Organizowana głównie na południu partyzantka była komunistyczna, bo komunistami byli jej patroni z Jugosławii. Jej rywale z północy stali się więc antykomunistami, chociaż oba te określenia były w ówczesnych albańskich realiach równie surrealistyczne.
W niektóre zbiegi okoliczności aż trudno jest uwierzyć. No bo jak to możliwe, że kiedy siadałem do pisania tego tekstu, to w tym samym momencie trafiłem na wiadomość, że „Kierunek Bałkany” napisał dokładnie na ten sam temat? I to ledwie parę godzin wcześniej. Jak nic, ktoś musi tutaj umieć czytać ludziom w myślach. Jak inaczej wytłumaczyć, że dwie obce sobie osoby jednocześnie wpadają na pomysł napisania o czymś tak niszowym, jak plemienny podział wśród Albańczyków?
Na początku trochę się wkurzyłem, że ktoś zwinął mi temat sprzed nosa, ale po chwili stwierdziłem, że może to i lepiej. Zamiast żmudnie opisywać, kim są Gegowie i Toskowie, mogę teraz po prostu odesłać Was do tekstu Kamila, a samemu skupić się na tylko jednym aspekcie tego tematu.
Rozróżnienie na Gegów i Tosków nie jest problemem rodem ze skansenu, zabawą dla antropologów i historyków. To podział cały czas żywy i determinujący scenę polityczną Albanii do dziś. Jeśli spojrzymy na to, jak rozkładają się głosy w kolejnych albańskich wyborach, łatwo zobaczymy granicę między oboma plemionami. Mieszkający na północy Gegowie głosują na Partię Demokratyczną (DPA), którą jeszcze do niedawna rządził Sali Berisha. Południe zaś popiera Socjalistyczną Partię Albanii (SPA) i jej lidera, obecnego premiera Ediego Ramę.
Komentatorzy zwykle opisują ten podział przy pomocy określeń typu „prawica” i „lewica”, jednak takie podejście całkowicie mija się z rzeczywistością. Nie ma powodu, dla którego górale z północy mieliby być bardziej prawicowi, niż rolnicy z południa. Równie dobrze mogłoby być dokładnie na odwrót. A przyczyna, dla której tak się nie stało nazywa się Kosowo.
Wszystko dlatego, że o ile w obecnej Albanii żyje mniej więcej tyle samo Gegów, co Tosków, o tyle poza jej granicami nie ma już żadnej równowagi1. Trochę Tosków mieszka w południowej Macedonii, wokół jezior Prespa i Ochrydzkiego. Jednak już ci z okolic Tetowa i Gostiwaru albo czarnogórskiego Ulcinju to Gegowie. Najważniejsze zaś, że Gegami jest również zdecydowana większość Albańczyków z Kosowa.
Gdyby kiedyś Albania i Kosowo znalazły się w jednym albańskim państwie, oznaczałoby to całkowite zachwianie równowagi między dwoma plemionami. W Wielkiej Albanii Gegów byłoby około dwukrotnie więcej, niż Tosków. Mogliby więc łatwo zdominować swoich rodaków z południa.
Nie powinno więc dziwić, że idea połączenia Prisztiny i Tirany pod jedną władzą zdecydowanie popularniejsza jest u mieszkańców północy kraju. I, chociaż stawianie mocnych tez jest diablo ryzykowne, to odważę się napisać, że jeśli kiedyś Kosowo włączone zostanie w granice Albanii, to na pewno nie stanie się to za rządów SPA czy też żadnej partii, która zajmie jej miejsce na albańskiej scenie politycznej. Jeśli już, zrobi to partia reprezentująca Gegów.
W tym świetle jak na dłoni widać naturalnego sojusznika dla polityków z Gjirokastry, Sarandy czy Beratu. Jeśli gdzieś bardziej niż na południe od rzeki Shkumbin sprzeciwiają się wizji Kosowa w albańskich granicach, to tylko w Belgradzie.
Tymczasem tak się złożyło, że albański ruch komunistyczny organizowany był w czasie II wojny światowej przez ludzi przysyłanych tutaj z Jugosławii. To tacy towarzysze jak Miladin Popović czy Dušan Mugoša potrafili zażegnać frakcyjne spory wśród nielicznych albańskich komunistów i przyciągnąć pod czerwone sztandary rzesze partyzantów. Gdyby nie pomoc Tity i Kominternu, Enver Hodża mógłby co najwyżej pomarzyć o zdobyciu władzy w powojennej Albanii.
Internacjonalizm internacjonalizmem, jugosłowiańscy komuniści nie mieli jednak zamiaru oddawać Kosowa2. Dlatego też trudno sobie wyobrazić ich współpracę z Gegami, dążącymi do tego, by od Szkodry do Prisztiny nie było żadnych granic. W oczywisty sposób Tito do współpracy wybrał Tosków.
Organizowana głównie na południu partyzantka była komunistyczna, bo komunistami byli jej patroni z Jugosławii. Jej rywale z północy stali się więc antykomunistami, chociaż oba te określenia były w ówczesnych albańskich realiach równie surrealistyczne.
Faktem jest, że lewica była zawsze lepsza (a przynajmniej bardziej konsekwentna) od konserwatystów czy nacjonalistów, jeśli chodzi o wpływanie na inne państwa. Czetnicy mieli zdecydowanie mniejsze chęci i szanse na to, by zorganizować albański ruch oporu. Gdyby jednak to zrobili, to równie dobrze ideologiczne etykietki mogłyby zostać przyklejone na odwrót i to południowcy zostaliby na przykład monarchistami, a północ walczyłaby o niezależność pod sztandarami komunizmu.
To jednak Tito, a nie Draža Mihailović grał w Albanii pierwsze skrzypce i Toskowie stali się komunistami. Kiedy na początku lat 90-tych system się posypał i władzę zdobył pochodzący z Tropoji Berisha, nazwano go prawicowcem. Wszystkim wygodnie było zostać w tych ideologicznych butach i konflikt, którego ostatnia krwawa odsłona miała miejsce w 1997 roku, nadal udaje stworzony zupełnie gdzie indziej podział na prawicę i lewicę. Warto jednak mieć świadomość, że to tylko kostiumy, w które ubrano kilkusetletnią rywalizację dwóch plemion.
1 Pomijam tutaj przypadek Arboreszów oraz emigrantów zarobkowych, którzy wyjechali do Stanów Zjednoczonych czy zachodniej Europy. Wróć.
2 Popović, który zaczął w pewnym momencie bardziej identyfikować się z Tiraną, niż Belgradem, został odwołany do kraju i zginął w podejrzanych okolicznościach. Oficjalnie zabili go albańscy nacjonaliści z Balli Kombëtar, a w rzeczywistości zapewne jego towarzysze partyjni. Wróć.