Bałkańskie koleje – nie licząc godzin i lat

Będąc dwa lata temu w Macedonii, chciałem wrócić do Polski pociągiem. Wyszukiwarka połączeń pokazywała, że pociąg ze Skopje dojeżdża do Belgradu o godzinie szóstej. Trzy kwadranse później z belgradzkiego dworca odjeżdża zaś pociąg do Budapesztu. I jest to jedyne bezpośrednie połączenie między tymi miastami. Później można jechać już tylko z przesiadkami w Timișoarze i Aradzie.

Jako że miałem już za sobą jazdę pociągiem z Belgradu do Baru i trzygodzinne opóźnienie, pozostawałem sceptyczny co do tego, czy uda mi się zdążyć z przesiadką. Moje złudzenia, jeśli jakieś miałem, rozwiali towarzysze podróży.

– Czasem udaje mu się dojechać gdzieś na 7.30.

Widząc moją niezbyt tęgą minę, Macedończyk Żiwko1 dodał:

– Tutaj są Bałkany. Tu trzeba zapomnieć o „prędkości”.

I takie podejście panuje wśród tutejszych kolejarzy. Średnie opóźnienie pociągów, którymi jeździłem w Serbii, wynosiło około 2 godzin. Nikt się tym chyba zbytnio nie przejmuje. W końcu dojadą. Chyba jedynym krajem, gdzie pasażerowie mogą liczyć na punktualność, jest Albania. Ale tam planowe czasy przejazdów są tak długie, że pociągi musiałyby chyba w ogóle nie ruszać ze stacji, żeby gdzieś się spóźnić.

Albańskie koleje słyną również ze swojego taboru. Składa się on głównie z wagonów przekazanych kiedyś przez Niemców, Włochów i kilka innych państw. Cechą charakterystyczną jest świetna klimatyzacja – w większości składów nie ma okien, bo dzieci uznają za cudowną zabawę rzucanie w nie kamieniami.

Używane składy z zagranicy kursują również w Bośni i Hercegowinie. Na trasie między Mostarem i Sarajewem pasażerowie jeżdżą w starych wagonach przekazanych przez Królestwo Szwecji. Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się, że w tym skandynawskim kraju mogło kiedykolwiek powstać coś równie fajnego. Drewniane wyposażenie, miłe fotele, staroświeckie wieszaki na kurtki. O skandynawskim rodowodzie świadczyć mogą tylko wszechobecne naklejki z przekreślonym papierosem, ale miejscowi nic sobie z nich nie robią.

Jednym z ciekawszych składów, jakim jechałem, był lokalny pociąg łączący Braszów z Teiuş i po drodze mijający, dla mnie dużo ważniejszą, Sighișoarę. Chociaż rumuńskie koleje prezentują zwykle całkiem przyzwoity poziom, to tym razem było inaczej. Wagony przypominały trochę znane z filmów wózki nowojorskiego metra. Nazwa stacji docelowej zapisana była… kredą. Przód pierwszego wagonu oddzielony był od reszty kocem, przybitym do framugi przy pomocy gwoździ. W ten sposób drużyna konduktorska odgradzała się od reszty pasażerów, których większość stanowili Cyganie. Prawie wszyscy wysiedli na stacji w Augustin, wsi, w której Romowie stanowią większość mieszkańców. Ja, jako członek kolejarskiej rodziny i posiadacz biletu FIP, dostąpiłem zaszczytu zasiadania w owej oddzielonej części. Możecie mi zazdrościć.

Problemem dla podróżująch są bardzo oszczędne rozkłady jazdy. W Albanii wypis wszystkich połączeń mieści się na jednej tablicy i obejmuje około 20 pozycji. Nie dość, że kolej nie dociera nawet do dość dużych miast (właściwie całe południe – Saranda, Berat, Gjirokastra – jest odcięte od sieci kolejowej2), to tylko na trasie Tirana-Durrës kursuje więcej, niż jedna para pociągów dziennie. Podobnie jest też w Bośni i Hercegowinie i Macedonii, a niewiele lepiej w Serbii. W BiH, ze względu na małą ilość połączeń, zamyka się nawet wejścia na perony i wpuszcza na nie ludzi dopiero na pół godziny przed odjazdem jakiegoś pociągu.

Kiedy już jednak uda nam się wsiąść do wagonu, to widoki za oknem zwykle rekompensują godziny oczekiwania. Trasy na Bałkanach należą bowiem do najbardziej widowiskowych w Europie. Ludzie z całego świata przyjeżdżają po to, by przejechać się pociągami relacji Belgrad-Bar, Szkodra-Pogradec czy Mostar-Sarajewo. Dla takich jak oni długie czasy przejazdów nie są żadnym problemem, wręcz przeciwnie. Dłużej mogą się delektować krajobrazami.

Pociągi pociągami, widoki widokami, ale moją prawdziwą miłością są stacje kolejowe. Jeśli ktoś kiedyś zechce przejrzeć robione podczas moich wyjazdów zdjęcia, to pewnie znowu zostanę uznany za terrorystę. Duży procent fotografii przedstawia bowiem właśnie mniejsze i większe dworce czy stacyjki. Na Bałkanach pod względem piękna dworców jest różnie.

Najbrzydsza jest stacja w najbardziej paskudnym mieście Bałkanów, czyli w Podgoricy. Jednak nie jest to żadnym zaskoczeniem – jak mogłoby być inaczej w miejscu, gdzie nie ma nic ładnego? Najbardziej rozczarowuje w tej kwestii Bośnia i Hercegowina. Spodziewałem się, że w Sarajewie zobaczę jakąś przytulną, trochę orientalną stację. A co spotkałem? Większą wersję dworca w Kielcach. Również pozostałe miasta w tym kraju nie mają się czym pochwalić. Banja Luka i Mostar zostały obdarowane w czasach Tity podobnymi pięknościami.

Nie zrozumcie mnie źle, same budynki mogą się podobać. Jednak zupełnie nie pasowały mi do reszty kraju. Już prędzej tak wyobrażałbym sobie dworzec w Belgradzie. Tymczasem ten jest zaskakująco kameralny. Pomalowane na jasnożółty kolor ściany odgradzają perony od huku miasta. Można sobie w spokoju usiąść w ogródku jednego z barów i, patrząc na odjeżdżające pociągi, wypić najgorsze piwo w całej Serbii3.

Siedzi się tym przyjemniej, że stacja w Belgradzie to dworzec czołowy, a ja uwielbiam takie. To na nich można rzeczywiście poczuć, że zostawia się za sobą świat nieruchomych miast i wkracza w Królestwo Ruchu. Wielka szkoda, że w Polsce takich stacji już prawie nie ma4.

Wszystkim, którzy znajdą się na Bałkanach, polecam przejechać się choć raz miejscowym pociągiem. Nawet zaprzysięgłym autostopowiczom. Ceny biletów są bowiem dużo niższe, niż w Polsce (w Albanii jeździ się prawie za darmo). A jeśli i one są za wysokie, to zawsze można pogadać z konduktorem, czy nie udzieli nam specjalnej zniżki. Zwykle się zgadza, tylko potem jakoś zapomina wypisać biletu. Pewnie przez przypadek. Ktoś potrafi wyjaśnić ten fenomen?

1Który wcześniej, kiedy dowiedział się, że jestem z Polski, przywitał mnie po polsku słowami: „po pierwsze, nie bierzcie nas za naiwnych”. Ponoć to cytat z jakiegoś filmu wojennego. Tutaj telewizja emituje zagraniczne programy w oryginale, z napisami po serbsku. Wróć.
2Jest to o tyle zaskakujące, że Enver Hodża, za którego rządów powstała albańska kolej, był z Gjirokastry. W kraju tym zaś kulturowy i polityczny podział na północ i południe jest bardzo wyraźny.Wróć.
3„Premijer”, dzieło należącego do Kolei Serbskich minibrowaru Romantika. Nie ma co jednak narzekać na jego jakość, bo czego się spodziewać wydając 80 dinarów?Wróć.
4Na myśl przychodzi mi tylko stacja w Zakopanem, Warszawa Wileńska i  Wrocław Świebodzki, przy czym z tego trzeciego nie odjeżdżają już pociągi. Z dawnej Łodzi Fabrycznej nie został nawet budynek.Wróć.


Opublikowano

w

, ,

przez