Wczoraj Platforma po raz kolejny przerżnęła wybory. Jeśli dobrze liczę, to po raz siódmy z rzędu, ale nie jestem tego tak całkiem pewien – tyle tych zwycięstw już było, że autentycznie straciłem rachubę. A dlaczego tak się stało?
Dlatego, co zwykle.
Może się wydawać, że wynik Dudy jest kiepski. Że ledwie udało mu się przeczołgać do zwycięstwa. Ale tak nie jest. Z przyczyn oczywistych obserwowałem jego kampanię na bieżąco i wielokrotnie łapałem się za głowę. Jego sztab odstawiał momentami taką amatorszczyznę, że ręce opadały a członkowie partii momentami sprawiali wrażenie jakby starali się aktywnie sabotować jego kampanię. W takich warunkach jego wynik, moim zdaniem, i tak był świetny.
Zresztą, co to za różnica. Wygrał. Tylko to się liczy i tylko to będzie miało przez najbliższe lata znaczenie. O tym w jakim stylu wygrał za tydzień już i tak nikt nie będzie pamiętał. Zwycięzców nie rozlicza się z kampanii bo skoro są zwycięzcami, to znaczy, że ta była udana.
Jak po każdych wyborach wszelkiej maści eksperci wzięli się za rozliczanie tego dlaczego Vox Populi przemówił tak a nie inaczej. Na razie analizy pojawiają się po szeroko rozumianej naszej stronie bo po szeroko rozumianej tamtej stronie na razie jeszcze dominuje pierwszy szok i brednie o „moralnym zwycięstwie” a przekaz dnia jest taki, że wybory zostały rzecz jasna sfałszowane. Na razie tylko nie potrafią się dogadać na czym to fałszerstwo miałoby polegać. Dominuje opinia, że cośtam cośtam głosy w ambasadach – jestem zbyt zmęczony opisywaniem kampani żeby się w to zagłębiać – chociaż spotkałem się już z opinią jakiejś młodej, wykształconej i z wielkiego ośrodka, że – nie, nie wymyśliłem tego – wybory były sfałszowane bo z tarota wyszło zwycięstwo Trzaskowskiego.
Ja też pokuszę się o własną analizę. Oczywiście nie będę tutaj wymieniał wszystkich błędów popełnionych przez PO i Trzaskowskiego, które kosztowały ich kolejną przegraną bo znowu by wyszedł elaborat na kilkanaście stron a ja, jak wspomniałem, jestem już tym wszystkim zmęczony. Skupię się na jednym błędzie, na grzechu pierworodnym PO: niczym nie uzasadnionym przekonaniu, że są partią aspiracyjną.
Rafał Ziemkiewicz w którejś ze swoich wiwisekcji III RP zauważył moim zdaniem bardzo ważną rzecz: to, że Kaczyński nigdy nie był politykiem skrajnie prawicowym czy antysystemowym. Kaczyński w latach osiemdziesiątych był przecież jednym z czołowych przedstawicieli tego, co potem Łysiak ochrzcił Salonem. Jego towarzystwo to przecież był Michnik, Kuroń czy Mazowiecki. To konflikty personalne a nie jakaś radykalna różnica w postrzeganiu rzeczywistości sprawiły, że został zepchnięty w bagno jakim na początku lat dziewięćdziesiątych była polska ideowa prawica. Ci, którzy go tam zepchnęli liczyli zapewne, że utonie. Ale Jaro to twardy zawodnik. Wziął takie karty, jakie dał mu los i utrzymał się w polityce aż w 2001 roku założył Prawo i Sprawiedliwość. W tym samym roku Olechowski, Płażyński i Tusk założyli Platformę Obywatelską. Niedługo potem obie partie się dogadały i w 2005 roku postanowiły iść razem po zwycięstwo.
Wojna polsko-polska jest zjawiskiem tak starym jak, no cóż, Polska. Ale jak ktoś szuka genezy jej obecnej odsłony, to powinien bliżej przyjrzeć się wyborom w 2005 roku. PO do samego końca było przekonane, że osiągną lepszy wynik od PiSu i to oni będą rozdawać karty. Wyborcy zdecydowali jednak inaczej, PiS zdobył więcej miejsc w sejmie i prezydenturę, a PO w ewentualnej koalicji grałaby jednak rolę tego słabszego partnera. Więc nagle, z dnia na dzień, nikt już nie mówił o POPiSie. Jaro, jak to miał w zwyczaju, zaczął grać takimi kartami jakie los mu dał. Problem tkwił w tym, że te karty to była Samoobrona i Liga Polskich Rodzin. I nagle żoliborski inteligent, który pierwsze kroki w poważnej polityce stawiał w towarzystwie późniejszej Unii Wolności, został zmuszony do współrządzenia z wyjątkowo antypatycznym Giertychem i prymitywem Lepperem.
Platforma postanowiła to wykorzystać. Bardzo szybko ich aparat propagandy zaczął używać prostej asocjacji i forsować obraz Jara jako prymitywnego fanatyka a PiS jako partii plebejsko-klerykalnej. My jesteśmy piękni, mądrzy i europejscy. Ty też taki chcesz być, prawda? To głosuj na nas a nie na tych drugich, bo oni to ciemnogród, kler i zacofanie. Nie chcesz, żeby cię z nimi kojarzyli, prawda? Prawda?!
Największym nieszczęściem Platformy było to, że kiedy ta poroniona od samego początku koalicja PiSu z LPRem i Samoobroną w końcu się wykopyrtnęła po dwóch latach to Jaro postanowił ogłosić wcześniejsze wybory. W tych wyborach PiSowi udało się poprawić swój wynik ale PO mimo wszystko zdobyła większość a niedługo potem, po Smoleńsku, prezydenturę. I uwierzyli, że stało się to właśnie dzięki tej strategii.
