Ratujmy polską edukację domową

Wprowadzana obecnie reforma oświaty głośna jest przede wszystkim ze względu na likwidację (zwaną też wygaszaniem, aczkolwiek zachodzi bardzo szybko) gimnazjów. Tymczasem inne jej zapisy zasługują co najmniej na uwagę. Mowa o edukacji domowej i nowym pomyśle na jej organizację.

Dotychczas rodzice, którzy zdecydowali, aby ich dzieci uczyły się poza szkołą, mogli ubiegać się o zezwolenie na rzecz edukacji domowej u dyrektora jakiejkolwiek publicznej bądź niepublicznej szkoły na terenie Polski. W Prawie Oświatowym zmieniono ten stan rzeczy, wprowadzając rejonizację wojewódzką (art. 37 ust. 2 pkt 1): „Zezwolenie (…) może być wydane (…) jeżeli

1) przedszkole, szkoła podstawowa lub szkoła ponadpodstawowa, do której dziecko zostało przyjęte, znajduje się na terenie województwa, w którym zamieszkuje dziecko.”

Prawo do wyboru szkoły prowadzącej/nadzorującej edukację domową zostało więc poważnie ograniczone: rodzice dziecka zamieszkałego na terenie jednego województwa nie będą mogli zapisać go do szkoły położonej w innym województwie i tam ubiegać się o zezwolenie na nauczanie poza szkołą. Tymczasem w stanowisku grupy roboczej ds. edukacji domowej czytamy m.in. „sprawą kluczową dla rodziców jest, aby szkoła, do której przypisane jest ich dziecko, rozumiała specyfikę edukacji domowej i dzięki temu tworzyła sprzyjające warunki dla tej formy edukacji; dlatego nie powinno się ograniczać rodzicom prawa do wybrania najlepszej oferty dla swojego dziecka.” Analizy nowych przepisów dokonało także Stowarzyszenie Libertariańskie, a tu m.in.: „Szacuje się, że szkół, które są przyjazne edukacji domowej i znają potrzeby oraz specyfikę tej formy nauczania, jest w Polsce zaledwie kilkanaście, z czego większość w Warszawie, Poznaniu lub Gdańsku.” Można się zatem spodziewać, że konsekwencją zmiany przepisów będzie ograniczenie oferty edukacyjnej.

To co na terenie Polski jest ograniczeniem, poza jej granicami staje się de facto likwidacją możliwości korzystania z oferty edukacji domowej. Powstaje bowiem następujące pytanie: na jakiej zasadzie wprowadzić w tym przypadku rejonizację wojewódzką, skoro osoby przebywające za granicą nie zamieszkują w żadnym z województw (a jeśli na terenie któregoś z nich są zameldowanie – co przecież nie jest koniecznością – czy będzie to równoznaczne z zamieszkaniem? Wiemy, że wcale nie musi, np. dlatego, że nie odprowadzają podatków na terenie RP, a subwencja oświatowa finansowana jest właśnie z nich etc.).

To nie jedyna zmiana w zapisach dotyczących edukacji domowej. Wprowadzono też wymóg uzyskania opinii publicznej poradni psychologiczno-pedagogicznej. Dotychczas takie badania można było przeprowadzić także w placówce niepublicznej. W naszym przekonaniu w tym przypadku nie wystarczy „cofnąć się” do stanu poprzedniego. Na jakiej bowiem zasadzie na dzieci uczące się w trybie edukacji domowej nakładany jest obowiązek przeprowadzenia takiego badania? Żadne dziecko uczęszczające do szkoły nie jest do tego zmuszane. A jeśli już taka diagnoza zostanie przeprowadzona, rodzic nie ma obowiązku ujawniania jej wyników. No chyba że chce, aby jego dziecko uczyło się w domu. Wówczas pojęcie prywatności i danych wrażliwych powinien na chwilę zawiesić na kołku.

W przypadku dzieci polskich uczących się za granicą przepis dotyczący badania w publicznej (rejonowej) PPP praktycznie uniemożliwia lub skutecznie utrudnia edukację poza szkołą. Pytanie czy właśnie to ustawodawca miał na myśli, czy omawiane przepisy są wyłącznie efektem bałaganiarskiego potraktowania zagadnienia?

Jedno jest pewne zza tak proponowanych zmian przemawia arogancja: grupa robocza ds. edukacji domowej zwraca uwagę na wielość przepisów, które łamie ta propozycja, poczynając od Konstytucji RP, ale zataczając szersze kręgi: Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności oraz Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej. Ustawodawca zasłania się „interesem rodziców”, tylko dlaczego oni sami często wyrażają swój sprzeciw? Rodzice uczniów mieszkających za granicą są pewni, iż przepisy w takiej formie pozbawią ich dzieci możliwości korzystania z edukacji zgodnej z polską podstawą programową, jeśli zdecydują się na nauczanie domowe.  Można powiedzieć, że system się domyka. Pół biedy, gdyby jeszcze coś oferował. Niestety jest zupełnie na odwrót: niszczone jest coś, co lepiej lub gorzej działało, na rzecz tego, co będzie działać gorzej lub nie będzie działać wcale.

A jak to wygląda w praktyce?

O tym, jak zmiany w edukacji domowej dotykają dzieci mieszkających za granicą opowiada poniżej mieszkająca we Francji Magdalena Kawalec-Segond, która przytacza także wypowiedzi innych osób znajdujących się w podobnej co ona sytuacji.

Cała sprawa zaczęła się dziś rano (mamy 8 grudnia 2016 roku) od rozpaczliwego dość postu w zamkniętej grupie „Dwujęzyczność dziecięca” na fb, której mam zaszczyt być członkiem. Pani Ewa Paul napisała (jako wiadomość publiczną, dlatego ośmielam się cytować):

„Mam prośbę do wszystkich, którym zależy na tym, by szkoła internetowa Libratus, w której uczą się dzieci za granicą, nie została zamknięta. Mój apel do minister Zalewskiej z całą pewnością nie sprawi, że ona zmieni zdanie. Pani minister już podjęła decyzję. Jedyne co może w tej chwili Libratus uratować to wsparcie posłów i senatorów PIS oraz premier Szydło i prezydenta Dudy. Większość z nich nie słyszało o sprawie „rejonizacji edukacji domowej”, gdyż likwidacja Libratusa ginie przy szumie wokół likwidacji gimnazjów, zmiany podstawy programowej itd.

W związku z tym proszę zróbcie co następuje :

  1. Skopiujcie treść mojego apelu i wyślijcie go do wszystki posłów i senatorów PIS, premier Szydło i Prezydenta Dudy. Poniżej macie wszystkie adresy mail. W tytule maila wpiszcie „W obronie prawa polskich dzieci za granicą do polskiej edukacji”.
  2. Możecie załączyć mój apel i dodać wpis od siebie, jeśli chcecie. Proszę piszcie krótko i zwięźle, długich wywodów nikt nie będzie czytał. Bez obelg i krzyków. Proście o wsparcie, piszcie dlaczego Libratus jest dla Was ważny. Możecie dodać dlaczego OPREG, który nie jest internetową platforma edukacyjną, nigdy nie zastąpi Wam Libratusa (MEN używa fakt istnienia ORPEG jako pretekstu do likwidacji Libratusa). W tytule maila wpiszcie „W obronie prawa polskich dzieci za granicą do polskiej edukacji”.
    PROSZĘ, TO TYLKO KILKA KLIKÓW (KOPIUJ APEL, LISTĘ ADRESÓW, TYTUŁ MAILA I WYŚLIJ). Jeśli na ich skrzynki mailowe przyjdzie kilkanaście/kilkadziesiąt/kilkaset maili od nas, to może ktoś zainteresuje się sprawą. Udostępniajcie ten post na swoich profilach i grupach polonijnych w Waszych krajach.
    CZAS NAGLI!!! Głosowanie nad ustawą : Sejm 13-15 grudnia, Senat 20-21 grudnia.”

Napisałam swój list (treść poniżej), który poruszał wymienione wcześniej problemy z ustawą z punktu widzenia rodziców dzieci polskich przebywających za granicą, rozesłałam po liście adresowej i podjęłam promowanie sprawy na fb ze swojej ściany. Po około godzinie zareagował na mój mail, bardzo pozytywnie, Pan Senator RP Antoni Szymański. I NIKT inny wymieniony w poście FB z nazwiska poza redaktorem naczelnym Pitu Pitu, Rafałem Otoka-Frąckiewiczem.

Zapytacie: dlaczego to robię? Są dwie odpowiedzi proste. Jedna pochodzi z porównania oferty ORPEG (czyli podległego MENowi Ośrodka Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą http://www.orpeg.pl/index.php/projekt-qotwarta-szkolaq, prowadzącego m.in. platformę wspierającą edukację formalną uczniów polskich za granicą) oraz wspomnianej w moim liście platformy e-edukacyjnej dla dzieci polskich za granicą Libratus

https://www.libratus.edu.pl/, czyli innowacyjnego projektu edukacyjnego, który oferuje bezpłatną polską edukację dla dzieci Polaków przebywających za granicami kraju. Umożliwia on najmłodszym stały kontakt z językiem ojczystym oraz zapewnia wykształcenie zgodnie z polską podstawą programową. Nauczanie przebiega w formie kształcenia domowego, w którym rodzic pełni rolę nauczyciela dla swojego dziecka.

Czy po nawet pobieżnym oglądzie obu rozwiązań, tego, które jest „państwowe” i się utrzyma, oraz tego społecznego, które właśnie likwiduje się jednym podpisem, jeszcze ktoś ma jakieś pytania? OK. Więc zrobiłam to z czystej prywaty. Mam polsko-francuskiego syna. Tomek ma 16 miesięcy. Chcę, by korzystał z NAJLEPSZYCH możliwych środków do trwania w języku i kulturze Polski, naszej wspólnej ojczyzny (zadbałam o obywatelstwo polskie dla syna, mam we wszystkim poparcie mojego francuskiego męża, profesora psychologii rozwoju, specjalisty także w zakresie dzieci wielojęzycznych). Chcę, aby szkoły DEDYKOWANE DZIECIOM POLSKIM ZA GRANICĄ takie jak Libratus, oparte o przepisy dotyczące nauczania domowego, w ogóle miały szansę istnieć. Aby przez Internet w sposób dostępny i atrakcyjny, Tomek był w stanie za kilka lat podjąć naukę szkolną w domu po polsku, skoro i tak będzie musiał chodzić do na ogół beznadziejnej francuskiej szkoły dziennej.

Po wielkiej polskiej fali emigracyjnej ostatniej dekady czy już niemal dwóch, dzieci takich jak Tomek są setki tysięcy.

Poniżej świadectwo jednej z matek, Pani Ewy Paul, jednej z tysięcy wspieranych w swym trudzie edukacyjnym przez platformy internetowe takie, jak Libratus:

„Moja córka Zosia, ma 7 lat, w Libratusie, który jest internetową platformą edukacyjną, uczy się już drugi rok, jest w II klasie. Staś ma 5 lat i czeka by w przyszłym roku też stać się uczniem.

Mieszkamy we Francji w rejonie gdzie nie ma żadnych szkół polskich sobotnich. Libratus jest jedyną szansą moich dzieci na polską edukację.

Zosia bardzo lubi uczyć sie z Libratusem. W tym tygodniu, dla przykładu, uczy się z podręcznika online o kalendarzu, porach roku, miesiącach itd. Są piosenki o nazwach miesięcy i porach roku. Są filmy, ćwiczenia, zadania, gry i rebusy – wszystko w danym temacie. Są legendy, lektury, wszystko w atrakcyjnej dla dziecka formie. Nauka jest przez zabawę, wszystko jest tematycznie i logicznie ułożone. Sama nigdy nie dałabym rady tego wyszukać. Gdybym została pozbawiona wsparcia Libratusa skończyłoby się na ślęczeniu nad książką-podręcznikiem i zniechęceniu dziecka.

Libratus jest dla mnie nieocenioną pomocą, jest świetnie przygotowaną platformą edukacyjną, gdzie nauka podzielona jest na tygodniowe moduły, są webinaria, nadzór nauczyciela prowadzącego, możliwość kontaktu przez skype z innymi dziećmi z Libratusa, w ten sposób można poznać „kolegę z ławki”, który mieszka w zupełnie innym kraju i też uczy się polskiego. Wiedza jest podana w atrakcyjnej formie, więc polski nie staje się kolejnym przykrym obowiązkiem.  A Zosia lubi Libratusa i naprawdę mnóstwo się tam uczy.

Cieszę się też, że w Libratusie Zosia uczy się nie tylko języka polskiego, ale też np. matematyki. Ostatnio uczyła się po polsku w Libratusie jak jest suma, różnica itd. Dla mnie to ważne, żeby ona znała te słowa i umiała kiedyś rozwiązać zadanie z polskim poleceniem, bo być może będzie studiować w Polsce. Sama jej tych pojęć nie nauczę bo niewiele pamiętam ze szkoły z matematyki. Podobnie z historii, geografii… Szukanie materiałów z wszystkich przedmiotów samemu, bez wsparcia takiego genialnego narzędzia jakim jest Libratus, byłoby dla mnie niewykonalne.

Bardzo motywujące do nauki w Libratusie są też egazminy po zakończeniu roku szkolnego, które mają miejsce w Polsce w wakacje. Dziecko przez cały rok się stara i uczy, a na koniec jego wysiłek jest nagradzany. Moja córeczka bardzo pilnie się przygotowuje do egazminów, starannie prowadzi zeszyty, bo chce je pokazać na egzaminie, bo wie, że tam będzie za swoją pracę pochwalona. Uzyskane świadectwo polskiej szkoły jest dla niej powodem do dumy.

Nie bez znaczenia jest też możliwość uzyskania przez dziecko legitymacji szkolnej. Ze strony praktycznej: podróżując po Polsce można korzystać ze zniżki na przejazdy. Ze strony emocjonalnej: Zosia była bardzo dumna gdy dostała polską legitymację. Pokazałam jej moją starą, identyczną legitymację z podstawówki i była dumna, że ma taka samą jak ma mama. Wzmocniło to w niej poczucie że jest Polką jak mama i Francuzką, tak jak tata jest Francuzem. Wzmocniło to jej dumę, że ma dwie szkoły, polska i francuską, że ma dwa języki i dwie ojczyzny.”

Teraz zatem niech każdy uważny czytelnik oczyma wyobraźni zobaczy, jak wszyscy uczniowie likwidowanego DARMOWEGO Libratusa (i innych szkół internetowych tego typu) próbuję się raz w tygodniu (chociaż po co, tam się co tydzień nic nie zmienia) zalogować do tego „fantastycznego” MENowskiego wynalazku, aby czegoś się nauczyć. JUŻ? To teraz otwórzcie szeroko oczy i piszcie te maile.

Apel do Minister Edukacji Narodowej Anny Zalewskiej


Opublikowano

w

przez

Tagi: