Co wspólnego ma trzepot skrzydeł motyla w Afryce Zachodniej z cyklonem w Ameryce Północnej? – Tak można postawić pytanie dotyczące popularnego „efektu motyla”. Japończycy natomiast mogliby zapytać: co wspólnego ma drzewo porwane przez tornado w Teksasie z katastrofą jądrową w Fukushimie? Okazuje się, że między jednym a drugim są pewne powiązania. W latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia Amerykanie wysnuli teorię z ogromnym drzewem porwanym przez tornado, które uderza jak pocisk w budynek reaktora jądrowego i uszkadza awaryjne zasilanie. W związku z tym zaczęto projektować elektrownie jądrowe w taki sposób, żeby awaryjne generatory prądu znajdowały się pod ziemią.
Gdy ponad cztery dekady temu powstawała elektrownia jądrowa Fukushima I, odpowiedzialni za jej projekt Amerykanie, zaadoptowali powyższe rozwiązania w Japonii. Niestety nie dokonano żadnych modyfikacji pod kątem tsunami. Co więcej, Japończycy zdawali sprawę z potencjalnego zagrożenia, ponieważ władze firmy TEPCO – operatora elektrowni Fukushima I – robiły symulacje zaskakująco podobne do tego co wydarzyło się 11 marca 2011 r. Pisał o tym m.in. dziennik Asahi. Uznano jednak, że prawdopodobieństwo zdarzenia jest minimalne, a koszty związane a poprawą bezpieczeństwa będą ogromne. Rzeczywistość to brutalnie zweryfikowała.
Wycieczka do elektrowni jądrowej
Panią Ishii poznałem w miejscowości Iwaki, na jednym z osiedli dla przesiedleńców z terenów skażonych radioaktywnie. Pełna energii emerytka działała wcześniej w kobiecej organizacji w miejscowości Ōkuma, w której znajdują się cztery najstarsze reaktory elektrowni Fukushima I. W marcu 2011 r. mijało czterdziestolecie komercyjnego uruchomienia reaktora nr 1, więc miesiąc wcześniej lokalna organizacja Pani Ishii zwróciła się do kierownictwa elektrowni jądrowej z prośbą o wyjaśnienie kwestii bezpieczeństwa. Niektórzy mieszkańcy Ōkumy pamiętali zapewnienia firmy TEPCO, że reaktory będą funkcjonować maksymalnie 30 lat, więc po czterech dekadach czuli się zaniepokojeni.
Kierownictwo elektrowni jądrowej, aby uspokoić niepokoje mieszkańców miasta, wyraziło zgodę i zaproponowało zwiedzanie kompleksu Fukushima I. Spotkanie odbyło się w lutym 2011 r. Firma TEPCO zorganizowała posiłki w tradycyjnych pudełkach bentō oraz zapewniła kombinezony ochronne. Zwiedzający zapytali: skoro w elektrowni jest tak bezpiecznie, to dlaczego musimy chodzić w kombinezonach? Przewodnik odpowiedział żartobliwie, że tak będzie jeszcze bezpieczniej. Zwiedzanie zakończyło się koło południa, po którym uczestnicy mogli odczuwać komfort psychiczny dotyczący bezpieczeństwa w elektrowni jądrowej.
Ewakuacja w nieznane
11 marca 2011 r. państwo Ishii zajmowali się pielęgnacją owoców kiwi w tunelu foliowym, gdy nagle o godz. 14.46 rozpoczęło się potężne trzęsienie ziemi. Ciężko było ustać na nogach. Wkrótce po tym okazało się, że wstrząsy uszkodziły ich dom, więc emeryci postanowili na wszelki wypadek przenocować w cieplarni foliowej. 12 marca około godz. 6 rano odwiedzili ich strażacy z prośbą o żywność dla poszkodowanych w wyniku tsunami. Mieszkańców Ōkumy proszono również, by zaangażowali się w przygotowywanie posiłków. Każde ręce były potrzebne do pracy. Niestety około godz. 7.30 strażacy zjawili się ponownie, tym razem z informacją o natychmiastowej ewakuacji związanej z wydarzeniami w elektrowni jądrowej.
Punktem spotkania była okolica sali gimnastycznej przy lokalnej szkole podstawowej, ale zapowiadane autokary nie pojawiły się o czasie. Mieszkańcy musieli czekać 4,5 godziny na ewakuację. Około południa rozpoczęła się podróż, którą wiele osób uważało za krótki epizod. O godz. 15.36 doszło do eksplozji w budynku reaktora nr 1 i chwilowy wyjazd zmienił się w kilkumiesięczną tułaczkę, a następnie życie w obozie dla przesiedleńców. Jednakże w pierwszych tygodniach kryzysu jądrowego ludzie z terenów skażonych często wracali na chwilę do swoich domów, aby zabrać wartościowe rzeczy.
Do 21 kwietnia przepisy wokół elektrowni nie były restrykcyjne, a policja pozwalała mieszkańcom odwiedzać domy na własną odpowiedzialność. 27 marca państwo Ishii wrócili po psa. Nie wzięli nic więcej, bo bali się, że przedmioty domowe zostały napromieniowane. Zwierzę nie było karmione od 12 marca, ale oszczędzało jedzenie. Pies nie jadł i nie pił zbyt dużo już w dniu ewakuacji ludności, jakby czuł co się dzieje. Obecnie cała trójka mieszka w mieście Iwaki, jednak nie wiadomo jak długo potrwa ich pobyt. W ubiegłym roku odwiedził ich urzędnik samorządowy i zasugerował, żeby przygotowali się na długi pobyt. Pani Ishii zapytała: czy zostaniemy tutaj np. 10 lat? Urzędnik odpowiedział – bardzo doceniam pani sposób myślenia…
Powyższy tekst powstał na podstawie zapisków autora z okresu 2011–2013 dotyczących potrójnej katastrofy (trzęsienie ziemi, tsunami, awaria w elektrowni jądrowej Fukushima I) w japońskim regionie Tōhoku.
Odcinek 1: Samuraje i surferzy
Odcinek 2: Zabójcza fala
Odcinek 3: Samotna wędrówka