Czy tak było naprawdę – nie wiem ale wątpię. W wyborach w 2007 PiS de facto dostał więcej głosów niż w 2005 ale PO też dostała ich więcej, co moim zdaniem było efektem rozczarowania Samoobroną i LPRem. W następnych i w prezydenckich udało im się, paradoksalnie, dzięki Smoleńskowi. Wśród wielu osób żywy był wtedy strach, że zwycięstwo Jarka i PiSu sprawi, że pierwszym ruchem nowego rządu będzie wypowiedzenie Rosji wojny. Z dzisiejszej perspektywy może wydawać się to śmieszne, ale ja wtedy mieszkałem w wielkim mieście i doskonale pamiętam, że ten strach był całkiem realny.
To, czy to działało, jest swoją drogą zupełnie dla naszych rozważań całkowicie bez znaczenia. Ważne jest, że PO w to święcie uwierzyła i oparła o to swoją całą tożsamość. W czasach POPiSu PO prezentowała się jako rozsądna, liberalna gospodarczo prawica, której dopełnieniem miało być Prawo i Sprawiedliwość – partia oparta na fakcie, że Lech Kaczyński był ministrem sprawiedliwości, partia obiecująca rozprawę twardą ręką z przestępczością, tą małą i tą wielką. Jarek potrafił się dostosować do sytuacji i zamiast tłumaczyć się, że nie jest wielbłądem wykorzystał te ataki na swoją korzyść, zmieniając PiS w partię ludową i wchodząc częściowo w buty, które opuściła w Polsce lewica. A PO stała się bezkształtną masą bez programu czy nawet jakiejś konkretnej idei, spajaną tylko wizją tego, że ludzie będą na nich głosować aby w ten sposób kupić sobie akces do elity.
Tyle tylko, że o ile skuteczność tej metody była wątpliwa w 2007 czy 2011, o tyle teraz nie działa już na pewno. Za co skądinąd główną winę ponosi to jakie mamy w tym smutnym kraju elity. Te wszystkie gwiazdki telewizyjnych seriali, które karierę chyba wyprosiły na kolanach bo na pewno nie zrobiły jej talentem. Ci wszyscy podstarzali aktorzy, którym wydaje się, że umiejętność prawidłowego wyrecytowania słów napisanych przez kogoś innego sprawia, że wszyscy powinni słuchać ich własnych. Ci wszyscy dziennikarze i publicyści, którzy z mądrą miną i palcem pod brodą prawią najgorsze banały bez cienia oryginalnej myśli. Ci wszyscy profesorowie z Bożej łaski bez żadnego dorobku naukowego. Ci rozwrzeszczani sędziowie, którzy potrafią swoim wyrokiem w biały dzień zniszczyć niewinnemu życie ale bardzo się oburzają, gdy ktoś ich chce z tego rozliczać. Ci wreszcie politycy, którzy mają mentalność bazarowych cwaniaczków a pozują na mężów stanu. Przecież nikt normalny nie chce być z takim towarzystwem kojarzony.
No ni chuja, że sobie tak z podkarpacka podsumuję.
Jedną z głównych oznak inteligencji jest to, że obdarzony nią człowiek potrafi ocenić rzeczywistość, wyciągnąć z niej wnioski i dostosować się do sytuacji. Jarek wielokrotnie dowiódł, że ta umiejętność nie jest mu obca i z zesłania, z którego miał nigdy nie wrócić, stał się głównym rozgrywającym w kraju i osobą, której ambicje daleko poza ten kraj sięgają. Donald też dowiódł, że jest inteligentny – jak platformiany zamek na piasku zaczął trzeszczeć, to dał dyla do Brukseli, zarobił tam kupę kasy a jak Jażdżewski zatopił jego wielki powrót to wycofał się i teraz osładza sobie jesień życia trollowaniem prawaków na Twitterze. Trzaskowski, sądząc po jego zachowaniu i wypowiedziach pod koniec kampanii i po wyborach, też powoli wyciąga wnioski.
Cała reszta opozycji nadal za to nie potrafi zrozumieć, że strategia z 2007 nie zadziałała w 2015, nie zadziałała w 2019 i nie zadziała w 2023. Małpa by już to załapała, a oni dalej nie potrafią. Ba, jest coraz gorzej. Oni są tak święcie przekonani, zarówno politycy jak i sympatycy, że ludzie powinni się do nich garnąć bo są tacy fajni i nowocześni, że fakt że się nie garną budzi w nich autentyczną frustrację. A że nie dociera do nich, że to ich wina, to winą za to potencjalny elektorat. Przykładów nawet nie ma co cytować, każdy od ręki przypomni sobie przykłady mniej lub bardziej skandalicznych wyzwisk z ich strony pod adresem ciemnych mas i rolników z Podkarpacia. A to sprawia, że coraz mniej normalnych osób chce mieć z tym towarzystwem cokolwiek wspólnego i ich strategia nie tylko nie przyniesie rezultatów ale będzie odstraszała kolejnych wyborców, którym polityczne zacietrzewienie jeszcze do końca mózgu nie wyżarło .
Co mnie poniekąd martwi jako osobę, którą rozgrywki polityczne autentycznie fascynują i która lubi jak trzymają wysoki poziom. Ale z drugiej strony jako osobę, która w tym kraju mieszka i której na nim zależy, nie martwi mnie to wcale. I jak elektorat po któryś kolejnych wyborach spuści w końcu Platformę do śmietnika, to będę ostatnim, który uroni nad nimi łzę.