Gdzie jesteś majorze P.?

Warszawski adres Gagarina róg Czerniakowskiej, słynny dziś za sprawą mieszącej sie pod nim knajpy „Sowa i Przyjaciele”, ma całkiem ciekawą historię.

W latach 30-ych nosiła nazwę „Sielanka” i spotykali sie w niej nożownicy, policjanci, prostytutki, złodzieje i lokalny proletariat. Małą wzmiankę o niej można znaleźć w „Boso, ale w ostrogach” Grzesiuka.

Przyszła i poszła wojna. Zaczął się komunizm. Część bywalców poszła do milicji, część do bezpieki, reszta wymarła w mniej, lub w bardziej naturalny sposób. Czasy świetności minęły bezpowrotnie i z roku na rok lokal zdobywał renomę, przy której przedwojenne harce wyglądały na spotkania klubu gentelmana. Imprezy, które miały tam miejsce najlepiej oddaje zdjęcie ilustrujące tę opowieść i piosenka „Zabawa w Sielance” z tekstem Agnieszki Osieckiej. Słowem mordownia.

https://youtu.be/cEtIYLBtYfE

Na początku lat 70-ych partyjni bonzowie przypomnieli sobie miejsce, z którego wyciągali swoich pijanych w sztok ojców i zapałali do niego niezwykłą miłością. Za ciężką kasę zbudowali ekskluzywny lokal, w którym odtwarzali scenki rodzajowe ze swego dzieciństwa. W środku odbywały się balangi możnych komunistycznego świata w trakcie których kuchnia nie nadążała z frykasami, które kosztowały tyle, że nikt z ulicy nie próbował nawet wejść do środka. Coś wam to przypomina?

No więc analogii z Sową i Przyjaciółmi jest więcej. Lokal został opleciony podsłuchami, a w jednym z mieszkań nad knajpą urządzono wypasione studio nagrań monitorujące wszelkie odbywające się w niej spotkania. A te były nie byle jakie. Wszystkie delegacje zagraniczne, w tym włoska, z którą negocjowano kontrakt z FSO, zapraszane były do Karczmy Słupskiej, jak nazwano przybytek po remoncie. Inną, mniej popularną nazwą byłą „Szpiegówka”, ale tą posługiwali się tylko nieliczni. W środku zaś grane były dziwki i wóda, a nagrania z harców stanowiły doskonały materiał do zmiękczania kontrahentów. Złote czasy ery poprzedzającej Jaruzelskiego, który jak wiadomo żył jak zakonnik, nie pił, nie ciupciał i ukrócił wszystkie frywolne i zakrapiane imprezy swego aparatu. Kto by zresztą chciał przyjeżdżać robić interesy w pogrążonym w smucie kraju? Przy stolikach miast wykwintnych gości bawili się taksówkarze, przechodzone córy Koryntu i esbecy, a rozmach lat 70-ych przeminął bezpowrotnie.

Przyszły lata 90-e, które spotęgował upadek przybytku. Bywalcy poszli w rządy, różnorakie służby, spółki nomenklaturowe i państwowe. Generalnie zajęli się robieniem kasy. Karczma zamieniła się w skansen, który z powodu wystroju z późnego Gierka robił za atrakcję dla żądnych autentycznego komunistycznego slumsu z gównianym jedzeniem i odrażającymi lamperiami upstrzonymi Cepelią.

Aż tu nagle minęła pierwsza dekada XXI wieku i znów komuś zagrała w sercu nuta nostalgii, więc postanowił przywrócić miejscu dawną świetność. I znów wszystko zaczęło się kręcić jak za starych dobrych lat. Wysokie rachunki odstręczały plebs przed przypadkową wizytą, doskonała kuchnia i wykwintne alkohole zapewniały doskonały nastrój gości, a do mieszkania piętro wyżej znów zaczął przychodzić samotny pan by po zamknięciu stalowych, opatrzonych w liczne rygle drzwi, przysłuchiwać się toczonym przy stolikach rozmowom.

Kto nie wierzy, niech przejdzie się na Gagarina róg Czerniakowskiej i zapuka w zimną stal. Jednak nie liczyłbym na to, że ktoś mu otworzy.

Panującą tam ciszę zakłóca jedynie ledwie słyszalny szum serwerów. Ktoś chyba się śpieszył i zapomniał je wyłączyć…


Opublikowano

w

przez

Tagi: