to po odwiedzeniu jakiegoś miejsca zdecydowałem się na przeczytanie książki, która o nim opowiada. Po powrocie z Albanii zacząłem czytać Stasiuka, po zobaczeniu Kamieńca Podolskiego w końcu sięgnąłem po „Pana Wołodyjowskiego”, a i powieść husycką Sapkowskiego lepiej mi się czytało po paru latach szwendania się po Dolnym Śląsku.

- A waćpan - spytał - Chrystusa wyznajesz czyli też, bez urazy mówiąc, w sprośności żyjesz? ("Pan Wołodyjowski") I jak tu nie kochać Sienkiewicza?
– A waćpan – spytał – Chrystusa wyznajesz czyli też, bez urazy mówiąc, w sprośności żyjesz? („Pan Wołodyjowski”)
I jak tu nie kochać Sienkiewicza?

Chociaż teraz może to się zmieni, bo czytając o Arboreszach w „Umierających Europejczykach” Gaussa i oglądając na Google Street View opisywane przez niego miasteczka, napaliłem się bardzo na to, by je odwiedzić. Jak już to zrobię, to na pewno o tym napiszę.

Czy spośród twoich dotychczasowych podróży widzisz takie miejsce, w którym mógłbyś/mogłabyś zamieszkać? Gdzie to jest i dlaczego?

Na obrzeżach Göreme znalazłem świetnie położoną ławeczkę. Siedząc na niej miało się widok nie tylko na księżycowy krajobraz Kapadocji, ale też na szczyt Erciyes, który dominował nad całą okolicą.

Pomyślałem sobie wtedy, że ta ławeczka jest prawdopodobnie najlepszym miejscem na wieczorne piwo, jakie w życiu widziałem. I że super byłoby mieszkać w takim miejscu.

Potem jednak przypomniałem sobie (czy raczej – przypomniał mi o tym łyk z butelki), że tureckie piwo jest paskudne, a do tego drogie. No i przestałem myśleć o tym, że mógłbym tam zostać na dłużej.

Myśli o tym, że gdzieś dobrze by mi się żyło, pojawiają się u mnie dość często. W Sarajewie, Budapeszcie. Ba, nawet w Czerniowcach. Ale prawda jest taka, że pewnie nigdzie nie zapuściłbym korzeni na dłużej.

Wymień 3 rzeczy w plecaku, bez których nie wyobrażasz sobie żadnej eskapady.

Wymienię dwie rzeczy, które są niezbędne w podróży, ale o których ciągle zapominam i potem mam kłopoty.

Pierwsza to latarka, której brak doskwierał mi podczas nocy opisanej tutaj. Druga to papier toaletowy. Zapomniałem o nim, kiedy jeździłem sobie po Białorusi i w efekcie, w jednej z poleskich wsi musiałem się wprosić do kogoś do toalety. Na szczęście nie tylko dostałem to, czego chciałem, ale zostałem później poczęstowany obiadem i dobrą radą, by na tę Ukrainę to jednak nie jechać, bo ubiją i zabiorą wszystkie pieniądze. Obiad zjadłem, radę zlekceważyłem. Ale już następnego dnia w Równem kupiłem sobie rolkę, tak na wszelki wypadek.

Ale miały być trzy rzeczy, więc… hm, piwo? W końcu trzeba dbać o to, by się nie odwodnić.

No, to tyle na dziś. A co do typowania kolejnych osób – dajcie mi trochę czasu.


Opublikowano

w

przez