Orgazmistyczne spazmy tłumu

Niedawne zajścia w Warszawie to znaczy zatrzymanie a później aresztowanie dwóch osób związanych z ruchem LGBT doprowadziły do zorganizowania pod pałacem kultury i nauki demonstracji czy też spędu organizacji lewicowych i LGBT. Na miejsce dotarłem około godziny osiemnastej dwadzieścia, na dziesięć minut przed planowanym rozpoczęciem. Traf chciał że znalazłem sobie miejsce akurat koło grupy młodych ludzi, na oko od szesnastu do dwudziestu czterech lat. Zamaskowanych, co nie byłoby dziwne, z tym że część z nich zamiast standardowych maseczek miała na sobie czerwone lub czarne chusty. Dało się od nich usłyszeć rozważania na temat ewentualnego starcia z policją. Teksty typu: „Jeśli użyją gazu łzawiącego to mam mleko na oczy”, „jak zobaczycie że coś odwalam albo udaję, że mi się coś stało to mnie zostawcie” Diduszko wersja numer dwa… Po chwili pojawił się pan w kapeluszu, okularach i masce na twarzy, z dokładnymi instrukcjami co robić jak uciekać (tylko nie do metra), dodał na koniec żeby nie dać się sprowokować a jednocześnie „wiadomo o co chodzi”. Treningi z gimnastyki miejskiej chyba się opłaciły.  Następnie grupka ta rozwinęła flagi Antify i dołączyła do reszty manifestujących.

Całość wydarzenia opierała się na kolejnych wystąpieniach ludzi wylewających swoje żale w formie czegoś co przypominać miało wiersze. Niestety mam wrażenie że po tym wieczorku poetyckim Mickiewicz przewraca się w grobie. „Pytanie które coraz bardziej nie wiem komu mam zadać, pytanie które brzmi: Kolejny raz pytam Ciebie powiedz mi jak długo jeszcze? I Chciałabym wam teraz to jest ten moment kiedy to co mam na papierze się kończy. Na tym papierze który przywiozłam tutaj w foliowej torebce schowanej w skarpetce…” [sic] Najgroźniejsze co mogło tego kogoś spotkać po drodze na manifestację to chyba potknięcie się o własne nogi. Oprócz tego popisu oratorskiego wygłoszonego przez mężczyznę podającego się za kobietę, było również kilka momentów gdzie poczułem się jak w Petersburgu z 1917 roku. Obrażanie policji w tym stwierdzenie że „policja boi się pedałów” oraz inne niewybredne hasła głoszone w stronę ludzi którzy dbali o bezpieczeństwo tego zgromadzenia. Roztaczanie wśród uczestników atmosfery zaszczucia, zagrożenia ze strony strony państwa polskiego.  Wyraźny podział na „my kontra oni”. Dziwne wrzaski dochodzące z mównicy, dosłowne wrzaski nie słowa przy kolejnych poetyckich przemowach i tłum reagujący podobnymi radosnymi okrzykami. Bardzo ciekawe było przemówienie jednej dziewczyny (chyba) które rozróżniało osoby LGBT od tak zwanych „osób wspierających”,  czyli ludzi nie będących LGBT a jednocześnie wspierających ten ruch. Którym z tego co zrozumiałem też zarzucono że prześladowania LGBT to również ich wina. Na zasadzie jakby całe zło było winą osób heteroseksualnych. Kolejnym wielkim winnym i wielkim nieobecnym  był Rafał Trzaskowski, którego podobizna zrobiona na kartonie cały czas towarzyszyła uczestnikom. Obwiniano go o brak wsparcia dla zatrzymanych. Co dwa lub trzy przemówienia, puszczano muzykę przy której bawił się tłum, oczywiście postępową muzykę LGBT i Antifa friendly nie jakiś tam Zenek Martyniuk. Chyba to był swego rodzaju erzac Woodstocku. Brakowało jedynie Jerzego Owsiaka krzyczącego: „Możecie mnie za*ebać”. Przeważali młodzi ludzie z tęczowymi flagami i transparentami jeden z nich brzmiał „Zdejmij mundur przeproś matkę”, z tego co wiem Robert Biedroń munduru nie nosi.

Przerażający jest fakt jak lewica łatwo uwodzi młodych ludzi wykorzystujących typowe dla tego wieku problemy takie jak wyobcowanie, poczucie niezrozumienia, potrzebę bycia kimś ważnym i robienia czegoś co ma znaczenie. Lewicowe organizacje dają im to. Wykreowały produkt, czyli potrzebę walki z uciskiem, zapewniają akceptację i poczucie wyjątkowości. By taką nazwijmy to kukiełkę wykorzystać do własnych celów. Kiedyś na twiterze wdałem się w dyskusję z jedną z aktywistek, która domagała się wszystkiego czego domaga się LGBT, oczywiście natychmiast.  Zaproponowałem, że skoro chcą akceptacji i szacunku powinni zacząć lokalnie. Jakże byłoby to miłe gdyby grupy LGBT zaangażowały się w jakąś formę wolontariatu. Hospicja, schroniska dla bezdomnych, jakąkolwiek pomoc, która przez  społeczeństwo uważana jest za pozytywną. Pod PKiN, zwłaszcza zimą, widać jak zakonnice pomagają bezdomnym, nigdy nie widziałem tam kogokolwiek z antify czy LGBT. Pracując w ten sposób zyskuje się w swojej lokalnej społeczności szacunek, akceptację. Otrzymałem odpowiedź, że LGBT nie jest po to by pomagać, ale po to by walczyć o prawa. Walka w ich mniemaniu, czyli wyjście na ulicę z tęczową flagą, okazjonalne okrzyki, czasem coś co ma przypominać taniec pod Pałacem Prezydenckim oraz wieczne uważanie się za pokrzywdzonych. Po czym powrót do domu rodziców z poczuciem „robię coś ważnego”. Tę chęć do walki widać u osób które przemawiały. Jeśli Hitler i Mussolini czerpali przyjemność ze swoich przemówień to tu, co można poznać po wrzaskach do mikrofonu, następował co najmniej wielokrotny orgazm, na który tłum reagował orgazmistycznym spazmem.


Opublikowano

w

przez

Tagi: