Ikonoklazm stosowany

Od wczoraj planowałem napisanie tekstu o tym całym obalaniu pomników. Kiedy w końcu znalazłem czas żeby wreszcie do niego siąść na Twitterze akurat wyskoczyło mi info, że obalili kolejny. Tym razem – Waszyngtona w Portland.

Zasadniczo obalanie nieprawomyślnych pomników nie jest dla amerykańskiej lewicy jakąś wielką nowością. Zajmowali się tym, kiedy jeszcze cały i zdrowy George Floyd nagrywał pornole i terroryzował kobiety w ciąży. Tyle tylko, że wtedy po naszej stronie sadzawki nikt się tym jakoś nadmiernie nie przejmował, bo i zjawisko było dużo mniej rozpowszechnione, i „rasistów” z Konfederacji – tej amerykańskiej a nie tej korwinowej – bronić za bardzo przeca nie wypada.

Tym razem jednak ikonoklazm lewarów wszedł na pełnej kurtyzanie. Praktycznie codziennie wściekła tłuszcza niszczy jakiś mniej lub bardziej foremny pomniczek albo pisze petycje do władz żeby zrobiły to za nią. A te zwykle posłusznie to robią.

Zjawisko skądinąd tak wyrwało się spod kontroli, że nikt już nie patrzy, czy osoba na pomniku faktycznie rasistą była. Ten Waszyngton ze wstępu to postać faktycznie dość szemrana, niewolników posiadał, ale nie brak w ostatnich dniach przykładów dużo bardziej kuriozalnych.
Ot, na przykład jakoś tak 2 dni temu podano, że władze kalifornijskiej Ventura ogłosiły, że figura świętego Junipero Serra, która dotychczas dumnie stała przed ratuszem, zostanie przeniesiona w jakieś miejsce, gdzie nie będzie raziła lewarskiej wrażliwości, która to lewarska wrażliwość kazała im pomazać świętego czerwoną farbą i zrzucić z cokołu. A tym poszło o to, że św. Junipero zbudował 9 z 21 kalifornijskich misji, a ich misjonarze nawracali lokalsów na katolicyzm. To, że gdyby nie misje, to hiszpańscy żołdacy nie bawiąc się w żadne nawracanie wyrżnęliby połowę a drugą połowę zapędzili do pracy w kopalniach złota jakoś nie przyszło im do głowy. Ani to, że akurat św. Junipero to tych swoich Indian zdecydowanie bronił przed okrucieństwem władz cywilnych. Bo jak rydwan postępu pędzi to nie ma czasu na przejmowanie się takimi szczegółami.

Junipero od biedy można uznać za postać kontrowersyjną. Ale jakiś czas temu w Filadelfii tłuszcza zdewastowała pomnik Matthiasa Baldwina. Baldwin był wprawdzie bogatym przemysłowcem i wstrętnym kapitalistą, ale nie mam zielonego pojęcia dlaczego ktoś uznał go za rasistę. Ten sam Baldwin bowiem całe życie przejmował się losem czarnoskórych w USA. Inwestował niebagatelne kwoty w pomoc dla nich i nawet założył szkołę, w której mogli się uczyć za darmo – z własnej kieszeni opłacał koszty i pensje nauczycieli. Walczył też o to, aby czarni w jego stanie mogli głosować. A robił to wszystko ze świadomością, że jego konkurenci wykorzystają to przeciwko niemu aby psuć mu interesy na południu. Jakby wiedział, że po ponad 200 latach jacyś debile będą go nazywać rasistą i kolonizatorem, to pewnie machnąłby na to wszystko ręką.

Jeszcze ciekawiej dzieje się na naszej półkuli. W takiej na przykład Szwecji jakiś były lewicowy polityk, nazwiska nie pomnę, zaproponował obalenie pomnika Karola XII i zastąpienie go statuą Grety Thunberg, czyli tej uczennicy, która wymyśliła sobie, że nikt się do niej o wagary nie przyczepi jak zacznie opowiadać, że wagaruje w imię walki z pogodą -dodałem to info bo sądząc po tym, jak się niedawne artykuły o Grecie kliknęły mało kto już o niej pamięta. Sam Carolus Rex rasistą raczej nie był, bo nie miał na to czasu. Całe dorosłe życie spędził bowiem na wojnie, i to jak na złość na wojnie z białymi, w tym z polskimi faszystami. Ale był królem, więc to już wystarczyło, żeby jakiś szwedzki przygłup zaczął twierdzić, że jego pomnik promuje wartości antydemokratyczne, a Greta wzbudzi w jego kompatriotach dużo bardziej postępowe uczucia.

A już zupełnie absurdalnie jest w kraju przy którym nawet Szwecja to oaza normalności – Wielkiej Brytanii. Tam na przykład władze któregoś z nadmorskich miasteczek schowały przed demonstrantami pomnik Roberta Baden-Powella. Trochu mnie to zdziwiło bo akurat B-P to taka raczej mało kontrowersyjna postać była i nic, poza nieco zbyt dwuznaczną okładką pierwszego wydania Scouting for Boys, nie udawało mi się mu przypisać. Pisząca o tym brytolska prasa podawała jedynie, że lewarom nie podobało się jego poparcie i sympatia dla Hitlera, bez wnikania w szczegóły. Trochę mi zajęło ustalenie tego, ale te oskarżenia wiązały się z tym, że B-P spotkał się kiedyś z Ribbentropem, który wtedy był jeszcze ambasadorem III Rzeszy w Londynie, i dwoma tuzami z Hitlerjugend. Panowie powiedzieli mu, że zbliżenie brytyjskiego ruchu skautowskiego z HJ byłoby z pożytkiem dla obu tych organizacji i obu narodów a Ribbentrop zaprosił go do Berlina aby mógł osobiście przedyskutować to z Adolfem. B-P, dżentelmen starej daty, dzień później napisał mu uprzejmą wiadomość z podziękowaniem za spotkanie, złożył relację z niego brytyjskiemu wywiadowi, po czym spakował mandżur i wyjechał do Afryki, gdzie spędził resztę życia. I to wystarczyło, aby lewarzy teraz zrobili z niego nazistę.

Kiedy jeszcze dochodziłem do siebie po tym odkryciu dowiedziałem się, że w Liverpoolu trwa ostry lobbing na rzecz zmiany nazwy ulicy Penny Lane. Tak, tej samej którą na cały świat wypromowali jednym ze swoich przebojów Lennon i McCartney. Tamtejsze lewary dowiedziały się bowiem, że w okolicy mieszkał handlarz niewolników o nazwisku Penny i uznały, że nazwano ją tak na jego cześć. To, że nie ma na to nawet cienia dowodu, a większość historyków uważa, że nazwa powstała bo na tej ulicy był punkt pobierania opłacanego w pensach myta, mało kogo obeszło.

Gdyby tego mało, to jakiś czas wcześniej/później – mota mi się już trochę chronologia – wandale zdewastowali pomnik Roberta Bruce’a w Stirling, nazywając go przy pomocy farby w spreju „rasistowskim królem”. Tutaj sprawa już wywołała większe poruszenie bo dosłownie nikt nie wie o co tym razem lewarom poszło. I Anglia i Szkocja na przełomie XII i XIII stulecia były bowiem wielce homogeniczne i jest wielce prawdopodobne, że Bruce nie tylko nie był rasistą ale też nigdy w życiu żadnego Murzyna z bliska nie widział. No chyba, że uznamy Anglików, których faktycznie trochę natłukł, za odrębną rasę, z czym w zasadzie mogę się zgodzić. Chociaż ja osobiście mam inną teorię: Robert Bruce był rasistą ponieważ w serialu, jaki o nim nakręcił Netflix, nie zagrał go czarny aktor.

Takich przykładów można by zapewne znaleźć jeszcze wiele. Już w trakcie pisania tego tekstu zajrzałem zresztą na Twittera, a tam nieoceniony Adam Gwiazda doniósł, że w założonym przez świętego Junipero San Francisco lewary zdewastowały pomnik Cervantesa. Tutaj przynajmniej związki z niewolnictwem były jasne i nie trzeba się głowić jak przy tym szkockim królu: wracając z wojska Cervantes wpadł w ręce berberyjskich piratów i spędził kilka lat jako niewolnik aż rodzina zebrała pieniądze na zapłacenie okupu. A takich przypadków będzie więcej, bo każdy chciałby przecież sobie coś obalić, a pomników rasistów nie przybywa i wkrótce nie będzie innego wyjścia niż szukanie jakiś granitowych ersatzów i udawanie, że one też rasistów przedstawiają.

Przepraszam, ale jeszcze jednym przykładem muszę się podzielić bo jest zbyt absurdalny aby go zachować dla siebie. Otóż w Oakland tamtejsze władze dostały zgłoszenie, że w lokalnym parku ktoś powiesił szubienice. Oczywiście od razu zinterpretowano to, że to jakiś sympatyk Ku Klux Klanu daje do zrozumienia, że będzie linczował murzynów. Do śledztwa w tej sprawie zaangażowano ogromne siły policyjne i poproszono nawet o pomoc FBI. Sprawca – nota bene czarnoskóry – sam jednak zgłosił się do policjantów. Powiedział im, że te „stryczki” powiesił razem z kolegami na drzewach kilka miesięcy wcześniej bo lubili sobie na nich ćwiczyć. Ćwiczyć wspinaczkę, dodajmy, a nie wieszanie pobratymców, bo żaden z tych „stryczków” stryczka nawet z daleka nie przypominał, były to zwykłe liny z zawiązanymi co kawałek supłami i uchwytami na końcu. Co ciekawe lokalne władze wcale po tym wyzwaniu nie przerwały śledztwa, bo tamtejsza burmistrz – a jakże, Demokratka – stwierdziła, że to że intencje nie były rasistowskie nie oznacza, że sam czyn takim nie był, a każdy, kto na tych linach zażywał aktywności fizycznej nieintencjonalnie mógł demonstrować nienawiść do murzynów.

Jak to jankesi mawiają, you can’t make this shit up.

Dobra, przejdźmy do właściwego tematu. Dlaczego to robią? Dlaczego niszczą każdy pomnik w zasięgu wzroku, nawet jeśli jego rasistowskie przesłanie jest mocno naciągane albo wręcz nie ma go wcale?

Widziałem już dziesiątki analiz tego zjawiska. Te pisane z lewej strony zasadniczo mają wartość papieru toaletowego, bo ich autorzy nie potrafią lub nie chcą wyjść poza schemat, że robią słusznie i to wszystko jest niezbędnym krokiem na drodze do pokonania rasizmu. Ziew. Jednak także autorzy z prawej strony nie do końca chyba to rozumieją. Tworzą więc jakieś piętrowe teorie o marksizmie kulturowym i próbach zmiany paradygmatu pojęciowego. Ba, nawet jakieś nawiązania do Fukuyamy widziałem. I chociaż ich teksty są dużo bardziej rozrywkowe, to moim zdaniem równie słabo tłumaczą to zjawisko.

A odpowiedź jest prosta. Niszczą pomniki – bo mogą!

Pooglądajcie sobie zdjęcia z dowolnej z tych manifestacji. I popatrzcie kto bierze w niej udział. Pierwszym, co rzuci się w oczy będzie to, że czarnoskórzy to mniejszość. Oni, po zaopatrzeniu się w nowe telewizory i konsole, słusznie się z tego wymiksowali zanim władze się wreszcie wezmą do kupy i zaczną robić porządek. Ich zresztą jakoś szczególnie bym nie winił. Demokraci od pół wieku ich przekonują, że są ofiarami rasizmu, więc doprawdy trudno się dziwić, że po takim praniu mózgu od czasu do czasu im się uleje i sami sobie reperacje wypłacą czy jakiś pomniczek obalą.

Pomińmy więc tych niezbyt już licznych murzynów którym chce się jeszcze w to bawić i skupmy się na dwóch pozostałych grupach. Kogo tam widzimy? Wymoczkowatych facecików i bardzo, bardzo brzydkie dziewczęta. Osoby, którym w szkole pewnie inne dzieci zabierały kanapki i kieszonkowe. Dziewczyny, które były obiektem kpin ich ładniejszych koleżanek. Faceci, którzy mogli jedynie pomarzyć o tym, że wspomniane ładniejsze koleżanki umówią się z nimi na randkę. Chodzące kompleksy.

W końcu zrozumieli jednak, że razem stanowią znaczną siłę. Zobaczyli ilu ich jest, poczuli siłę i czas, jak śpiewał poeta. I zaczęli się mścić na społeczeństwie, na razie poprzez burzenie pomników. Zwykła nieskrępowana destrukcja napędzana latami tłumionej frustracji. Bez nadmiernego zastanawiania się nad tym, czy ma sens czy nie, i czy obiekty ich wściekłości na pewno na nią zasłużyły. Pokazanie dominacji, dla wielu z nich zapewne pierwsze takie doświadczenie w życiu. Burzymy wam pomniki a wy nie jesteście w stanie nam nic zrobić.

Swoją część benzyny do tego ognia dolali oczywiście politycy, media i korporacje. Zamiast nazwać ich tym, czym są naprawdę – bezmyślną destrukcyjną tłuszczą – lewicowi politycy i media przyjęli strategię appeasementu. Usprawiedliwiają ich, mówią, że może i metody nieco kontrowersyjne, ale przecież sprawa słuszna, a w takich czasach nie ma co patrzeć na szczegóły. Korporacje natomiast, zawsze chętne do podłączenia się do każdego trendu, który pozwoli im zarobić chociaż jednego dolara więcej, zaczęły gremialnie walczyć z rasizmem lub, w wypadku tych z nieco dłuższą historią, przepraszać za rasizm.

Istna mieszanka wybuchowa. Do radości z destrukcji i poczucia absolutnej bezkarności doszło jeszcze niezwykle przyjemne przeświadczenie, że walczy się w słusznej sprawie. Tym samym nie spodziewam się, żeby sytuacja miała się zbyt szybko poprawić. Jeśli już, to po wyczerpaniu pomników zaczną atakować „rasistów”, którzy jeszcze żyją. A efekt tego będzie taki jak zawsze.

Izak Newton, który był bardzo mądrym kolesiem, sformułował kiedyś zasadę, że każdej akcji towarzyszy przeciwnie zwrócona reakcja. Ta zasada ma zastosowanie nie tylko w fizyce. Cały ten chaos, który teraz widzimy, nie będzie trwał wiecznie. Prędzej czy później zmęczenie i frustracja zwykłych obywateli, tej całej „cichej większości”, która chce tylko żyć w spokoju, staną się tak duże, że oddadzą władzę komuś, kto ich przekona, że zrobi z tym porządek. Jest to moim zdaniem nieuniknione. I choć nie jest to raczej kwestia najbliższej przyszłości, to jestem spokojny, że większość z nas tego dożyje. I ci, którzy teraz z takim entuzjazmem obalają pomniki, kiedyś będą z dużo mniejszym entuzjazmem karczować drzewa na Alasce albo tyrać w brytyjskich obozach pracy.

Ale w tym wypadku jakoś trudno mi się tutaj zdobyć na współczucie.


Opublikowano

w

przez