Jak już zapewne wszyscy wiecie w Zjednoczonej Prawicy trwa właśnie pożar w burdelu. A ja z jednej strony domyślam się o co chodzi a z drugiej – za cholerę nie mam pojęcia.
Przyznam się szczerze, że ten tekst w założeniu miał być zupełnie inny. Planowałem, że napiszę sine ira et studio analizę tej całej piątki Kaczyńskiego i wypunktuje krok po kroku dlaczego ta durna ustawa nie tylko zniszczy nasze rolnictwo i sprawi, że tysiące osób pójdą na bezrobocie, ale także w najmniejszym stopniu nie poprawi losu zwierząt. Miałem się również przejechać po reżymowych propagandystach, którzy z gorliwością członków CzeKa tropiących trockistów dopatrują się wszędzie lobbingu futrzarzy, a jakoś dziwnie milkną kiedy ktoś ich spyta, czy na konta wpływają im na pewno tylko wierszówki i czy ostatnio może nie byli na jakimś „szkoleniu” w Tajlandii czy innym równie egzotycznym miejscu.
Problem w tym, że od momentu w którym zacząłem myśleć o napisaniu tego tekstu do momentu, w którym zacząłem stukać w klawisze, sytuacja zdążyła wyrwać się spod kontroli. I teraz patrzymy nie tylko na perspektywę upadku naszej branży rolnej ale także na perspektywę upadku rządu.
To dlaczego ziobrzyści i gowinowcy nie poparli tej ustawy jest raczej jasne. Matematyka wyborcza złożyła się tak, że poparcie tych ich śmiesznych partyjek było Jarkowi potrzebne do rządzenia, ale sytuacja nie była dla niego wygodna. Gowin zawsze był niepewny, co ostatecznie udowodnił podczas kryzysu wokół wyborów prezydenckich. A Ziobro jest ambitny i nigdy nie zadowalała go rola wyłącznie przystawki. O nie, on sam chciał być poważnym konkurentem w walce o schedę po Jarkaczu. A to oznaczało, że robił pod górkę i podgryzał Mateusza Morawieckiego, którego Jarkach jak się wydaje zdążył już na rzeczonego następcę namaścić.
Jarek, co mówią o nim wszyscy którzy go znają, bardzo sobie ceni u swoich współpracowników lojalność. Gowin i Ziobro lojalni nie byli i jako tacy nie mieli w jego oczach zbyt wielkiej wartości. Dla wszystkich było jasne, że Jaro prędzej czy później każe im spadać. Wystarczyłoby, żeby podkradł kilku posłów opozycji albo dogadał się z PSLem, który w zamian za posady w SSP i inne profity głosowałby tak, jakby chciał naczelnik – i Ziobro z Gowinem nie tylko znaleźliby się w opozycji, ale i pewnie wkrótce poza aktywną polityką, bo te ich śmieszne partyjki raczej samodzielnie się przez próg wyborczy nie przeczołgają. I o ile Gowinowcy mają jakąś niewielką szansę się jeszcze do PO czy nawet do Hołowni przytulić, o tyle nikt z opozycji nawet na Ziobrę nie spojrzy.
Próbą generalną do wycięcia Gowina i Ziobry miała być zapewne rekonstrukcja rządu. W jej ramach, co przecież zapowiedziano oficjalnie, obie przystawki miały stracić po jednym z dwóch obecnie przez nich kontrolowanych ministerstw. Terlecki nawet pobiegł wtedy do mediów i z wyjątkową nawet jak na niego bezczelnością palnął, że przecież nie są z PiSu. A myślę, że w trakcie negocjacji usłyszeli jeszcze gorsze warunki.
Jeśli miałbym obstawiać, to myślę, że Ziobro zagłosował przeciwko ustawie covidowej i ustawie o ochronie zwierząt bo chciał Jarkowi przypomnieć, że ten jeszcze nie ma samodzielnej większości i – przynajmniej na razie – nie powinien mu podskakiwać. I o ile ustawę covidową wraz z jej bezkarnością dla urzędników udało mu się udupić, o tyle w wypadku ustawy o ochronie zwierząt nie wziął pod uwagę jednej rzeczy.
