11 marca 2011 r. pracowałem w elektrowni Shinchi w prefekturze Fukushima. Tego dnia potężne trzęsienie ziemi wywołało tsunami. Ze względów bezpieczeństwa przenieśliśmy się do pomieszczenia na czwartym piętrze i czekaliśmy na nadejście głównej fali. Zniszczenia były tak duże, że dopiero następnego dnia mogłem rozpocząć wędrówkę w kierunku miejscowości Futaba, gdzie znajduje się mój dom. Budynek położony jest zaledwie 3 km od elektrowni jądrowej Fukushima I. Nic nie wiedziałem, iż doszło w niej do awarii…
Tak swoją opowieść rozpoczął Yoshimitsu, którego poznałem wiosną 2012 r. w jednym z obozów dla przesiedleńców z terenów skażonych promieniowaniem. Yoshimitsu zazwyczaj wracał do domu samochodem z kolegą, ale tym razem nie mógł z nim nawiązać łączności telefonicznej. Poza tym wiele pojazdów zostało zniszczonych przez ogromną falę. Po przejściu tsunami, nie funkcjonował także transport publiczny, więc mój rozmówca postanowił wyruszyć w podróż pieszo. Miał do pokonania 50 km wzdłuż wybrzeża Pacyfiku.
Po drodze widział powalone budynki, spotykał zrozpaczonych ludzi, mijał wraki samochodów. Mniej więcej w połowie drogi zaczepił go człowiek i powiedział, żeby nie szedł dalej niż miejscowość Odaka, bo jakieś dziwne rzeczy dzieją się w elektrowni jądrowej Fukushima I. W Odace została ostatecznie wyznaczona 20 km strefa ewakuacyjna. Yoshimitsu był tak brudny, iż jednego czego pragnął to wziąć prysznic i przebrać się w czyste ubranie. Mimo ostrzeżeń zdecydował się iść dalej nie zważając na potencjalne niebezpieczeństwo.
Miasto duchów
Gdy Yoshimitsu dotarł do Futaby okazało się, że miasto jest puste. Wszyscy jego sąsiedzi zostali już ewakuowani. Postanowił więc dowiedzieć się czegoś więcej na temat sytuacji w elektrowni jądrowej i miejsca pobytu swoich znajomych. Poszedł na posterunek policji, ale nikogo tam nie zastał. Następnie udał się do siedziby straży pożarnej, gdzie również nie było żywej duszy. Wczesnym rankiem 13 marca – jeszcze przed wschodem słońca – dotarł do domu. Wziął prysznic, przebrał się i wyczerpany położył się spać.
14 marca o godz. 11.01 doszło do silnej eksplozji w budynku reaktora nr 3. Yoshimitsu usłyszał ogromny huk, a gdy spojrzał na niebo, zobaczył chmurę dymu i spadające w oddali cząstki betonu. Miał wrażenie, że zbliża się koniec świata. Nie tracił jednak przytomności umysłu. Wyjął zapalniczkę, sprawdził kierunek wiatru, założył dwie maski higieniczne i wsiadł na rower. Postanowił odwiedzić przyjaciela w pobliskiej miejscowości Namie. Po drodze mijał górujący nad drogą napis propagandowy „Energia jądrowa to energia świetlanej przyszłości”. Ciekawe co myśleli mieszkańcy Futaby widząc powyższy napis w trakcie ewakuacji? Na pewno byli wściekli, bo przez lata zapewniano ich, że katastrofa w elektrowni jądrowej nie może się wydarzyć.
Spóźniona ewakuacja
Yoshimitsu dotarł w końcu do Namie, gdzie przed centrum handlowym Sun Plaza zebrała się grupka zaniepokojonych mieszkańców miasta. Ludzie byli całkowicie zdezorientowani. W ciągu trzech dni po przejściu fali tsunami, w elektrowni jądrowej Fukshima I doszło już do dwóch eksplozji. Jedna z moich znajomych – Kimiko, o której pisałem w „Zabójczej fali” – widziała unoszące się kłęby dymu z perspektywy ponad 20 km i myślała, że jest to duży pożar. Mało kto wierzył w to co się dzieje na terenie elektrowni atomowej.
17 marca około godz. 20.00 w drzwiach domu, w którym przebywał obecnie Yoshimitsu, pojawili się żołnierze (formalnie cywile w wojskowym ubraniu, ponieważ takie ograniczenia nakłada pacyfistyczna konstytucja narzucona po II wojnie światowej przez Amerykanów) z Japońskich Sił Samoobrony. Oznajmili, że wkrótce będzie przeprowadzona ewakuacja ludności. Yoshimitsu poprosił, żeby przyszli następnego dnia.
18 marca około południa wojsko przetransportowało Yoshimitsu i część mieszkańców Namie do miasta Nihonmatsu w centralnej części prefektury Fukushima. Yoshimistu zatrzymał się w lokalnym ośrodku kultury, w którym mieszkał do 5 kwietnia. Następnie zakwaterowano go w hotelu w miejscowości Inawashiro, gdzie czekał prawie pół roku na kolejną przeprowadzę. Kilkumiesięczna tułaczka zakończyła się w obozie dla przesiedleńców na przedmieściach Kōriyamy, jednego z głównych ośrodków gospodarczych prefektury Fukushima. Tam właśnie go spotkałem.
Gdy zapytałem Yoshimitsu, czy zamierza kiedyś wrócić do Futaby, odpowiedział, że prawdopodobnie nie, bo jego dom jest położony zbyt blisko zniszczonej elektrowni jądrowej. Co ciekawe, nie widziałem smutku na jego twarzy i twarzach innych przesiedleńców. Po Japończykach trudno jest poznać co naprawdę myślą. Być może pojawienie się obcokrajowca z odległej Polski pozwoliło im na chwilę zapomnieć o wielu problemach. W każdym razie miło wspominam czas spędzony z tymi ludźmi.
Powyższy tekst powstał na podstawie zapisków autora z okresu 2011–2013 dotyczących potrójnej katastrofy (trzęsienie ziemi, tsunami, awaria w elektrowni jądrowej Fukushima I) w japońskim regionie Tōhoku.