Rozmowa z Jakubem Barańskim, ekspertem firmy Bose Polska.
Od kiedy istniejecie na rynku?
Od 50 lat. Dokładnie od 1964 r.
Okrągła rocznica?
Dokładnie tak. Przez pierwsze trzy lata założyciel firmy razem ze swoim współpracownikiem pracowali nad głośnikiem w formie narożnej. Okazał się dobry, ale nie podbił rynku.
Załamał się?
Nic z tych rzeczy, jak sam stwierdził, postanowił „pójść i pomyśleć”. Wrócił z pomysłem kolumn 901, legendarnego modelu, który jest nieprzerwanie produkowany od 1968 r. To był produkt, który zapewnił firmie mocną pozycję. Specyficzne kolumny, które emitują dźwięki ośmioma głośnikami do tyłu, czyli jakby do ściany. Tylko jeden jest skierowany na odbiorcę. W ten sposób uzyskujemy dźwięk stereofoniczny bez względu na to, czy siedzimy na skrajnej lewej stronie kanapy, czy na prawej. Później firma Bose zapewniała nagłośnienie dla armii amerykańskiej…
Głośniki na śmigłowcach z „Czasu apokalipsy” są wasze?
(śmiech) Tego nie wiem, ale kontrakty rządowe nie były nigdy głównym sposobem na sprzedaż. Podam przykład z Europy. Jakiś czas temu firma zauważyła nagły skok sprzedaży w Niemczech. Miejscowy dealer sprzedawał nieprawdopodobne ilości naszego sprzętu. Okazało się, że jego sklep znajdował się w małym miasteczku w Niemczech.
Niech zgadnę. Baza wojskowa w Rammstein?
Nie. Nie miało to nic wspólnego z amerykańskimi żołnierzami. Była to niewielka niemiecka miejscowość, której mieszkaniec stworzył sklep z głośnikami we własnym domu. Kanapa, obrazy, jakiś telewizor i zestaw hi-fi podpięty pod nasze głośniki. Żadnych elementów wygłuszeniowych. Ten dealer sprzedawał największą ilość naszego sprzętu w Europie. Od niego zresztą zaczął się nasz rozwój na rynku europejskim, a nasze salony do dziś przypominają domowe zacisza.
Zakłócane mocnym łupnięciem basu…
(śmiech) A propos hałasu. Nasze najlepsze słuchawki wyciszające dźwięki z zewnątrz powstały podczas podróży samolotem. Założyciel firmy Amar Bose leciał z Europy do Stanów Zjednoczonych i stwierdził, że jest bardzo głośno, a on nie może skupić się na swoich myślach.
Nie lubił ludzi?
Przeciwnie. Uwielbiał pracować z ludźmi. Był nie tylko wynalazcą, ale też wykładowcą, uczył. Chodziło o silniki. W efekcie jeszcze na pokładzie samolotu powstał zarys pomysłu, który doskonale sprawdza się do dziś.
Prawdziwy geniusz, nie ma co. Gdzie zdobywał wiedzę?
Studiował w Massachusetts Institute of Technology. Po zakończeniu studiów zaproponowano mu pracę na uczelni i do dziś jest wspominany jako jeden z najlepszych mówców i wykładowców.
Nie dziwota, mając za sobą swoje głośniki, musiał być świetnie słyszalny.
(śmiech) Widziałem jego wykłady i mówił bez żadnego nagłośnienia. Natomiast ważne jest to, że jego kariera naukowa szła w parze z rozwojem firmy. Wykładał cały czas na uczelni, jednocześnie prowadząc firmę. I tu kolejna ciekawostka. W 2011 r., dwa lata przed śmiercią, przeanalizował historię różnych marek, które miały swój dobry żywot do momentu, kiedy żył założyciel firmy, i przekazał Bose na własność swojej uczelni.
Nie miał dzieci?
Miał. Natomiast wiedział, że uczelnia będzie kierować do Bose swoich najlepszych ludzi, oddanych inżynierii i dźwiękowi.
Przy okazji dobrze na tym zarabiając…
To też nie tak. Większość zysków Bose trafia na fundusze stypendialne MIT, rozwój technologii, badania naukowe. Bose nie ma udziałowców na giełdzie, więc nikt nie dyktuje rozwoju produktu. Jest to firma w pewnym sensie cały czas prywatna. MIT ma korzyść w postaci badań, a Bose ma korzyść w postaci mądrego prowadzenia przez kolejne kilkaset lat.