Rzeczą tą było to, że ustawę niemal w całości – poza bodajże czterema głosami – poparła Koalicja Obywatelska. Nie powiem, mnie też to nieco zdziwiło. Dotychczasowa praktyka pokazywała bowiem, że w głosowaniach zwykle są antyPiSem, nawet wtedy kiedy PiS akurat chce przegłosowania czegoś sensownego. Co więcej ich elektorat, co widać było przy zamieszaniu przy ustawie o podwyżkach pensji dla polityków, też bardzo nie lubi, jak głosują tak jak PiS.
To jednak nie był jedyny argument za tym, żeby jej nie poprzeć. Przede wszystkim sprzeciw wobec tej ustawy pozwoliłby im na odbicie wielu głosów na wsiach i nie tylko. Wystarczyło wykazać, że ta ustawa przyniesie sektorowi rolnemu milionowe straty i że prospołeczny Kaczyński jest w imię swoich fanaberii dopuścić do tak tragicznej sytuacji i wyszliby na zbawców i mężów stanu. A tak poparli ją za bezdurno i oddali zyski propagandowe ze sprzeciwu PSLowi i Konfederacji. Ja rozumiem doskonale, że nasza opozycja to nie są tytani intelektu, ale trudno winić Ziobrę, że nie przewidział aż tak głupiego zachowania z ich strony. To i tak by nie wystarczyło, gdyż nawet gdyby wszyscy z PO którzy ją poparli zagłosowaliby przeciwko to i tak by przeszła, ale jakby Porozumienie nie stchórzyło i nie wstrzymało się w większości od głosu i jakby udało się przekonać jeszcze kilku posłów PiS do buntu, to jego plan miałby szanse na powodzenie.
Gdyby tak się stało i ta ustawa przepadła w głosowaniu, to Ziobro nie tylko upokorzyłby Jarka i zemścił się za próby marginalizacji, ale równocześnie pokazałby, że nic mu nie może zrobić bo potrzebuje go do współrządzenia jeszcze przynajmniej przez trzy lata. No ale wyszło jak wyszło. Cytując słowa wielkiego Lemmiego Kilmistera, you win some you lose some, a żelazny Zbigniew i tak nie miał zbyt wiele do stracenia.
W tej chwili mamy do czynienia z impasem. Jarek się wkurzył i kazał zawiesić buntowników, a część polityków PiSu buńczucznie deklaruje, że to koniec koalicji, ale sytuacja nie jest tak prosta. Przede wszystkim żadnej ze stron nie pasują wcześniejsze wybory. Ziobro i Gowin, jak już wspomniałem, nie mają zbyt wielkiej szansy na wejście do przyszłego sejmu samodzielnie. Ale chociaż PiS zapewne zdobyłoby w tych wyborach najlepszy wynik z wszystkich nie ma żadnej gwarancji, że ten wynik wystarczyłby na samodzielną większość. Ba, sądząc po tym jak bardzo Jarek wkurzył swój żelazny wiejski elektorat oraz obrońców życia, którzy teraz słusznie zauważają, że życie norek jest dla niego ważniejsze niż życie nienarodzonych dzieci, szczerze bym się zdziwił jakby było inaczej.
Mogłoby się wydawać, że sytuacja to deja vu z roku 2007, kiedy przez konflikt w koalicji Jaro też ogłosił wcześniejsze wybory, co kosztowało ostatecznie oddanie Polski na osiem lat w łapy PO. Ale moim zdaniem teraz sytuacja jest jeszcze trudniejsza. Wtedy mieliśmy bowiem do czynienia ze zorganizowaną siłą PO i PSL, która przejęła władzę. Teraz może się zdarzyć, że PiS będzie bardzo blisko większości, a cała reszta opozycji nie będzie w stanie się dogadać i sformować wspólnego rządu. No bo umówmy się, koalicja w której będzie równocześnie Lewica i Konfederacja jakoś nie wydaje się prawdopodobna. A to oznacza rząd mniejszościowy. Tyle tylko, że rząd mniejszościowy może jakoś funkcjonować wyłącznie wtedy, kiedy mamy do czynienia z rozsądną, propaństwową opozycją. Jaka jest nasza opozycja nie trzeba tłumaczyć, więc bardziej prawdopodobny wydaje się tutaj scenariusz izraelski – impas i paraliż władzy ustawodawczej. a następnie kolejne wcześniejsze wybory, powtarzać aż do skutku. Tym bardziej, że w zaistniałej sytuacji PiS nie ma szans na koalicję z kimkolwiek, nawet z PSLem, dla którego taka koalicja byłaby pozbyciem się sporej części resztek elektoratu. To, do czego może doprowadzić paraliż zarządzania państwem w tak trudnych czasach nietrudno sobie wyobrazić.
Myślę, że Jarek o tym doskonale wie. Tyle wiary w jego zmysł polityczny jeszcze mi pozostało. Myślę, że wie również o tym, że rząd mniejszościowy już teraz, bez wcześniejszych wyborów, też nie jest rozwiązaniem. Bo to doprowadzi do identycznego kryzysu, tyle że już teraz a nie za trzy lata. Dlatego stawiam, że z tego kryzysu w koalicji niczego wielkiego nie będzie. Panowie się na siebie poboczą, ponapinają muskuły i za jakiś czas dojdą do wniosku, że nadal są na siebie skazani.
To oczywiście nie tłumaczy dlaczego Jaro uparł się przepchnąć tą szkodliwą i kretyńską ustawę za wszelką cenę. Czytałem już masę wyjaśnień, z których najczęściej pojawiało się takie, że to celowa zagrywka mająca na celu oddanie władzy i przeczekanie nieuchronnego post-covidowego kryzysu w opozycji aby potem wrócić w glorii i chwale jak dzisiejsza opozycja sobie z nim kompletnie nie poradzi. Nie przekonuje mnie jednak żadne z nich. Jak Jaro chciał zniszczyć własny rząd to miał ku temu wiele okazji które nie wymagały od niego wcześniejszego zniszczenia całego ważnego sektora gospodarki i zrujnowania życia dziesiątkom tysięcy ludzi.
Jeśli już to zgadzam się raczej z tym, co w ostatnim odcinku Pitu Pitu mówił Otoka. Jarek po prostu nie ma świadomości konsekwencji jakie przyniesie ta ustawa. Nie jest żadną tajemnicą, że Jarek bardzo lubi zwierzęta, i on faktycznie jest przekonany o tym, że jej wprowadzenie jedynie uratuje małe słodkie noreczki przed oskórowaniem przez złych futrzarzy i słodkie małe pieski przed za krótkimi łańcuchami na których trzymają je okrutni gospodarze. I po prostu nie wie, że jej wejście w życie rozpieprzy nam chociażby sektor produkcji mięsa, który obecnie trzepie grubą kasę na uboju halal i koszer. Nie wie, że wpłynie to na znaczny wzrost cen mięs w polskich sklepach. Nie wie, że teraz „ekolodzy” będą mogli szantażować właścicieli gospodarstw tak, jak od lat szantażują developerów, lub wręcz niszczyć ich gdy konkurencja im za to zapłaci. A nawet jeśli dochodzą do niego takie głosy, to stojąca za tym całym zamieszaniem młodzieżówka PiS z jego nową panią Basią, Michałem Moskalem na czele pewnie bez większych trudności przekonuje go, że te głosy dochodzą do niego ze strony osób przekupionych przez futrzarzy a ewentualne straty dla budżetu z podatków rolników są niczym w porównaniu z kasą, jaką Morawiecki ostatnio wyżebrał w Brukseli.
To, czy dla nich ta ustawa jest elementem kariery, wkupienia się w łaski prezesa – bambisty czy też ktoś wziął grubą kasę w kieszeń od zachodnich producentów żywności albo wschodnich producentów futer – nie wiem i szczerze mówiąc mam to w dupie. W ogólnym obrazie rzeczy to i tak nic nie zmienia.
Cała nadzieja, że prezydent Duda, któremu Kaczyński może w tej chwili skoczyć na pukiel, postanowi się odegrać za kampanię wyborczą i zostać zbawicielem polskiej wsi i odeślę tę porąbaną ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, co chociaż na jakiś czas oddali perspektywę tego, że zostaniemy krajem bez rolnictwa.
A jeśli ten rząd ma wpadać na kolejne równie mądre pomysły – to może jednak lepiej dla wszystkich, żeby upadł.