Jednym z mniej znanych faktów z życia Józefa Stalina jest to, że sowiecki dyktator kochał kino. Jeszcze mniej znany jest fakt, że rozkazał zabić słynnego amerykańskiego aktora Johna Wayne’a. I to nie dlatego, że nie spodobało mu się to jak zagrał.
Powiedzieć, że Stalin lubił filmy, to nic nie powiedzieć. Każdy dom który do niego należał był wyposażony w prywatne kino. Wiele spotkań politbiura kończyło się tym, że Stalin zapraszał obecnych do kremlowskiego kina. Śmiertelnie przerażało to ministra ds. kinematografii Iwana Bolszakowa który bał się, że któreś z kolejnych dzieł sowieckiego przemysłu filmowego które im pokazywał nie spodoba mu się tak bardzo, że kupi mu bilet w jedną stronę do gułagu.
Pasja Stalina szła jednak dalej niż bierne oglądanie filmów. Blisko przyglądał się pracy reżyserów i wzywał ich na Kreml na konsultacje. Sugerował im tytuły i zmiany w scenariuszu. Napisał nawet słowa do kilku piosenek śpiewanych w komedii Wołga, Wołga. Dla jednego z reżyserów, Aleksieja Kaplera, zainteresowanie dyktatora okazało się zresztą tragiczne. W 1939 Stalin konsultował z nim scenariusz jego autorstwa do filmu o Leninie. Poznał wtedy jedyną córkę Stalina, Tatianę. Trzy lata później szesnastoletnia dziewczyna zakochała się w nim. To, czy faktycznie mieli romans, jest do dzisiaj sprawą dyskusyjną, ale Stalin nie zwykł się przejmować takimi szczegółami – w 1943 reżyser został aresztowany i pod pretekstem współpracy z brytyjskim wywiadem trafił na pięć lat do syberyjskiej Workuty. Gdy wyrok upłynął władze stwierdziły, że najwidoczniej nie zrozumiał swojego błędu i kolejne pięć lat spędził w obozie pracy.
Zainteresowanie Stalina kinem nie było jednak tylko hobby. „Kino to najważniejsza ze sztuk” – powiedział swego czasu Lenin i Stalin całkowicie się z tymi słowami zgadzał. Uważał filmy za potężne narzędzie propagandowe. Socrealistyczne dzieła o robotnikach, historyczne superprodukcje o rosyjskim bohaterstwie, a nawet lekkie muzyczne komedie – kino miało pomóc mu utrzymać lud Rosji pod bolszewickim butem.
Po drugiej stronie oceanu również doceniano potęgę kina. Rząd USA nawet podczas wojny nie przejął kontroli nad przemysłem filmowym, ale Hollywood nie miało zamiaru ryzykować, że Wujek Sam zmieni jednak zdanie i grzecznie współpracowało z Biurem Informacji Wojennej (OWI) – amerykańską agencją odpowiedzialną za propagandę. A że Stalin był wtedy sojusznikiem, to w amerykańskich filmach tego okresu łatwo trafić na mocno upudrowany wizerunek Sowietów i komunizmu. Najsłynniejszym tego przykładem jest Misja w Moskwie – ekranizacja książki byłego ambasadora w ZSRR Josepha E. Daviesa, która przedstawiała m.in. procesy moskiewskie jako zgodne z prawem a ich ofiary – jako piątą kolumnę Niemiec i Japonii.
Sytuacja zmieniła się po wojnie, kiedy Rosja przestała być sojusznikiem. Działalność senatora McCarthiego, który próbował zwalczyć sowiecką infiltrację z czasów wojny oraz sytuacja polityczna na świecie sprawiły, że wybuchła kolejna czerwona panika.
Działalność McCarthiego, wbrew obiegowej opinii, dotyczyła jedynie prawdziwych sowieckich agentów. „Polowanie na czarownice”, o które często się go oskarża, było natomiast dziełem Komisji ds. Nieamerykańskiej Działalności Izby Reprezentantów (HUAC), powołanej w 1938 roku w celu zwalczania komunistycznej aktywności.
Produkowane w Hollywood w tamtym okresie filmy były bardzo antykomunistyczne. Co było skądinąd proste do wytłumaczenia. Po pierwsze – tego właśnie chciała publika. Ale istotniejszym powodem była właśnie działalność HUAC. Filmowcy podejrzewani o sympatię do komunizmu mogli bowiem trafić na rządową czarną listę co pomimo jej nieformalności zazwyczaj oznaczało koniec kariery. Nikt nie chciał ryzykować.
Stalinowi bardzo się to nie podobało. Wiedział, że amerykańska kultura bardzo silnie oddziałuje na powojenny świat a antykomunizm Hollywoodu utrudni kolejne zwycięstwa komunizmu. A szczególnie na nerwy działał mu John Wayne.
W przeciwieństwie do wielu luminarzy Hollywoodu Wayne nie był antykomunistą z przymusu. Wayne, będąc w młodości lekko na lewo, później szczerze nienawidził komunizmu i nigdy tego nie ukrywał. Był jednym z założycieli Stowarzyszenia Filmowego dla Zachowania Amerykańskich Ideałów, zrzeszającego takich ludzi jak Walt Disney, Clark Gable czy Gary Cooper, które walczyło o to, żeby lewicy nie udało się uzyskać wpływu na amerykańskie kino. Z całego serca popierał również działalność HUAC i wykorzystywał swoją pozycję w Hollywood aby filmowcy, którzy znaleźli się na czarnej liście, nie mieli łatwego życia.
Jego działalność nieszczególnie podobała się reszcie Hollywoodu. Często zarzucano mu na przykład hipokryzję przypominając, że kiedy on kręcił propagandę inni aktorzy, jak Jimmy Stewart, ryzykowali życie na froncie. Była to prawda, ale tylko częściowo – Wayne kilkukrotnie próbował wstąpić do wojska ale jego kandydatura nie została przyjęta gdyż uważano, że jego popularność odda większe usługi w propagandzie niż on sam jako żołnierz. Jedynie OSS – które później ewoluowało w CIA – zgodziło się na przyjęcie go w swoje szeregi ale Wayne nigdy się o tym nie dowiedział – list z decyzją został przechwycony przez jego producenta.
Stalin, co może wydawać się dziwne, bardzo lubił amerykańskie westerny i samego Wayne’a. Po którymś z kremlowskich seansów stwierdził jednak, że „Wayne to bezpośrednie zagrożenie i powinien zostać zamordowany”. Nie wiadomo, czy naprawdę tego chciał – Stalin często bywał w ich trakcie pijany – ale to była w końcu Sowiecka Rosja i nikt nie chciał się narazić na jego gniew. Życzenie Stalina trafiło więc do KGB.
O całej sprawie w jakiś sposób dowiedziała się FBI. Agenci postanowili więc ostrzec słynnego aktora. Wayne przyjął ich słowa spokojnie – groźby śmierci ze strony komunistów nie były dla niego niczym nowym i miał kiedyś powiedzieć jednemu ze swoich przyjaciół, który ostrzegał go przed nadmiernym antykomunizmem, że „żaden cholerny komuszek mnie nie przestraszy”. Kiedy agenci zaproponowali mu ochronę Wayne odrzekł tylko, że „nie będę się ukrywał do końca życia, to kraj wolnych ludzi i tak pozostanie”.
Zamiast tego aktor i agenci FBI opracowali plan zasadzki na zabójców z KGB. Kontrwywiadowi udało się ustalić datę kiedy pojawią się w studiu Universal żeby zabrać stamtąd aktora w ustronne miejsce i że będą przebrani za agentów FBI. Ich informacje okazały się prawdziwe – po zmroku przed bramą studia pojawiło się dwóch mężczyzn, mówiących z perfekcyjnym amerykańskim akcentem, którzy pokazali odznaki FBI i spytali o to gdzie jest Wayne. Kiedy weszli do biura w którym miał przebywać z sąsiedniego pomieszczenia wyskoczyli prawdziwi federalni i ich aresztowali.
Federalni zapakowali niedoszłych zabójców do samochodu i wywieźli ich na ustronną plażę. Tam Wayne i jego scenarzysta, Jimmy Grant, wycelowali w ich głowy pistolety i pociągnęli za spusty. Agenci usłyszeli strzały ale ku swojemu zdziwieniu nadal żyli – broń była załadowana ślepakami. Po tej demonstracji Wayne rzucił do FBI że mają ich odesłać do Rosji. Słysząc to, zabójcy zalali się łzami i zaczęli prosić o litość. Tak bardzo bali się przyznać do porażki, że od razu zgodzili się na współpracę z FBI.
Po przeżyciu pierwszego zamachu, o którym Wayne nie powiedział nawet swojej rodzinie, aktor dalej nie chciał policyjnej ochrony, jednak profilaktycznie przeprowadził się do posiadłości otoczonej wysokim murem. Jeśli chodzi o ochronę, to Wayne ograniczył się do towarzystwa swoich kaskaderów. Jego kaskaderzy byli wobec niego bardzo lojalni i mieli bardzo podobne poglądy polityczne. Często brali również udział w spotkaniach socjalistów w trakcie których nie tylko nadstawiali ucha na kolejne plany zabicia ich szefa ale także lubili się zabawiać wywoływaniem bójek.
Komuniści podjęli jednak rzekomo kolejną próbę w 1953 roku. Wayne był wtedy w Nowym Meksyku, nagrywając Hondo. Lokalna policja poinformowała go, że jacyś obcy ludzie zadają podejrzanie dużo pytań o niego. Mieli mu zaproponować, że się ich „pozbędą” ale Wayne powiedział, że wystarczy jak ich aresztują.
Druga próba zamachu – Wayne święcie wierzył, że właśnie to miało miejsce w Nowym Meksyku – miała miejsce już po śmierci Stalina. Aktor był przekonany, że stał za nią jego następca, Nikita Chruszczow, który skądinąd również był fanem jego filmów. Kiedy miał okazję się z nim spotkać w 1958 roku, podczas wizyty Chruszczowa w USA, zapytał go o to wprost podczas prywatnej rozmowy. Chruszczow powiedział mu, że rozkaz był decyzją Stalina i on sam wycofał go zaraz po dojściu do władzy, a ludzie z Nowego Meksyku nie mieli nic wspólnego z Sowietami.
Nie były to jednak jedyne starcia Wayne’a z komunistami. Następne miało miejsce w 1955 roku, kiedy Wayne nakręcił kolejny antykomunistyczny film, Krwawą Aleję. Grupa amerykańskich komunistów była tym tak rozsierdzona, że postanowiła zaatakować go w jego własnym domu. Wayne dowiedział się o tym i, zamiast jak normalny człowiek zgłosić się na policję, czekał na nich w towarzystwie swoich kaskaderów. Kiedy napastnicy pojawili się w pobliżu posiadłości, Wayne i jego ludzi ich złapali i bili tak długo, aż ci zaczęli prosić o litość, po czym jeden z kaskaderów, Yakima Canutt, wręczył im bilety do Rosji.
Ostatnie spotkanie z komunistami miało miejsce w 1966 roku w Wietnamie. Wayne był gorącym zwolennikiem tej wojny i postanowił odwiedzić żołnierzy na froncie. W przeciwieństwie do wielu tego typu wycieczek amerykańskich gwiazd on udał się w pobliże strefy walk. Tam dostał się pod -na szczęście niecelny- ogień snajperów. Jeden ze snajperów został później złapany i ujawnił, że za zabójstwo Wayne’a jest nagroda, ufundowana przez innego komunistycznego dyktatora, samego Mao Zedonga.
Historia o potyczkach Wayne’a z zabójcami z KGB wydaje się bardzo nieprawdopodobna i niestety źródła, które by ją potwierdzały, są raczej mało solidne. Ujawnił ją Michael Munn, autor biografii John Wayne – Man Behind The Myth. On sam miał ją usłyszeć w 1983 od legendarnego Orsona Wellesa. Ten z kolei dowiedział się o tym od Sergieja Bondachuka, który z kolei usłyszał ją niezależnie od Kaplera i, niezależnie, od Gerasimowa. O tym, co zaszło w USA miał go z kolei poinformować go Cannut.
Zapewne nigdy nie uda się już potwierdzić czy Stalin naprawdę chciał zamordować jednego z najsłynniejszych aktorów Hollywoodu i czy opowiedziana przez Munna historia nie jest po prostu częścią mitu, który go otacza. O tym, czy zdarzyło się to naprawdę, każdy musi więc zadecydować sam.